Czasy się zmieniły i fortuny już się z Ameryki nie przywozi. (...) Dużo więcej jest tych, którzy są po tamtej stronie Oceanu i po zniesieniu wiz chętnie by tu przyjechali, tylko nie mają na to szans - mówi Jerzy Jurecki, wydawca „Tygodnika Podhalańskiego”, gość RMF.

Konrad Piasecki: Kiedy pan obserwuje tych Polaków, imigrantów zarobkowych w Chicago, w Nowym Jorku to nie ogrania pana przygnębienie?

Jerzy Jurecki: Ogrania. Serce się kraje, ale cóż? Cały czas istnieje ten american dreams – mit tego, że jak wyjedzie się do Ameryki to przywiezie się tutaj fortunę. Tymczasem czasy się zmieniły i tej fortuny już się z Ameryki nie przywozi.

Konrad Piasecki: Czy z perspektywy amerykańskiej, oni – ci imigranci zarobkowi - wyglądają tak samo jak z polskiej? Tzn. w Polsce taka wyobraźnia masowa mówi, że oni mieszkają w suterenach, zarabiają mało, żyją podle a w dodatku trudnią się jakimiś podłymi zajęciami w stylu zrywanie azbestu.

Jerzy Jurecki: Niestety najczęściej tak właśnie jest, że żyją tam w złych warunkach. Chyba, że udało im się wyjechać do rodziny. Gorzej jest z tymi, którzy jadą tam albo w ciemno, albo do kogoś kto nie bardzo ma ochotę i czas się nimi zająć. Wtedy to są rzeczywiście ludzie, którzy mieszkają w suterenach, czasem po kilka osób. Czasem jest tak, że śpią we czwórkę w jednym łóżku albo wymieniają się tym łóżkiem, że jeden wraca z pracy i kładzie się a drugi do tej pracy wychodzi. Taka jest tam rzeczywistość.

Konrad Piasecki: Mówiąc szczerze zdumiewają takie opowieści jak Krzysztofa Krawczyka, który w Polsce był gwiazdą a tam kładł papę na dachach; Marka Piekarczyka – głośnego wokalisty z TSA, który w Stanach był elektrykiem. Ci ludzie byli w Polsce gwiazdami, zarabiali całkiem przyzwoite pieniądze. Wyjechali tam i skazali się na zawodową degradację. W imię czego się to wszystko dzieje?

Jerzy Jurecki: Można by tam było jeszcze Zielińskiego ze Skaldów dołożyć i paru innych. To jest absolutna rzeczywistość i tak rzeczywiście było, że wielkie gwiazdy można było spotkać na ulicach Nowego Jorku, siedzące gdzieś na chodniku przed pubem. Trudno ocenić skąd się to wszystko bierze. Kiedyś było to zrozumiałe. Wtedy, kiedy u nas była komuna to wiadomo było, że ta różnica ekonomiczna jest na tyle duża, że ten wyjazd jest uzasadniony. Dzisiaj ten wyjazd jest mniej uzasadniony – powiedzmy sobie szczerze – dlatego, że tam nasza góralka z Murzasihla, która jedzie do Chicago i pracuje na domkach, tzn. sprząta domki, wstaje o 5 rano, sprząta te 4 czy 5 domków, wraca o 23 z powrotem i w ogóle nie wie, że jest w Ameryce – uda jej się w ciągu tygodnia odłożyć kilkadziesiąt dolarów, bo tyle jej się uda, nie zarobi więcej.

Konrad Piasecki: Czy zatem jest tak, że ten funkcjonujący w Polsce mit Stanów Zjednoczonych, mit wielkich pieniędzy, wielkich możliwości, jest tak naprawdę mrzonką i bajką?

[ovbraz:64772_a.jpg:left]Jerzy Jurecki: W tej chwili już tak, dlatego że naprawdę zarobki się wyrównują. One się zdecydowanie zmieniły. Dawniej góral, który przyjechał po kilku latach na Podhale stawiał chałupę.

Konrad Piasecki: To w takim razie z czego to wynika? Czy ten funkcjonujący na Podhalu mit rzeczywiście jest tak silny, że pcha ludzi za wielką wodę? Czy może jest tak, że ci ludzie tu w Polsce są bezrobotni, nie mają żadnych perspektyw i wydaje im się, że nawet te 100-200 dolarów odłożonych tygodniowo to są wielkie pieniądze.

Jerzy Jurecki: To się zmieni wtedy, kiedy będzie można tam pojechać i to zobaczyć. Póki ci ludzie nie mogą tam pojechać i zobaczyć jakie tam są miody, to cały czas o tych miodach marzą. Bo wydaje im się, że rzeczywiście te dolary na ulicach leżą. Tymczasem rzeczywistość jest zupełnie inna.

Konrad Piasecki: To w takim razie dlaczego nie wracają kiedy już zobaczą jak te miody wyglądają?

Jerzy Jurecki: Chcieliby wrócić, ale problemy są dwa: pierwszy jest taki, że jeśli wyjechali plącąc np. 8 czy 10 tysięcy przez Meksyk, czy Kanadę za bilet, to muszą te pieniądze odrobić. Jak już im się to zwróci to pasowałoby coś zarobić i przywieźć z powrotem. Jak zarobi, to też nie bardzo może jechać do Polski, dlatego że jak już się pojawi na tej granicy to potem go nie puszczą, bo wyjechał nielegalnie. Z kolei jeśli rzeczywiście pojechał legalnie, ale „imigration” na granicy w Chicago mu wbiło, że może być dwa miesiące a on siedział 3 lata to jak już wyjedzie to już nie wróci.

Konrad Piasecki: Czy w takim razie ma pan nieco paradoksalne poczucie, że tak naprawdę zniesienie wiz spowodowałoby raczej falę powrotów niźli falę wyjazdów?

Jerzy Jurecki: Ja nie mam żadnych wątpliwości, dlatego że ci z Podhala, którzy chcieli jechać do Ameryki oni są tam już dawno. To jest rzecz, którą można łatwo sprawdzić. Tutaj są wyludnione wsie. We Wróblówce średnia wieku jest 60 lat. W Cichym co druga chałupa jest pusta. Ktoś kto miał ochotę pojechać, to wyciągnął 8 tysięcy dolarów, albo załatwił w konsulacie i rzeczywiście konsulat mu dał wizę, albo zapłacił grubą gotówkę za to, żeby przemknąć do Ameryki przez Meksyk czy przez Kanadę i tam jest. Absolutnie ma pan rację, że w momencie kiedy te wizy zostaną zniesione nagle na Podhalu się pojawią ludzie stamtąd a nie odwrotnie.

Konrad Piasecki: Ale wciąż są młodzi, którzy mają ten american dream w sobie i marzą o wyjeździe do Stanów.

Jerzy Jurecki: Zgadzam się, ale pytanie których jest więcej? Moim zdaniem dużo więcej jest tych, którzy są po tamtej stronie Oceanu i chętnie by tu przyjechali, tylko nie mają na to szans.

Konrad Piasecki: Dziękuję za rozmowę.

Foto Maciej Pałahicki RMF