Może się Państwu wyda, że publikowanie tekstu o savoir-vivrze na wakacjach w przedostatni weekend wakacji to pewien paradoks. Zrobiłem to celowo, bo pomyślałem, że zapewne mają Państwo mnóstwo doświadczeń. Tych złych, ale i - wierzę w to - tych dobrych. Mam nadzieję, że podzielą się Państwo nimi w komentarzach. Tymczasem pokuśmy się o krótkie podsumowanie…

Jedną z najważniejszych reguł dobrego wychowania na wakacjach jest zasada dostosowania się. Urlop nierzadko spędzamy w innych krajach, często o odmiennej kulturze. Zresztą, czasem różnice da się zaobserwować podróżując jedynie do innej części naszego kraju. Co robić? "W Rzymie zachowuj się jak Rzymianin" - powiada przysłowie.

Po pierwsze, dobrze coś poczytać o kraju (kręgu kulturowym), do którego się wybieramy. Może choć w niewielkim stopniu pozwoli nam to wpisać się w tło, wejść między tłum ludzi i stać się nierozpoznawalnym obserwatorem. Spróbujmy się nie wyróżniać. Nauczmy się też paru wyrazów w języku kraju, do którego podróżujemy. Wszyscy doskonale wiemy, jak dobre wrażenie robi na nas obcokrajowiec, który zakupy kończy wypowiadanym z akcentem "dżenkuje".

Po drugie, jeżeli już znajdziemy się na miejscu, obserwujmy, jak zachowują się mieszkańcy. W Anglii do autobusu wchodzi się drzwiami usytuowanymi najbliżej kierowcy, po czym od razu okazuje się bilet, ewentualnie taki kupuje (tego przynajmniej doświadczyłem w Oxfordzie). Nie wypada postąpić inaczej, mimo iż w Polsce obowiązują inne zasady. Włosi na przykład kawę z mlekiem (cappuccino) pijają wyłącznie do południa (szczególnie na południu kraju). Po 12 mleko jest schowane, dysze w ekspresach do ubijania piany wyczyszczone i należy zamawiać już wyłącznie espresso. W Gruzji i Armenii często można zobaczyć na ulicy mężczyzn, którzy spacerują objęci lub w takiej pozycji siedzą na ławce. Pocałunek na powitanie i pożegnanie to zupełna norma. Mowa oczywiście o mężczyznach heteroseksualnych. W niektórych krajach arabskich za całowanie się na plaży można z kolei trafić do więzienia. To nic, że w naszym kraju jest inaczej...

Nie krytykujmy cudzych obyczajów ani zachowania gospodarzy. Nie mam tu na myśli jedynie głośnego werbalizowania swoich wątpliwości, ale coś więcej - ogólną postawę. Czasem hotele i organizatorzy wycieczek wychodzą naprzeciw naszym potrzebom i, uprzedzając fakty, zdradzają gościom, czego mogą się spodziewać. W zeszłym roku odwiedziłem wioskę Maorysów w Nowej Zelandii. Jeszcze w autokarze, którym podróżowaliśmy do tego miejsca z hotelu każdy otrzymał specjalną broszurę, która była swoistym mini poradnikiem savoir-vivre’u. Zaraz po przyjeździe odbywa się bowiem tradycyjne powitanie, przypominające taniec, podczas którego wojownicy m. in. pokazują język. "Ta część ceremonii może wydawać się bardzo zabawna" - czytamy w ulotce. - PROSIMY O SZACUNEK DLA NASZEJ KULTURY, PROSIMY NIE WYBUCHAĆ ŚMIECHEM ANI SIĘ NIE UŚMIECHAĆ ORAZ NIE POKAZYWAĆ JĘZYKA (w oryginalnym tekście ta część zdania również była wyróżniona drukowanymi literami). Jeżeli coś wydaje nam się niezrozumiałe, przemilczmy to, spróbujmy się z tym intelektualne zmierzyć i zrozumieć. Nie kpijmy jednak, nie ironizujmy, nie żartujmy, nawet, jeżeli z naszej perspektywy coś wydaje nam się zwyczajnie śmieszne, jak wspomniane pokazywanie języka na powitanie. Dodam tylko, że kolejnym elementem witania się jest dotykanie się nosami...

Bardzo dużo uwagi zawsze należy poświęcić naszemu ubiorowi. Luz nigdy nie może być rozumiany jako niechlujstwo i brak dbałości o to, w czym się chodzi. Ubrania mają być czyste, schludne i estetyczne. Estetyka powinna też charakteryzować nasz wygląd: skarpetki do sandałów albo takie, które wystają z adidasów i sięgają połowy łydki (w zestawie z krótkimi spodenkami) nie tylko są dalekie od ideału, ale tak naprawdę nie mają z nim nic wspólnego. W tym samym stopniu dotyczy to krzykliwych logotypów znanych marek na t-shirtach czy przykrótkich sukienek. Jako nacja wciąż chyba dużo grzechów mamy sobie do zarzucenia.

Strój na wakacjach z wielu względów powinien być skromny. Po pierwsze wiąże się to z naszym bezpieczeństwem. Ktoś, kto wygląda na zamożnego prędko może stać się obiektem ataku i kradzieży. Po wtóre, społeczeństwa wielu krajów są o wiele bardziej pruderyjne niż nam się wydaje. Nawet w USA prowincja nie rządzi się tymi samymi prawami, co Nowy York czy Los Angeles. Podobnie jest zresztą nad Wisłą. Modowy indywidualista, którego trudno rozpoznać pośród wielu innych na krakowskim Rynku w bieszczadzkiej wsi byłby bez wątpienia kolorowym ptakiem. W szczególności trzeba o tym pamiętać w krajach arabskich, gdzie kobietom stawia się dodatkowe wymagania, gdy mowa o ubiorze. Skromny strój (a więc długie spodnie, zakryte ramiona, niewielki dekolt) powinien być wymogiem dla każdego, kto odwiedza miejsca kultu religijnego.

Powtórzmy to raz jeszcze: ubiór to nasza wizytówka. Za granicą ktoś siłą rzeczy widzi najpierw to, jak jesteśmy ubrani, a dopiero w dalszej kolejności obserwuje nasze zachowanie i rozpoznaje język. Myślę, że będąc za granicą trzeba mieć świadomość tego, że jest się ambasadorem własnego kraju. Sprawy stroju nie należy też demonizować, powołując się na najczęstszy argument pieniędzy, a raczej ich braku. Na ubranie nie trzeba wydawać dużo, trzeba za to wydawać na odpowiednie rzeczy, najlepiej na klasykę.

W hotelu najlepiej zachowywać się tak, jak w domu. W tym samym stopniu dbać o pokój i jego wyposażenie, gasić światło i wyłączać telewizor, gdy się wychodzi. Należy jednak pamiętać, że wszystko, co znajduje się w hotelowym pokoju powinno w nim zostać. Moja znajoma dziennikarka opowiadała mi, że była kiedyś na wakacjach świadkiem tego, jak jeden z gości próbował wynieść w torbie zasłony. Nie zabieramy ze sobą ani poduszek, ani szlafroka, ani popielniczki, ani podstawki pod mydło. Za to, jeżeli jakiś bibelot bardzo nam się spodoba, zapytajmy w recepcji, czy można go kupić. Do naszej dyspozycji są za to przedmioty jednorazowego użytku: kosmetyki (płyn pod prysznic, mydło), gąbka do czyszczenia butów, igielnik, klapki. Jeżeli nie zużyjemy ich na miejscu, ale uznamy, że na pewno przydadzą nam się w przyszłości, możemy je zabrać.

Pamiętajmy, że hotelowa służba to nie nasi służący. Jeśli mamy specjalne prośby, to spodziewajmy się, że będziemy musieli za takie usługi dodatkowo zapłacić. Nie skarżmy się na złe jedzenie, klimat i za twardy materac. Jeżeli za to pojawi się jakiś problem, spróbujmy go załatwić rzeczowo i okazując życzliwość dla osoby, z którą rozmawiamy (ona zazwyczaj nie ma żadnego związku z zaistniałą sytuacją). Tutaj jest za to miejsce na uśmiech, którym zyskamy życzliwości recepcji i innych pracowników.

W hotelowej restauracji czy jadalni obowiązuje odpowiedni strój. Nie należy na obiad czy kolację przychodzić prosto z plaży, w kąpielówkach czy bikini, trzeba się przebrać. Dużym wyzwaniem dla każdego jest zachowanie przy bufecie, jeżeli posiłki organizowane są w formie tzw. szwedzkiego stołu. W jednym z poradników savoir-vivre’u przeczytałem kiedyś ładne zdanie: nie należy monopolizować jedzenia. Przyjęciu stół-bufet poświęciłem zresztą osobny tekst.

All inclusive to zdaje się największe wyzwanie. Każdy zna historie osób, które wracają z dwutygodniowych wakacji z kilkukilogramowym nadbagażem wokół bioder. Według jednej z anegdot niektórzy goście są przekonani, że odpowiedniego koloru bransolety uprawniają również do darmowego robienia zakupów w okolicznych sklepach. Podobne pytanie usłyszała zresztą moja znajoma rezydentka: "Czy opaska all inclusive działa poza hotelem? Bo zastanawiam się czy opłaca mi się iść na miasto"...

Skoro o rezydentach mowa, to pamiętajmy, że choć pracują zwykle w nadzwyczaj pięknych okolicznościach przyrody, to jednak... pracują! Poza usprawiedliwionymi przypadkami (alarmowymi) nie należy do nich dzwonić w środku nocy. W każdej sprawie można za to przyjść na dyżur, który rezydenci odbywają w hotelach, w których zakwaterowani są ich goście. Wspomniana znajoma odebrała kiedyś telefon pół godziny po północy, by usłyszeć: "Dzień dobry. Dzwonię zgłosić, że za oknem szczeka mi pies i spać nie mogę, a poza tym latają komary, a śpię nago. Czy mogłaby Pani osobiście coś z tym zrobić?". Strach pomyśleć, czy rzeczywiście był to problem, czy raczej propozycja...

Na koniec tradycyjnie pytam o Państwa doświadczenia: o pozytywne i negatywne zaskoczenia podczas tegorocznych wakacji. Miłego weekendu!