W piątkowej prasie uwagę zwracają m.in. doniesienia o drogowych wyczynach rządzących i impasie wokół polskiego futbolu. Szczegóły w naszym przeglądzie.

Polska piłka w błędnym kole

"Gazeta Wyborcza" pisze na pierwszej stronie o decyzyjnym impasie w związku z sytuacją polskiego futbolu. "Policja ogląda się na Polski Związek Piłki Nożnej, ten ogląda się na policję, a kibole jak dymili, tak dymią" - alarmuje. "To nie problem PZPN czy polskiej piłki, do której chuligaństwo się przykleja, ale całego państwa. Społeczny. Zwłaszcza gdy prawo jest łamane na dworcu lub w pociągu. A stadiony dotąd zamykali wojewodowie, mają takie prawo, z którego nadal mogą korzystać" - mówi "Gazecie" prezes PZPN Zbigniew Boniek.

"Prezes PZPN mógłby z czystym sumieniem przenieść problem na organy państwa, gdyby ludzie futbolu robili wszystko, by kibolski bandytyzm zwalczać. Ale często nie stać ich nawet na stanowcze potępienie chuligaństwa" - podsumowuje dziennik.

Nasza rozpędzona władza

"Nam podwyższają mandaty, a sami są bezkarni" - pisze o rządzących piątkowy "Fakt". Gazeta złapała na łamaniu przepisów drogowych m.in. rzecznika rządu Pawła Grasia i wicepremiera Janusza Piechocińskiego. Pierwszy pędził przez Warszawę 110 kilometrów na godzinę. Drugi był niewiele wolniejszy - jechał setką przy ograniczeniu do 50 kilometrów na godzinę.

"Jak się okazuje, z prawa kpi sobie także Cezary Bańka, dyrektor w Głównym Inspektoracie Transportu Drogowego. To ten sam urząd, który odpowiedzialny jest za ustawianie fotoradarów. Bańka odwożąc swoje dzieci do szkoły, najwyraźniej nie miał czasu, by szukać miejsca parkingowego. Zatrzymał służbową limuzynę po prostu na chodniku, tuż przy przejściu dla pieszych" - podsumowuje "Fakt".

Prymus wcale nie ma łatwiej!

"Dziennik Gazeta Prawna" zwraca uwagę na to, że w naszym kraju wciąż pokutuje mit dotyczący związku pomiędzy wykształceniem i szansami na rynku pracy. "Wciąż wierzymy, że świadectwo z czerwonym paskiem to dla naszych dzieci przepustka do lepszej przyszłości. Ale na rynku pracy prymusi wcale nie wygrywają. Mało który pracodawca zwraca uwagę na oceny na dyplomie" - pisze.

(mn)