Bogdan Rymanowski: Jakie są szanse na to, że Jaser Arafat i Ariel Szaron usłyszą zaproszenie Leszka Millera i przyjadą niebawem do Warszawy?

Jerzy Jaskiernia: To, że usłyszą, to nie ma wątpliwości, przecież już polska dyplomacja ten komunikat przesłała do zainteresowanych stron. Co więcej, uczestniczyłem w Forum Dialogu Cywilizacyjnego w Warszawie i wśród uczestników konferencji, a były tam wybitne postaci, ta inicjatywa premiera Millera wzbudziła zainteresowanie.

Bogdan Rymanowski: Usłyszą na pewno, ale czy przyjmą zaproszenie?

Jerzy Jaskiernia: Trudno powiedzieć, bo jeszcze nie wiadomo, czy do takiej konferencji dojdzie. Trwa spór. Zawsze będzie pytanie, gdzie tak konferencja powinna się odbywać.

Bogdan Rymanowski: Są już informacje, że owszem, taka konferencja ma się odbyć za 6 tygodni, ale nie w Polsce, a w Stanach Zjednoczonych. Czy zatem ten pomysł został już wcześniej zaakceptowany przez Izrael i Palestynę, czy był on konsultowany kanałami dyplomatycznymi, czy też nie?

Jerzy Jaskiernia: Jeśli chodzi o polską inicjatywę, to był pewien gest. Polska wyraziła gotowość bycia gospodarzem w tej ważnej sprawie międzynarodowej – trudnej, konfliktowej, delikatnej i w związku z tym, ten sam gest, jako taki, się liczy, bo wskazuje, że Polska zamierza być aktywna w stosunkach międzynarodowych. Prawdopodobieństwo przyjęcia tej inicjatywy było ograniczone, tu raczej dopatrywałbym się pewnej symboliki, aktywności Polski. Wiadomo, że Stany Zjednoczone są tym miejscem, gdzie przede wszystkim jest prezydent USA – problem nie w tym, gdzie się konferencja będzie odbywała, tylko kto będzie tym istotnym mediatorem, a Stany Zjednoczone mają klucz do rozwiązywania wielu konfliktowych problemów.

Bogdan Rymanowski: Czy Polsce są potrzebne takie gesty? Czy one nie przeszkadzają naszemu prestiżowi na arenie międzynarodowej? Wiceminister spraw zagranicznych w rządzie Jerzego Buzka Radek Sikorski uważa, że słowa premiera i wcześniej prezydenta, zostały rzucone na wiatr i nic z tego nie wyjdzie, to będzie jedna wielka kompromitacja, świadcząca o dyplomatycznej amatorszczyźnie polskiego rządu.

Jerzy Jaskiernia: Nie sądzę, żeby pan Sikorski był szczególnym autorytetem, nawet jeżeli sprawował funkcję wiceministra spraw zagranicznych. Przecież ten gest, jest gestem dobrej woli. Gdyby powstało pytanie, gdzie konferencja ma się odbywać, to na pewno brano by pod uwagę, że Warszawa wyraziła gotowość. Ten gest, sam w sobie jest pewnego rodzaju sygnałem gotowości Polski.

Bogdan Rymanowski: Szanse na zorganizowanie tej konferencji w Warszawie są pana zdaniem niewielkie?

Jerzy Jaskiernia: W mojej ocenie są niewielkie. To znaczy nie wiem, wydaje mi się, że wszystkie dotychczasowe ważne konferencje tego typu odbywały się na terenie USA. Przypomnę te konferencje, które rozstrzygały konflikt w byłej Jugosławii, czy te, które dotyczyły Bliskiego Wschodu, więc logicznym miejscem są Stany Zjednoczone. Ale jeżeli Polska taki gest wykonała to przecież nie jest to element żadnej kompromitacji, jeśli okazałoby się, że on nie zostanie zrealizowany. Świadczy to o tym, że Polska pewną gotowość wykazuje.

Bogdan Rymanowski: Ale czy to jest normalne, że w sobotę premier zaprasza do Warszawy uczestników tego straszliwego konfliktu, a w poniedziałek w radio, szef bardzo ważnej komisji sejmowej – komisji spraw zagranicznych – mówi, że szanse na zorganizowanie tej konferencji są niewielkie?

Jerzy Jaskiernia: Tę inicjatywę trzeba traktować w charakterze pewnego gestu. Przecież to nie jest inicjatywa polegająca na tym, że dwie strony szukały miejsca wspólnego spotkania, zwracały się do wielu krajów, w tym do Polski i Polska zareagowała. To był pewien gest, który padł na forum Rady Bezpieczeństwa Narodowego, bo wcześniej minister Siwiec o tym mówił. To jest taki gest, że Polska jest w takich stosunkach i z Palestyną i z Izraelem, że w ogóle może się podjąć organizacji takiej konwencji. I nic więcej. To, czy taka inicjatywa ma szanse, to jest zupełnie coś innego.

Bogdan Rymanowski: Zostawmy sprawę gestu. Czy to dobrze, że przewodniczącym Komisji Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych jest człowiek, który jest podejrzewany przez katowicką prokuraturę, przeciwko któremu toczy się postępowanie – Jan Monkiewicz.

Jerzy Jaskiernia: Oczywiście, rzeczą przykrą jest jeśli takie informacje się pojawiają i niewątpliwie Ci, którzy podejmowali decyzję o tej nominacji mogą się dzisiaj zastanawiać, czy gdyby wiedzieli o tej sytuacji, to podjęliby taką decyzję.

Bogdan Rymanowski: Decyzję podejmował wicepremier Marek Belka.

Jerzy Jaskiernia: Dlatego to jest raczej pytanie do pana wicepremiera Belki.

Bogdan Rymanowski: A gdyby pan był na miejscu pana wicepremiera Belki, czy pan poprosiłby pana Jana Monkiewicza o rezygnację w takiej sytuacji?

Jerzy Jaskiernia: W zależności od tego, na ile to są zarzuty nowe i na ile są poważne. Między zarzutem, a możliwością udowodnienie jest pewien rozdźwięk.

Bogdan Rymanowski: Nie powinno być tak, że w Polskim rządzie są ludzie, którzy są poza wszelkimi podejrzeniami?

Jerzy Jaskiernia: Tu nie chodzi o członka rządu.

Bogdan Rymanowski: Ale o bardzo ważne stanowisko.

Jerzy Jaskiernia: Generalnie uważam, że w stosunku do wysokich urzędników publicznych powinny być bardzo wysokie kryteria natury moralnej. Niewątpliwie taka sytuacja może utrudniać panu Monkiewiczowi realizację tej funkcji. Ale to jest pytanie do pana wicepremiera Belki, na ile wiedział o tych okolicznościach i co wynika z tego, że takie okoliczności się pojawiły po nominacji.

Bogdan Rymanowski: Premier Monkiewicz w ogóle nie powiedział wicepremierowi Belce o toczącym się przeciwko niemu śledztwie. Czy to w porządku?

Jerzy Jaskiernia: To niewątpliwie jest poważny problem, jeśli to jest fakt, dlatego że jednak to jest osoba kandydująca powinna o wszystkich sprawach mówić. Proszę zwrócić uwagę, że nawet przy kandydowaniu do Sejmu są bardzo ostre procedury - w ramach poszczególnych partii - prześwietlania posłów, a przecież tu stawka jest znacznie wyższa.

Bogdan Rymanowski: Jan Monkiewicz nie zachował się najlepiej?

Jerzy Jaskiernia: Jeśli prawdą jest to co pan mówi, dlatego że ja nie ma potwierdzenia. Jeśli to prawda, to jest to sytuacja poważna, niewątpliwie przy obsadzie tak spektakularnego stanowiska, wszystkie okoliczności dotyczące danej osoby powinny być znane decydentowi. On może je zlekceważyć, on może nie przyjąć ich do wiadomości, on może przyjąć pewne usprawiedliwienia, ale sprawa musi być znana, ponieważ to rzutuje na autorytet tych, którzy dokonują nominacji.

Bogdan Rymanowski: Czyli rzutuje na autorytet rządu SLD-PSL-UP.

Jerzy Jaskiernia: Staramy się unikać takich sytuacji. Jak pan wie, jesteśmy tutaj konsekwentni , natomiast życie jest życiem i jeszcze nie raz może powstać sytuacja, że określone uwagi prawne, czy zarzuty będą formułowane. Rzecz w tym, aby wyciągać konsekwencje z tego typu faktów.

Bogdan Rymanowski: Pan poprosiłby Jana Monkiewicza o dymisją, czy nie?

Jerzy Jaskiernia: Gdybym był decydentem w tej sprawie, to niewątpliwie bardzo by to rzutowało na mój stosunek do osoby, która by ukryła przede mną taką informację.

Bogdan Rymanowski: I wyciągnąłby pan konsekwencje?

Jerzy Jaskiernia: Tak. Wprowadzenie w błąd jest bardzo poważnym elementem w takim procesie decyzyjnym, przy założeniu, że chodzi tu o fakt, a nie chodzi o pewne informacje, które gdzieś cyrkulują w postaci faktów medialnych. To zastrzeżenie robię, ponieważ zawsze jestem zwolennikiem ochrony dóbr osobistych i honoru osób zainteresowanych.

Bogdan Rymanowski: Kiedy będzie decyzja SLD w sprawie bezpośrednich wyborów samorządowych na prezydentów i burmistrzów miast.

Jerzy Jaskiernia: Toczą się prace w Sejmie, a więc to jest przede wszystkim decyzja Sejmu. Ostatni marszałek Borowski zorganizował konferencję ekspertów; padały krytyczne uwagi. Są również krytyczne uwagi w gremiach SLD-owskich. Kolejne Rady Wojewódzkie formułują oskarżenia. Zbierze się Zarząd Krajowy pod koniec kwietnia i przeanalizuje te wszystkie sygnały.

Bogdan Rymanowski: A na dzisiaj jak wygląda decyzja Sojuszu? Większość posłów jest przeciwnych tym wyborom, czy za taką formą?

Jerzy Jaskiernia: Nie robiliśmy tutaj żadnego plebiscytu. Mogę powiedzieć w ten sposób: sama idea się podobała, a im dalej idziemy, przy analizie tego, jakie będą relacje między tak wybranym prezydentem i radą powstają wątpliwości, które trzeba wyjaśnić, aby nie popełnić błędu.