"Sąsiedzi! W najbliższą sobotę w mieszkaniu nr … odbędzie się parapetówka. Z góry przepraszam za zakłócanie ciszy nocnej i proszę o wyrozumiałość" - kiedy po raz pierwszy zobaczyłem ogłoszenie podobnej treści uspokoiłem się, ale jedna jaskółka wiosny nie czyni. Z czasem dowiedziałem się jednak od znajomych, że podobne praktyki mają miejsce nie tylko w mojej kamienicy…

"Sąsiedzi! W najbliższą sobotę w mieszkaniu nr … odbędzie się parapetówka. Z góry przepraszam za zakłócanie ciszy nocnej i proszę o wyrozumiałość" - kiedy po raz pierwszy zobaczyłem ogłoszenie podobnej treści uspokoiłem się, ale jedna jaskółka wiosny nie czyni. Z czasem dowiedziałem się jednak od znajomych, że podobne praktyki mają miejsce nie tylko w mojej kamienicy…
zdj. ilustracyjne /DPA /PAP/EPA

Co "grzeczniejsi" autorzy podobnych ogłoszeń dopisują na zachętę: "gdyby było za głośno, zapraszam na drinka". Inni dodają na koniec: "życzę, żeby dobrze się mieszkało", co skądinąd domaga się odpowiedzi na pytanie: "Komu?". Autorowi? Czy mieszkańcom bloku lub kamienicy, których ogłoszeniodawca ustawia w szeregu zanim jeszcze zdąży się im przedstawić? Więcej w tym chyba raczej sarkazmu niż życzliwości...

Prywatki odbywają się nie od dziś. Nie od dziś też gospodarze stają przed problemem, jak pogodzić imprezę, hałasy i spokój sąsiadów. Niezależnie od tego, czy parapetówka działa się 60, 40 czy 25 lat temu, rozwiązanie mogłoby być tylko jedno: poprosić sąsiadów o wyrozumiałość. I tu dochodzimy do sedna sprawy: poprosić, a nie postawić przed faktem dokonanym.

Jeśli miałbym uderzyć w wysokie C, to musiałbym powiedzieć, że podobne ogłoszenia to wynik kryzysu stosunków międzyludzkich i narastającego egoizmu, błędnie kojarzonego z indywidualizmem. Nieco niższe C: efekt przenoszenia życia na Facebook, gdzie się przecież obwieszcza - "postuje na wallu". Po ludzku: komuś coś się pomieszało. Jeśli to ja mam do kogoś interes, to ja do niego idę z prośbą, a nie on do mnie.

Pod podobnym ogłoszeniem, które na drzwiach do mojej kamienicy zawiesiły wynajmujące jedno z mieszkań studentki dopisałem dowcipny komentarz: "Zamiast stawiać sąsiadów przed faktem dokonanym, może lepiej byłoby ich zaprosić na imprezę?". Kiedy po kilku godzinach wracałem z pracy, pod moim tekstem znalazłem dopisek: "Odczytano 14:51" (podobne adnotacje pojawiają się pod korespondencją, którą wymieniają posiadacze kont na Facebooku albo iPhonów). No więc właśnie: przyjęto do wiadomości, bez informacji zwrotnej, bez brania pod uwagę drugiej strony. Tak, jak wcześniej podano do wiadomości, bez brania pod uwagę reszty kamienicznej społeczności.

Nie zgadzam się na to i głośno zachęcam, żeby Państwo również się na to nie zgadzali. Oczywiście nie na parapetówki ani na imprezy, które każdy z nas od czasu do czasu w życiu z chęcią organizuje, ale na taki sposób informowania o nich. Jeśli ktoś chce zorganizować prywatkę, z którą wiążą się hałasy po 22, to powinien zapukać do drzwi sąsiadów, uśmiechnąć się, wytłumaczyć, w czym rzecz, zapewnić, że bierze odpowiedzialność za swoich gości i uzyskać od sąsiadów zgodę. Kawałek ciasta lub czekoladki zapewne nie pozostałyby bez wpływu na sąsiedzkie: "Ależ oczywiście, życzę udanej zabawy!". To kwestia nie tylko grzeczności i kultury osobistej, ale w jakimś sensie również cywilnej odwagi.

A jeśli sąsiedzi się nie zgodzą, drodzy ogłoszeniodawcy, to pozostaje imprezować w mieszkaniu do 22, a później ewentualnie przenieść się na miasto. Jeśli od ósmej do dziesiątej czasu jest za mało, to zawsze można zacząć prywatkę o szóstej. Niemniej, wciąż jeszcze żyjemy w społeczeństwie i w mniejszych lub większych społecznościach, które od ich członków domagają się umiejętności dogadywania się. Jeśli się to komuś nie podoba, może wynająć dom z dużym ogrodem, gdzie sąsiadów będzie można trzymać na bezpieczny dystans.