Od Bolesława Chrobrego po spotkanie przywódców ZSRR w Białowieży - historia pełna jest przełomowych spotkań światowych przywódców, które odwróciły bieg wydarzeń. Spotykali się na oficjalny piknikach i ucztach, mniej oficjalnych polowaniach czy prywatnych bankietach. Przy suto zastawionych stołach podejmowali kluczowe decyzje. Często była to także okazja, by zaimponować i pokazać swoją siłę znaczącym gościom.

Za Bolesława Chrobrego stoły uginały się pod ciężarem jadła i napitku

Uczta zorganizowana przez Bolesława Chrobrego z okazji zjazdu gnieźnieńskiego była wydarzeniem politycznym, towarzyskim, kulinarnym, ale i obyczajowym. Zjazd miał miejsce między 7 a 15 marca 1000 roku. Trudno uwierzyć i opowiedzieć, z jaką wspaniałością przyjmował wówczas Bolesław cesarza - tak opisywał ją jeden z niemieckich kronikarzy.

Polski książę za punkt honoru postawił sobie zaimponowanie niemieckiemu cesarzowi. Wystawność przyjęcia miała być dowodem na to, że państwo Polan jest zasobne, a jego władca zasługuje na królewską koronę.

Na ucztę gnieźnieńską sprowadzono więc do Polski nieznane tu dotąd talerze, które zastąpiły używane wcześniej misy. Stoły - a Chrobry zwykł nakazywać wystawienie ich co najmniej 40 - uginały się pod ciężarem jadła. Królowała dziczyzna, którą podawano z sosami z kwaśnej śmietany, głogu i jałowca, konfitury z czerwonej borówki i buraczków z winnym octem. Jedzono też sporo jaj, kasz, grzybów, chleba i zup.

Pito - to też w Polsce nowość - wino, ale niemieccy goście mogli spróbować nieznanego im wcześniej piwa - które - uzyskiwane z mieszaniny zbóż - pozbawione było dzisiejszej goryczki.

A że do wspaniałego przyjęcia Bolesław dodał liczne podarunki, w tym 300 osobowy oddział rycerzy - Otton wyjeżdżał z Polski zachwycony.

"Polityczne pikniki" w czasie wyborów króla

W nowożytnej Polsce w najważniejszych "politycznych piknikach" brało udział nawet 70 tys. osób. Wolne elekcje gromadziły na podwarszawskich polach tłumy - wybierającej króla - szlachty.

Nawet dziś dawne pole elekcyjne nie jest ani najbardziej centralnym, ani najbardziej urokliwym zakątkiem stolicy. Skrzyżowanie kilku ulic, tory tramwajowe, nieopodal mur cmentarza powązkowskiego. W miejscu dawne drewnianej szopy senatorskiej stoi zwieńczona królewską koroną kolumna. Otoczone ziemnym wałem i fosą pole o wymiarach nieco powiększonego boiska piłkarskiego było świadkiem wyboru niemal wszystkich królów elekcyjnych.

To właśnie tu zjeżdżała z całej Rzeczpospolitej szlachta by - rozłożywszy się na okolicznych polach - przez kilka tygodni poznawać kandydatów do tronu. Przepisy elekcyjne nakazywały unikać zwad i tumultów i zakazywały przebywania tam z jakąkolwiek bronią. Chyba że po wyborze, który czczono wystrzałami z muszkietów i dział. By jeszcze bardziej temperować rozgrzane szlacheckie głowy, na polu elekcyjnym i w jego okolicy nie można było sprzedawać alkoholu, a z czasem zakazano handlowania nim w całej Warszawie po godzinie 20. 

Po uczcie na cześć Ludwika XIV powstał pałac w Wersalu

Historyczne znaczenie miały także pikniki na dworach zagranicznych królów. Według wielu historyków uczta przygotowana na cześć króla Ludwika XIV zmieniła bieg historii Francji i doprowadziła do powstania pałacu w Wersalu.

Niezwykle wykwintną ucztę dla 6 tys. osób wydał w swojej posiadłości w 1661 roku ówczesny skarbnik królestwa Nicolas Fouquet. Historycy twierdzą, że Ludwik XIV był wprost zielony z zazdrości, szczególnie po pokazie wodotrysków i sztucznych ogni w parku. Dla samego organizatora skończyło się to źle. Fouquet został aresztowany pod zarzutem nadużyć finansowych, a Ludwik XIV postanowił wybudować pałac z olbrzymim parkiem, gdzie organizował później jeszcze większe uczty. Pałac w Wersalu miał być w zamyśle króla wymarzonym miejscem na dworskie zabawy - tłumaczy paryskiemu reporterowi RMF FM historyk Jean Malin.

Król po raz pierwszy jadł hot-dogi

W Stanach Zjednoczonych na stałe w pamięci badaczy zapisał się słynny piknik z hot-dogami w tle, który w 1939 roku zorganizowano z okazji przyjazdu brytyjskiego króla Jerzego VI i królowej Elżbiety. Była to pierwsza wizyta brytyjskich monarchów w USA.

Para królewska najpierw odwiedziła Waszyngton, a później prezydent Stanów Zjednoczonych Franklin Delano Roosevelt i Pierwsza Dama zabrali królewską parę na piknik do Hyde Parku w stanie Nowy Jork. Wiadomość o pikniku królewskiej pary z pierwszą parą USA, podczas którego serwowano hot-dogi, trafiła na pierwszą stronę gazety "New York Times". Windsorowie - król Jerzy VI i królowa Elżbieta - nie jedli nigdy wcześniej czegoś takiego. Królowa szepnęła wówczas do prezydenta Roosevelta: "Jak to jeść?". Zignorowała jednak jego radę i użyła noża i widelca, podczas gdy król zjadł go po amerykańsku - rękoma.

Historyczne spotkanie Elżbiety II i Ronalda Reagana

Prawie pół wieku później, w 1982 roku, a więc rok po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce, brytyjska królowa Elżbieta II zaprosiła na uroczysty bankiet amerykańskiego prezydenta Ronalda Reagana i ówczesną premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher.

Zakrapiany królewskim winem bankiet był zaledwie pretekstem do przemówienia, które wpłynęło na bieg historii. Razem stawimy czoła przemocy, agresji i terroryzmowi - powiedział do zabranych gości amerykański przywódca. Będziemy walczyć z tyranią, która depcze prawa człowieka - dodał. Po tych słowach Margaret Thatcher i Ronald Reagan zawiązali antykomunistyczną koalicję, która w efekcie kilka lat później doprowadziła do upadku sowieckiego imperium.  Brytyjska premier była zachwycona Reaganem. Królowa Elżbieta II wybrała się nawet z nim na przejażdżkę konną. Nazajutrz brytyjska prasa nie szczędziła z kolei superlatyw zarówno bankietowi, jak i jego najważniejszym bohaterom. 

Spotkanie w Białowieży zdecydowało o końcu ZSRR

Podczas suto zakrapianego polowania, które odbyło się w Puszczy Białowieskiej, zdecydowano z kolei o rozpadzie Związku Radzieckiego. Na początku grudnia 1991 roku Borys Jelcyn z Rosji, Stanisław Szuszkiewicz z Białorusi i Leonid Krawczuk z Ukrainy wcale nie zamierzali podpisywać układu o końcu ZSRR, co nastąpiło 8 grudnia 1991 roku. Chcieli rozwiązać problemy braku ropy i gazu, a zmienili historię biesiadując we wsi Wiskule.

Na temat wydarzeń rozgrywających się w Białowieży nie miał pojęcia ówczesny prezydent ZSRR Michaił Gorbaczow. O tym, że jest prezydentem nieistniejącego kraju dowiedział się ostatni, bo najpierw zadzwoniono do prezydenta USA. Gorbaczow był wściekły. Przyszliśmy tu, aby rozdzielić placek. Wypić i zakąsić, a może zakąsić i wypić. Ja tak nisko nie upadnę - powiedział. Był to jednak koniec jego pierestrojki, a dyrektor rządowego pałacyku w Białowieży wspomina, że Moskwa mogła ten proces zablokować. Ten pucz można było rozegnać. Wystarczyło 30 żołnierzy sił specjalnych i załatwione. Tam ich ochrona tak się upiła, że można ich było po prostu wynieść - opowiadał.

Prezydent Rosji Władimir Putin do tej pory uważa rozpad ZSRR za największą tragedię geopolityczną XX wieku. Podobnie myśli większość Rosjan.