"W Rosji doszło do wybuchu elektrowni", "coś się dzieje, wybuchł reaktor", "kobiety w ciąży wyjeżdżają z miasta - boją się promieniowania" - takie wiadomości otrzymywaliśmy wczoraj na Gorącą Linię RMF FM. Część kraju rozgrzała informacja, że za naszą wschodnią granicą wybuchł reaktor jądrowy. Sprawa była na tyle poważna, że specjalne oświadczenie wydała Państwowa Agencja Atomistyki. Wszystko skończyło się dobrze - to był plotka. Była jednak na tyle silna, że ludzie byli blisko paniki.

Niejasne informacje zaczęły spływać mniej więcej około południa. Do redakcji dzwonili zaniepokojeni słuchacze, którzy twierdzili, że "znajomy przekazał informację, że w Rosji (ewentualnie na Ukrainie) doszło do wybuchu". Nikt jednak nie był w stanie sprecyzować, skąd taka wiadomość pochodzi. Część zapewniała jednak, że jest ona "wiarygodna i potwierdzona". Nie było jednak żadnej informacji, przez kogo.

Sprawa była o tyle poważna, że docierały do nas sygnały, że rodzice dostawali polecenia z przedszkoli, żeby odbierać dzieci z placówek, bo istnieje "zagrożenie promieniowaniem".

Słuchacze pisali również, że z ich miejscowości zaczynają wyjeżdżać kobiety w ciąży w obawie o zdrowie.

Plotka pocztą pantoflową obiegła część kraju w błyskawicznym tempie. Najczęściej powtarzała się informacja z Kielc, Radomia i z okolic Podlasia. 

Pytane przez nas o tę sprawę służby były zaskoczone. Niektórzy z przedstawicieli twierdzili również, że o sprawie dowiadywali się od dziennikarzy.

W sprawie postanowiła jednak interweniować Państwowa Agencja Atomistyki. Jest to sytuacja wyjątkowo rzadka, żeby na podstawie plotek państwowa instytucja zabierała głos. Wydano jednak specjalne oświadczenie, że nad Polską nie zanotowano wzrostu promieniowania radioaktywnego.

Częściowo emocje opadły, jednak również dzisiaj docierały prośby o podanie informacji "w sprawie wybuchu" oraz obawy, że media zatajają fakty.

Jak twierdzi psycholog społeczny Konrad Maj ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej taka sytuacja jest jednak zupełnie wytłumaczalna.

Nie wierzymy w to, co się mówi w mainstreamowych mediach. Mamy przekonanie, że w momencie, kiedy dochodzi do takich sytuacji, media milczą - tłumaczył psycholog.

Ma to zapewne związek z wybuchem elektrowni w Czarnobylu w 1986 roku, kiedy to za Żelazną Kurtyną nie były przekazywane informacje o groźnym promieniowaniu przez kilka dni po wybuchu.

Ponadto, jak twierdzi ekspert, my lubimy się wymieniać takimi informacjami. Ludzie chcą sprawiać wrażenie dobrze poinformowanych. Ludzie, którzy mają unikatowe informacji, są doceniani - mówił.

 

Dodał również, że ważna jest też kwestia myślenia "jeśli wszyscy o tym mówią, to coś w tym musi być".

 

Niemniej jednak zamieszanie z "wybuchem reaktora" unaocznia kilka kwestii, które stają się w tej sytuacji najważniejsze:

Po pierwsze, jak szybko potrafi rozprzestrzenić się plotka

Po drugie, jak brak informacji wprowadza chaos

Po trzecie, jak trudno jest przekonać, że zasłyszane informacje są nieprawdziwe.