Kto, Demokrata czy Republikanin, poprowadzi Stany Zjednoczone w XXI wiek? Wyborom towarzyszą wielkie emocje, bo dwaj główni rywale w prezydenckim wyścigu- George W. Bush i Al Gore mają bardzo podobne notowania. W waszyngtońskim studiu RMF Barbara Górska gości : Jerzego Sapiejewskiego - dyrygenta mieszkającego od 30 lat w Waszyngtonie, Tadeusza Mireckiego - działacza Kongresu Polonii Amerykańskiej i profesora-historyka - Andrzeja Paczkowskiego.

Barbara Górska (RMF): Panie profesorze, Amerykanie nie mają z czym walczyć. Nie ma jakichś ciemnych sił, np. komunizmu, wybierają między programem pozytywnym, a jeszcze bardziej pozytywnym. Polakom może się to nudne wydawać...

Andrzej Paczkowski: Jestem tutaj od dwóch miesięcy. Wiedziałem że są wybory prezydenckie, ale to co się dzieje wokół mojego domu, właściwie w ogóle nie dotyczy wyborów prezydenckich, tylko wyborów do rad szkolnych, wyborów rad lokalnych. Tutaj jednocześnie odbywa się cała seria różnych głosowań. Podejrzewam że znaczna część Amerykanów bardziej interesuje się tym, kto będzie wybrany do rady szkolnej w jego dzielnicy, niż czy będzie Gore czy Bush.

Jerzy Sapiejewski: Jeśli chodzi o lokalne wybory jest po angielsku takie powiedzenie „all politics is local” – „wszelka polityka opiera się na sprawach lokalnych”. I rzeczywiście – najbliższe są ludziom te sprawy, ile będą płacić podatku i do jakiej szkoły będą chodzić ich dzieci. Niemniej co cztery lata jest zainteresowanie wyborami prezydenckimi. Co dwa lata do kongresowej elekcji dużo mniej wyborców staje.

Tadeusz Mirecki: A zauważyliście, że w porównaniu z Polską Amerykanie są bardziej spontanicznie, przynajmniej próbują udawać. Jak Gore miał problem, że był za sztywny, doradcy mu powiedzieli: zrób tak jak Clinton. Pamiętacie, jak Clinton grał na saksofonie, żeby zmobilizować swoich zwolenników. Wydaje mi się, że zrobił się taki trend, żeby wybory były zabawą dla ludzi. Może to nie jest takie dobre, nie wiem co pan profesor o tym sądzi...

Andrzej Paczkowski: Ja myślę że to jest bardzo dobre, dlatego że w ten sposób to nie staje się ponurym obowiązkiem obywatelski, tylko staje się jakimś elementem życia, nawet w sensie zabawy. Zabawa nie jest przecież niczym szkodliwym, byleby nie była to głupia zabawa. Zabawa w demokrację nie jest głupią zabawą – bywają głupsze. To co mnie tutaj uderzyło – jeżeli się przyglądam sondażom – to jest bardzo mała liczba osób niezdecydowanych. To jest dosłownie parę procent. W Polsce na tydzień przed wyborami wciąż jeszcze było 10-15 procent obywateli, którzy nie wiedzieli, na kogo zagłosują.

Jerzy Sapiejewski: A, bo za dużo jest partii w Polsce. Tu na ogół, z małymi wyjątkami, jest system dwupartyjny, który w pewnym sensie zobowiązuje ludzi do głosowania w jedną stronę albo w drugą. Nawet ci, którzy by głosowali na trzeciego kandydata, w końcu myślą, że wyrzucają swój głos, bo wiadomo, że ten trzeci kandydat nie zostanie prezydentem.

Andrzej Paczkowski: Obserwując w telewizji te wybory – one miały oczywiście ten cały sztafaż: panienki, które machają chorągiewkami, ludzie wrzeszczą, ale ci kandydaci mówili coś. Oczywiście, to nie są takie różnice, jak między Kwaśniewskim a Olszewskim, niemniej jednak są różnice. Jeżeli chodzi o to, jakie i od kogo ściągać podatki i na co wydawać te pieniądze.

Jerzy Sapiejewski: Tak, ale kampania wyborcza jest zorganizowana prawie jak film dramatyczny. Nie wiem czy pan profesor wie, że jak kandydaci się przygotowują do kampanii wyborczej, angażują reżyserów filmowych, którzy pokazują im jak się zachowywać, jak mówić, żeby to jak największe wrażenie wywołało na publiczności. Jest to spektakl teatralno-filmowy i ludzi z nim związani – jestem artystą więc wiem – nie są to tylko muzycy, ale głównie reżyserzy filmowi, doradcy, którzy jednocześnie pracują w Hollywood i w Białym Domu.

(RMF): A czy dobrze można na takim interesie zarobić?

Jerzy Sapiejewski: O, bardzo. Kampania wyborcza jest jednym z największych bodźców ekonomicznych w tym kraju...

(RMF): Jaki może spotkać artystę, tak?

Jerzy Sapiejewski: Tak, dużo muzyki, reklam...

(RMF): Panowie, rozmawiamy sobie na razie bardzo niezobowiązująco, tymczasem dwójka z naszych gości, tzn. pan Sapiejewski i pan Wilecki jest dzisiaj w obowiązku głosować. Czy już panowie głosowaliście. A może dopiero będziecie?

Jerzy Sapiejewski: Nie, bo ja za wcześnie musiałem wstać, żeby tutaj przyjść do studia.

Tadeusz Mirecki: Ja tak samo tutaj wcześnie rano się wybrałem.

(RMF): Na kogo będziecie panowie głosowali?

Tadeusz Mirecki: Ja się wybieram do urny wyborczej prosto stąd, ze studia i zamierzam oddać głos na Busha. Bardziej mi się podoba filozofia rządzenia republikańska. Sądzę, ze na przyszłość republikanie zbudują struktury rządu i prawa, które będą na wyższym poziomie moralnym i etycznym.

Jerzy Sapiejewski: Ja się nie zgadzam. Tu moglibyśmy toczyć długą dyskusję. W pewnym sensie uważam, że rząd demokratów jest bardziej progresywny, lepszy dla ogółu ludzi. Mniej „probiznes”. Prawdopodobnie będę głosował na Gore’ ale jest też możliwe, że tak symbolicznie zagłosuję na Nadera. Zgadza się z politykami, którzy twierdzą, że głosowanie na niego, to wyrzucanie głosu ale w Waszyngtonie – ponieważ i tak wiadomo, że demokraci wygrają – głos na Nadera powoduje, że ta partia może się jakoś rozwinąć (Zielonych) i wpłynąć na politykę amerykańską, która jest zbyt „probiznes”. Pieniądze za bardzo rządzą polityką i to nawet republikanie zgadzają się z tym, że pieniądze są pod stołem podawane politykom. To nie jest dobre dla amerykańskich wyborców.

(RMF): Panowie, to pytanie jest może bardziej do wróżki ale mimo wszystko wam je zadam. Wiele godzin pozostało do tego finału a wygląda na to, że sprawy są rozstrzygnięte. Czy rzeczywiście?

Tadeusz Mirecki: Ja bym tak nie powiedział. Ludzie mogą zmienić zdanie jeszcze, dziś w ostatniej chwili. Natomiast jest też mała możliwość, że prócz losu ludzi, o wyborach zdecydują głosy elektorów. Oni mogą odwrócić decyzję ludzi. Może się zdarzyć, że mniejszościowy kandydat zdobędzie więcej głosów elektorskich. Dlatego, że elektorzy oddają głosy z całego stanu jednocześnie.