Dawniej politycy ukrywali myśli, stosując nowomowę, teraz mówią wprost, używając języka gangsterów. To komentarz polonisty dra Bronisława Maja z Uniwersytetu Jagiellońskiego na słowa, które miały wczoraj paść podczas spotkania prezydenta z premierem: Kto by to nie był - z grona pałacowego czy rządowego - jeżeli wykona cokolwiek przeciw przyjaciołom z drugiej strony, zostanie wyeliminowany i usunięty.

Bogdan Zalewski, RMF: Gdyby pan nie znał kontekstu tej wypowiedzi, gdyby pan znał tylko treść, to jak by pan określił środowisko, posługujące się takim słownictwem ?

Bronisław Maj:Nie znam zbyt dokładnie kontekstu ani jego autora. Ale tekst ten jest dość przerażający. Oczywiście wiadomo, że nadawca tego tekstu – na razie anonimowy - jest ze sfery politycznej. Dawniej zazwyczaj teksty polityczne posługiwały się nowomową, która w gruncie rzeczy służyła do ukrywania myśli, do stworzenia jakiejś nieistniejącej rzeczywistości - bo na tym polegała istota politycznej nowomowy. Środowisko polityczne zwykło tez posługiwać się mową, która jest określana – trochę na wyrost – dyplomatyczną; językiem, w którym także za pomocą pewnych konwencjonalnych wyrażeń ukrywa się w gruncie rzeczy istotę wypowiedzi.

Natomiast ten tekst niewątpliwie jest tekstem szczególnego rodzaju. Jest wypowiedziany takim językiem wprost. Ktoś z grona pałacowego czy rządowego, ktoś, kto wykona cokolwiek przeciw przyjaciołom, zostanie wyeliminowany i usunięty. Jest to raczej język potoczny, i to język gangsterów – jeśli mówi się, że ktoś zostanie wyeliminowany i usunięty, to jest to bardzo groźne. Ta groźba odnosi się nie tylko wobec tego, do kogo została wygłoszona, ale ta groźba, ten styl świadczy o środowisku i człowieku, który się tym językiem posługuje. To nie jest już nowomowa czy język dyplomatyczny.

Jeśli ten tekst okazałby się tekstem prawdziwym i jakoś w sensie politycznym funkcjonującym, byłym przerażony.

Bogdan Zalewski, RMF: Pan wspomniał o języku gangsterów, języku mafii, ale oststnio poznaliśmy jeszcze inna próbkę języka towarzystwa, języka Rywinowego – jak to określił Adam Michnik. Tam słowa klucze to nóż rdzawy w plecy wsadzony, masz nie przypier... A co tu jest takim słowem kluczem; sygnałem dla towarzystwa.

Bronisław Maj: Tekst jest gęsty. Jest kilka ważnych momentów, ale najważniejsze jest przede wszystkim zdanie wtrącone Kto by to nie był. Ma zwrócić uwagę, że nie ma w tym państwie nikogo, kto mógłby się czuć bezpiecznie, że ktokolwiek stanie przeciwko przyjaciołom będzie wyeliminowany, usunięty. Ja się wolę nie domyślać, co się za tymi słowami kryje.

Bogdan Zalewski, RMF: Lepiej nie wiedzieć niż wiedzieć...

Bronisław Maj: Do tego to zmierza. Ten tekst w pewnym sensie przeraża, budzi lęk trwogę, człowiek czuje się niepewny. Ja oczywiście nie należę, nie należałam i nie mam zamiaru należeć ani do grona płacowego, ani rządowego - mówiąc językiem tego tekstu - ale ów kwantyfikator kto by to nie był oznacza, że nikt nie może się czuć bezpiecznie. Ktokolwiek powie coś, zrobi coś, co owe grona uznają za niebezpieczne nie może się czuć pewny w tym kraju. To straszne.

Bogdan Zalewski, RMF: Dziękuję za rozmowę