Zapisy ws. Ukrainy w dokumencie końcowym ze szczytu Unii Europejskiej prawdopodobnie już się nie zmienią - powiedział korespondentce RMF FM Katarzynie Szymańskiej-Borginon jeden z współpracowników nowego szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska. Ten fragment wniosków ze spotkania unijnych przywódców został przez niektórych uznany za zbyt ogólnikowy, a nawet zbyt prorosyjski.

W dokumencie przygotowanym przez ekipę Tuska kwestia ukraińska pozostanie najprawdopodobniej wspomniana tylko w dwóch akapitach, w których nie mówi się o odpowiedzialności Rosji za destabilizację w regionie, a słownictwo jest o wiele słabsze niż zapisy z poprzednich szczytów.

Wiem, że nie wszystkim w Polsce one odpowiadają, ale wśród unijnych przywódców zapisy te zyskały wstępną aprobatę - tłumaczył w rozmowie z naszą dziennikarką współpracownik Tuska. Jak wyjaśniał, to nowy styl szefa Rady Europejskiej - chodzi o to, żeby nie powtarzać tego, co na poprzednich spotkaniach już było.

Problem w tym, że wnioski ze szczytu to także przesłanie polityczne całej Unii - tym razem wyjątkowo słabe. Do wcześniejszych zapisów dodano bowiem tylko jedno zdanie, które jest apelem do Rosji o nieograniczony dostęp do miejsca katastrofy boeinga zestrzelonego nad Ukrainą.

Debata przywódców Rosji i Ukrainy, która ma rozpocząć się podczas kolacji, nie będzie odzwierciedlona w końcowym dokumencie.

Nowy styl Tuska

Tylko jeden dzień na omówienie spraw, tylko cztery strony wniosków końcowych ze szczytu - tę zwięzłość chwali oczywiście polska premier. Tusk jest bardzo konkretny, nie przegadywał tematów - powiedziała Ewa Kopacz dziennikarzom.

Już jednak niemiecka liderka Zielonych Rebeca Harms mówiła o "zajęczym strachu przed podejmowaniem wyzwań".