Uciążliwy petenci i stołownicy - tak coraz częściej mówi się Polakach w Unii Europejskiej. Czy marzenia o wejściu do zjednoczonej Europy w 2003 roku to polityczna fikcja? Ziemia za pracę, praca za ziemię, jak powinien wyglądać kompromis, dotyczący naszych okresów przejściowych? O tych zagadnieniach z Janem Truszczyńskim, byłym ambasadorem Polski przy UE a obecnie prezydenckim ministrem do spraw integracji europejskiej rozmawia Konrad Piasecki i Tomasz Skory

RMF FM: Panie ambasadorze, czy upieranie się obecnego rządu przy tym, że wejdziemy do Unii Europejskiej w 2003 roku stało się fikcją polityczną?

Jan Truszczyński: Nie, tego nie możemy uznać za fikcję, to nadal nie zostało pozbawione całkowicie realności, to nadal jest w jakimś bardzo małym procencie teoretycznie możliwe.

RMF FM: Tak mówi Józef Oleksy. Czy to jest zdanie całej polskiej lewicy czy tylko Józefa Oleksego?

Jan Truszczyński: Ja myślę, że powinniśmy się przede wszystkim koncentrować na jakości tego, co wynegocjujemy. To, czy to się stanie dwa miesiące wcześniej czy trzy miesiące później ma mniejsze znaczenie, niż dobry interes dla Polski.

RMF FM: Czyli to, co mówi Józef Oleksy to jest prowadzenie szczególnego rodzaju kampanii politycznej i wyborczej?

Jan Truszczyński: Ja bym tego tak nie powiedział. Po prostu od dawna uważam, że powinniśmy nieco mniej koncentrować się na dacie, z jaką osiągniemy członkostwo, ponieważ my je osiągniemy i to jest pewne.

RMF FM: A kiedy?

Jan Truszczyński: Między 2003 a 2005 rokiem wydaje mi się to całkowicie realne, właściwie nawet pewne.

RMF FM: Jakby Pan miał postawić u bukmacherów, to na jaką datę by Pan postawił?

Jan Truszczyński: Ja bym raczej wolał stawiać na to, jaki będzie wynik negocjacji w poszczególnych rozdziałach.

RMF FM: Ale kończąc ten wątek daty, czy mówienie o tym, że to jest fikcja polityczna, że powinniśmy przesuwać już te terminy na 2004 czy 2005 rok to takie szkodnictwo, fatalizm czy realizm?

Jan Truszczyński: Ja uważam, że data ambitna zawsze miała sens i ma sens nadal. To mobilizuje, to zmusza do wytężonej pracy, narzuca wytężoną pracę również naszym partnerom. Można dyskutować czy data jest zbyt ambitna, czy może nie należałoby sobie trochę popuścić, poluzować. Jednak muszą być to daty ambitne, bo inaczej nie ma tak zwanego przełożenia, nie ma intensywnej pracy.

RMF FM: A prezydent jest według Pana realistą czy fatalistą w tej sprawie?

Jan Truszczyński: Według mnie prezydent jest zarazem realistą i optymistą.

RMF FM: Czyli jednak jest zdania, że należy się upierać przy tej paru procentowej szansie na 2003 rok?

Jan Truszczyński: Prezydent nie wyklucza takiej możliwości, podobnie jak nikt z nas jej nie wyklucza. Ale przecież żeby tak się stało, to musielibyśmy zakończyć negocjacje najpóźniej w lutym, marcu przyszłego roku. Później w nieprawdopodobnie szybkim tempie doprowadzić do przygotowania owej umowy Polski z UE do podpisania, wpuścić to wszystko w ratyfikacje w krajach Piętnastki, a u nas poddać pod osąd społeczeństwa w referendum.

RMF FM: W miarę jak Pan mówi szanse topnieją.

Jan Truszczyński: Po prostu widać, że poszczególne etapy zabierają trochę czasu, muszą trochę czasu zabrać.

RMF FM: Czy jako ambasador Polski przy UE czuł się Pan jak ten petent i stołownik, o którym mówił wczoraj komisarz Verheugen?

Jan Truszczyński: Często jak petent, częściej jak partner.

RMF FM: A jak uciążliwy petent też?

Jan Truszczyński: Nie, nikt mi nie zarzucał, że jestem uciążliwym czy natrętnym petentem – w dyplomacji to nie jest możliwe. Aczkolwiek czasami miały miejsce twarde rozmowy, przy których partnerzy z obu stron stołu pocili się.

RMF FM: To skąd ta opinia o uciążliwych petentach i stołownikach. Mamy wrażenie, że jeżeli komisarz Verheugen to mówi, to mówi o Polsce?

Jan Truszczyński: A skąd Pana domniemanie, że to akurat nas dotyczy?

RMF FM: Bo chodzi o kraje kandydackie. Mnie się wydaje, że skoro stawiamy propozycję, żeby dla Polski obowiązywał 18 – letni okres przejściowy w handlu ziemią to trochę wydaje się to polityczną fikcją.

Jan Truszczyński: Kiedy ja myślę, że to nie jest opinia samego Verheugena. On chyba odnosił się do poglądu, który wyrażany jest może przez niektórych polityków

RMF FM: Opisał sytuację.

Jan Truszczyński: Ale to nie jest dobry opis sytuacji, w tym sensie, że daleko nie każdy tak sądzi. Ja zawsze mówię, że to jest umowa małżeńska, intercyza, kontrakt rodzinny. Przecież jak się żenimy, to nie po to żeby rozwieść się za dwa, trzy lata, nie myślimy o rozwodzie chcąc zawrzeć związek małżeński.

RMF FM: Ale małżeństwo może być szczęśliwe albo nieszczęśliwe.

Jan Truszczyński: No tak, można oczywiście określić to i tymi kategoriami, można uznać, że wybranka jest petentką, albo ten, który stara się o rękę panny młodej jest uciążliwym petentem i ona go nie chce. Ale przecież tu raczej nie zachodzi taka sytuacja. To, że jest trochę mniej entuzjazmu i za mało woli politycznej w porównaniu z tym, co było na początku lat 90, to jest jasne.

RMF FM: Dlaczego tak jest?

Jan Truszczyński: Ja sobie często stawiałem to pytanie i nie znajduje na nie dobrej odpowiedzi dlatego, że warunki właściwie nie zmieniły się. Jesteśmy dzisiaj lepiej przygotowani do funkcjonowania w tej rodzinie, mamy coś do zaoferowania, jesteśmy bardziej atrakcyjni, bardziej interesujący.

RMF FM: Może jesteśmy po prostu groźniejsi jako ewentualny konkurent?

Jan Truszczyński: Konkurencja jest oczywiście częścią życia, czy jest się w Unii czy poza nią.

RMF FM: Ale jeśli można jej uniknąć, to się jej unika.

Jan Truszczyński: Nie, dlatego że jednym z decydujących czynników, które powodują, że nasi partnerzy nadal są zainteresowani poszerzeniem jest przekonanie, że większa Unia, powiększona o dobrze rozwijające się gospodarki ze środka Europy będzie sobie lepiej dawać radę w gospodarce światowej, będzie lepiej i skuteczniej konkurować z innymi.

RMF FM: Ale czy nie jest tak, że my szarżujemy w tych negocjacjach, wracam do tego 18 – letniego okresu przejściowego. Czy to nie jest tak, że gdy urzędnicy w Brukseli słyszą, że Europejczycy mają 18 lat czekać na możliwość kupienia ziemi w Polsce, to wzruszają ramionami, a jak wyjdą z tych negocjacji to się stukają w czoło?

Jan Truszczyński: Wie Pan, ziemię można kupić w Polsce i dzisiaj, tylko jest specjalna procedura administracyjna dla cudzoziemców.

RMF FM: Mówię o wolnym zakupie ziemi. 18 lat to nie szarża?

Jan Truszczyński: To nie jest szarża, bo to jest okres, który wyłonił się w trakcie konsultacji partii politycznych, ma on również jakieś podłoże ekonomiczne oparte na różnicy w cenie ziemi w Polsce i w krajach sąsiadujących z Polską. W związku z tym to nie jest coś, co można zepchnąć ze stołu i powiedzieć, że to jest absurdalny postulat, Polacy kompletnie nie mają racji.

RMF FM: To jest po prostu materia do targowania się. Unia mówi: 7 lat, my 18 lat i stanie na 13 lub 15?

Jan Truszczyński: Na ilu stanie i na jakich warunkach stanie ja nie wiem i Pan nie wie, nikt z nas jeszcze nie wie.

RMF FM: Ale Pan musi podejrzewać jako doświadczony negocjator?

Jan Truszczyński: Ja jakieś swoje wyobrażenie oczywiście mam, ale ja nie jestem tym, który negocjuje.

RMF FM: A chciałby Pan być?

Jan Truszczyński: Nie, ja już negocjowałem, byłem członkiem zespołu negocjacyjnego. W tej chwili moje główne zadania są nieco innej natury, natomiast muszę oczywiście obserwować to, co dzieje się w naszych rozmowach z Unią, muszę o tym informować swojego przełożonego – głowę państwa.

RMF FM: A czy ta głowa państwa nie myśli sobie, jak na przykład Jan Krzysztof Bielecki, były premier, że dobrze byłoby rozszerzyć krąg polskich negocjatorów i włączyć do nich przedstawicieli lewicy, przedstawicieli opozycji. Nie miał Pan takich propozycji, takich myśli czy takich pragnień?

Jan Truszczyński: Nie. Ja uważam, że oczywiście w większym stopniu niż do tej pory powinna znaleźć praktyczne zastosowanie zasada porozumienia, zasada konsensusu, zgody polskich partii politycznych co do głównych celów, jakie chcemy osiągnąć w rokowaniach z Unią, czasu w jakim chcemy to osiągnąć i tak dalej. Myślę, że patie opozycyjne były zbyt mało i zbyt rzadko informowane o tym, co dzieje się w negocjacjach.

RMF FM: Były, a teraz już nie są?

Jan Truszczyński: Zawsze chciałoby się, żeby było jeszcze więcej i jeszcze lepiej. Jak się słucha partii opozycyjnych to można dojść do wniosku, że nie do końca są zadowolone z tego, co obecnie mają, w sensie dostępu do informacji, i wpływu na to co dzieje się w negocjacjach.

RMF FM: Pan uważa, że negocjatorzy powinni pozostać ci sami po ewentualnej zmianie rządu?

Jan Truszczyński: Ja uważam, że ciągłość w tych sprawach, tak zwana wiedza instytucjonalna, kontakty – to wszystko gra niezwykle istotną rolę. I tę ciągłość wiedzy i jakość kontaktów trzeba oczywiście wykorzystywać.

RMF FM: Mówił Pan o słuchaniu partii opozycyjnych. Prezes PSL zapowiedział wczoraj wręcz namawianie do głosowania w referendum przeciwko wstąpieniu Polski do UE, jeśli okres przejściowy na zakup ziemi dla cudzoziemców byłby mniejszy niż 10 lat. Czy Pan jest w stanie przekonać któregoś z polityków, że nie należy się tak zachowywać. Czy o to nie rozbiją się nasze negocjacje. Unia będzie twardo mówiła o siedmioletnim okresie, my twardo 18 i obie strony powiedzą sobie dziękuje, nie mamy o czym rozmawiać?

Jan Truszczyński: Umowa będzie się składać z setek elementów. Każdy z nich będzie ważny i wszystkie razem będą ważne. Ja pamiętam, że gdy w 1991 roku negocjowaliśmy umowę stowarzyszeniową, to ja negocjowałem w ostatniej fazie kontyngent na pieczarki. Coś się udało wynegocjować, nieco powyżej tego, co chciała nam pierwotnie dać Unia. I powiedziano mi potem, że takiej umowy my nie możemy absolutnie przyjąć, że za mało tych pieczarek będziemy eksportować. Każdy z tych postulatów jest ważny, ale są takie które mają znaczenie strategiczne, kluczowe, i są takie, które mają nieco mniejsze znaczenie – to trzeba będzie wyważyć w kluczowej fazie rozmów.

RMF FM: Ale jest taki, o których mogą rozbić się te rozmowy?

Jan Truszczyński: Nie umiem odpowiedzieć, ale sądzę, że makroekonomicznie musi się to po prostu Polsce opłacać. Musi być wyraźnie, wymiernie, znacznie lepiej niż obecnie. Wtedy można taką umowę przyjąć.