Ponad 450 wniosków o odszkodowania trafiło do władz lotniska im. Chopina od mieszkańców Warszawy. To dopiero początek, bo tysiące warszawiaków walkę o roszczenia powierzyły prywatnym kancelariom prawnym.

3 sierpnia miną dwa lata od wytyczenia obszaru ograniczonego użytkowania wokół lotniska. Do tego czasu mieszkańcy tego terenu mogą ubiegać się o rekompensatę strat od warszawskiego portu lotniczego. Jak mówią, zamierzają skorzystać z tego prawa. Uważają, że strefa, w której przyszło im mieszkać, nie pozwala tak jakby tego chcieli, rozporządzać własnym majątkiem. Nie mogą na przykład rozbudowywać  nieruchomości i zmieniać ich funkcji. Poza tym zobowiązani są do wygłuszenia własnych domów przed dobiegającym z zewnątrz hałasem.

To męczarnia - mówią. Tak nie da się żyć. Mieszkamy w strefie ograniczającej nasze życie. 24 godziny na dobę jesteśmy skazani na hałas. Nasze ogrody straciły swoje pierwotne przeznaczenie. Nie da się siedzieć przy grillu i rozmawiać, bo zagłuszają nas samoloty - żalą się. 

Jak mówią, chcieliby sprzedać swoje nieruchomości, ale nie uzyskają za nie satysfakcjonującej ceny. Wprawdzie port lotniczy zachęca do składania wniosków o rekompensatę strat,  to jednak mieszkańcy nieufnie pochodzą do tego zaproszenia. Dlaczego? Niektórzy z nich twierdzą, że dwa lata temu złożyli wnioski o odszkodowania i  po dziś dzień nie otrzymali żadnej odpowiedzi. Nawet pies z kulawą nogą nie pofatygował się do nas - skarży się jedna warszawianek mieszkająca zaledwie 500 metrów od pasa startowego. Wynajęliśmy więc prywatną kancelarię prawną, bo nie wierzymy w dobre intencje lotniska.

Rzecznik lotniska Przemysław Przybylski mówi, że to niedopuszczalne, aby ktoś tak długo czekał na odpowiedź. Nie potrafił nam jednak wyjaśnić dlaczego tak się stało. Każdy wniosek jest dokładnie sprawdzany - tłumaczy rzecznik. Roszczenia mieszkańców dotyczą głównie wygłuszenia domów, ale też odszkodowań za spadek cen nieruchomości oraz wykupu nieruchomości przez port lotniczy. W dwóch ostatnich przypadkach kierujemy sprawy do sądu - dodaje. Pierwszy przypadek tymczasem - wygłuszanie domów - jest rozpatrywany na miejscu. Przemysław Przybylski tłumaczy, że po złożeniu wniosku i sprawdzeniu jego poprawności jest nawiązywany kontakt z wnioskodawcą po to, by wysłać do niego ekspertów. Mają oni sprawdzić, czy norma hałasu we wskazanym miejscu jest przekroczona. Jeżeli stwierdzą, że tak, określają zakres prac wygłuszających dany lokal. Później właściciel mieszkania wybiera firmę budowlaną i ustala kosztorys. Następnie władze lotniska zatwierdzają ów kosztorys i sporządzają trójstronną umowę między portem, wnioskodawcą a firmą budowlaną.

Wnioskodawca nie dostaje pieniędzy do ręki - tłumaczy rzecznik lotniska. Cały proces trwa dosyć długo. Dziś  możemy już mówić o finalizowaniu pierwszych prac, o które wnioskowali właściciele nieruchomości - dodaje P. Przybylski.

Wnioski, które wpłyną do warszawskiego portu lotniczego po 3 sierpnia, nie będą rozpatrywane. Mieszkańcy nie zamierzają jednak czekać tak długo. Mówią, że światełkiem w tunelu jest informacja o małżeństwie z Warszawy, które pozwało lotnisko o odszkodowanie i wygrało ponad pół miliona złotych. Sąd orzekł bowiem, że ich nieruchomości straciły na wartości z powodu hałasu. To wyrok nieprawomocny, ale mimo wszystko to pozytywna dla nas informacja - mówią ci, którzy są na początku walki o odszkodowania.

Nie zgadzamy się z tym wyrokiem i będziemy się od niego odwoływać - mówi rzecznik lotniska. To odszkodowanie jest zbyt wysokie. Z naszych ekspertyz wynika, że żadna z nieruchomości położonych w strefie ograniczonego zaufania nie straciła na wartości 50 procent - dodaje Przybylski. Rzecznik tłumaczy przy tym, że władze lotniska wypłacą odszkodowanie w realnej wysokości.

Monika Gosławska