To była jedna z najgłośniejszych i najbardziej spektakularnych akcji polskiego podziemia. 1 lutego 1944 roku w centrum Warszawy grupa żołnierzy Batalionu "Parasol" wykonała wyrok na kacie Warszawy - dowódcy SS i Policji Dystryktu Warszawskiego Franzu Kutscherze.

W momencie, gdy dowództwo AK zdecydowało o wykonaniu akcji na dowódcę warszawskiego SS, nie wiedziano o nim praktycznie nic. Decyzje o rozstrzelaniach Kutschera podpisywał wyłącznie funkcją - nie znano więc jego nazwiska, nie wiedziano, jak wygląda. Komórka wywiadu Batalionu "Parasol" przez 40 dni ustalała, kim jest, gdzie mieszka i jak się porusza. W ustaleniu, że postawny mężczyzna w skórzanym płaszczu, który przyjeżdża do gmachu dowództwa SS, to generał, pomógł przypadek.

Pewnego razu - to był traf - przechodziliśmy z Alei Ujazdowskich w Aleję Róż i wtedy nadjechał wóz Kutschery, on wysiadał, miał rozpięty płaszcz i wtedy zobaczyliśmy generalskie dystynkcje - wspominał w latach 50. Aleksander Kunicki. Dla sukcesu akcji kluczowe było też ustalenie, że Kutschera codziennie rano przejeżdża samochodem 140 metrów dzielące kamienicę, w której mieszkał, od dowództwa SS - to właśnie na tej krótkiej trasie wykonano na nim wyrok.

1 lutego 1944. Był słoneczny, pogodny, ciepły jak na tę porę roku dzień.

8:50 - 13 uczestników akcji zajmuje wyznaczone pozycje.

9:06 - samochód Kutschery podjeżdża pod kamienicę przy al. Róż 2.

9:08 - Kutschera wsiada do wozu, rusza w kierunku Dowództwa SS.

Początek akcji - na sygnał dany przez dowódcę akcji "Lota" rusza auto, które ma zatarasować wozowi Kutschery drogę. Oba samochody niemal zderzają się na środku ulicy. Do wozu Kutschery dopada "Lot", oddaje pierwsze strzały. Kutschera zostaje ranny. Postrzał otrzymuje również "Lot". Kolejne trafienia - "Kruszynki" i "Misia" - są śmiertelne. Kutschera zostaje wyciągnięty z samochodu, zrewidowany. W tym czasie ogień z pobliskich budynków i od znajdujących się na ulicy Niemców nasila się. W sumie czterech żołnierzy "Parasola" zostaje rannych. Wszystkim udaje się jednak wsiąść do samochodów i odjechać.

Akcja trwała 100 sekund.

Wyrok udało się wykonać, niestety dwóch z czterech rannych zmarło później w szpitalu, a dwóch innych jej uczestników - osaczonych tego dnia na moście Kierbedzia - zginęło w nurtach Wisły.

Przebieg akcji do dziś rodzi pytania i spory. Nawet relacje uczestników i obserwatorów akcji różnią się wieloma szczegółami dotyczącymi sekwencji wydarzeń. Najpoważniejsza różnica zdań dotyczy zachowania zastępcy dowódcy - Stanisława Huskowskiego "Alego". Historycy i koledzy uznali, że zawiódł - gdy nie mógł otworzyć teczki z granatami, wycofał się do samochodu. Jednak ujawniona niedawno, nieznana przez lata, relacja samego "Alego" przeczy tym ocenom. Napisał w niej, że z teczką rzeczywiście miał problem, ale nie uciekł, tylko włączył się do akcji strzelając - skutecznie - z pistoletu.

Przeciwko tej wersji mogłoby świadczyć to, że "Ali" jako jedyny nie został za akcję "Kutschera" odznaczony, za tą wersją - że wyznaczono go kilka miesięcy później na zastępcę dowódcy kolejnej likwidacji, w czasie której zginął.

Spór elektryzuje badaczy, a próbę rehabilitacji "Alego" podejmują zainspirowani przez nauczyciela uczniowie jednego z gdańskich gimnazjów, którzy jak mogą, starają się tą sprawą zainteresować historyków i dziennikarzy.

Pytania rodzi też tragedia, do jakiej doszło kilkadziesiąt minut po zamachu na moście Kierbedzia, gdzie zginęło dwóch osaczonych przez Niemców uczestników akcji, którzy - nie wiadomo dlaczego - wbrew rozkazom postanowili wrócić samochodem na lewobrzeżną stronę Warszawy.

"Melduję, że we wtorek 1 II o godzinie 9.10 został zastrzelony pan K.....". Zobacz meldunek dowódcy Batalionu "Parasol" dla generała "Nila":

Zobacz powojenne zdjęcia drugiego wykonawcy wyroku - Zdzisława Poradzkiego "Kruszynki":

Nagrania pochodzą z zasobu Archiwum Akt Nowych.

Archiwum prowadzi akcję zbierania dokumentów Polskiego Państwa Podziemnego.
Za pomoc w przygotowaniu niniejszego materiału dziękuję Agnieszce Pietrzak i Mariuszowi Olczakowi.