Polska ambasada w Hadze poza słowami ubolewania nie zrobiła nic w sprawie polskich pracowników wykorzystywanych w holenderskim Gerwen. Nasi rodacy prawie przez tydzień protestowali przeciwko tragicznym warunkom płacowym i mieszkaniowym na plantacji Van Gennip. Było o tym bardzo głośno w holenderskich mediach. Informowała o tym także nasza korespondentka Katarzyna Szymańska-Borginion.

Rzeczniczka ambasady Joanna Kłaput tłumaczyła, że nie było prośby o interwencję ws. sytuacji polskich pracowników. Jej zdaniem to holenderskie instytucje powinny zbadać szczegóły sprawy.

Sytuacja Polaków na plantacji była tragiczna Przez dwa i pół tygodnia pracowałam tutaj za darmo. Dowiedziałam się o tym dopiero po dwóch tygodniach - mówiła naszej korespondentce Ewa, która brała udział w strajku. Polacy rozpoczęli protest właśnie po tym, gdy dowiedzieli się, że mają odpracowywać rzekomo nadpłacone sumy.

Rozmówcy naszej dziennikarki są rozczarowani brakiem zainteresowania ambasady w Hadze ich sprawą. Wysłałem e-maila i z informacją, ale nie było efektu - powiedział Karol, jeden z organizatorów strajku. Co ważne, gdy rumuńscy pracownicy byli w podobnej sytuacji i zastrajkowali, ich ambasador zainteresował się sprawą i zjawił się na miejscu. W takiej sytuacji pracodawca wypłacił rumuńskim pracownikom zaległe wynagrodzenia.

Polacy, którzy pracowali w Gerwen apelują do tych rodaków, którzy chcą przyjechać do pracy w Holandii o ostrożność. Sugerują, by domagać się o odcinków wypłat, płatnych urlopów i nie zgadzać się na zabronioną w Holandii pracą na akord.

Jak się dowiedziała nasza korespondentka, kilku poszkodowanych Polaków złożyło już zeznania w holenderskiej inspekcji pracy. Zapewniają, że będą walczyć o swoje.

(mn)