Podstawowy problem - brak wody

Gdyby nie rządzący, polityka i trochę stereotypów, ten kraj mógłby więc turystycznie sporo zyskać. A co z samymi górami Zagros? Możesz je porównać z którymś łańcuchem, którym już wcześniej szedłeś lub który kojarzysz? Myślę, że wielu osobom trudno je z czymkolwiek zestawić, dla innych może to być nazwa anonimowa. Czy w innej rzeczywistości politycznej to mogłyby być góry, które mogłyby być popularne wśród podróżników, fanów trekkingów i osób po prostu lubiących odkrywać nowe miejsca?

Boję się, że część z nich niestety nie. W ogóle nie potrafię porównać Zagrosu z jakimiś górami Europy, bardziej powiedziałbym, że przypomina góry środkowego Wschodu, może góry północnej Afryki, może też trochę przypominają takie suche góry centralnej Azji, ale są to rzeczywiście góry pustynne. Kiedy przez nie się wędruje, to krajobraz jest często łagodny, ale teren jest trudny ze względu na to, że jest to taka krucha, nie piaszczysta, ale żwirowo-skalista pustynia. Wędrówka po czymś takim jest trudna przez sam charakter terenu, ale też przez brak wody, przez upały, czasem przez brak ścieżek, brak ludzi, którzy mogą nam ewentualnie pomóc...

Brak map?

Tak, tego też doświadczyłem, bo jedyne mapy, jakie miałem ze sobą, to były stare mapy topograficzne w bardzo kiepskiej skali i robione 40 lat temu przez sowieckich kartografów. Nie grzeszyły szczególną dokładnością. Zdarzało mi się popełniać błędy spowodowane niedokładnościami na tych mapach. Natomiast np. centralny obszar Zagrosu, przypominający trochę nasze Tatry, tylko że wyższy, bo te góry mają powyżej 4000 metrów, już teraz przyciąga turystów - głównie Irańczyków. Niezależnie od tego, gdyby Iran był w stanie się otworzyć, z pewnością nawet nie tylko góry Zagros, ale cały ten kraj przyciągnąłby rzesze ludzi z Europy. Miałby wielkie szanse, żeby stać się nowym rajem turystycznym, bo wbrew pozorom jest bardzo mało odkryty. Mimo że ludzie podróżują tam od wieków, Polska ma już od ponad 500 lat stosunki dyplomatyczne z Persją, czyli z obecnym Iranem, a mimo to o tym kraju wiemy bardzo niewiele. Zamknął się po rewolucji islamskiej 1979 roku i niestety od tego czasu pozostaje trochę enigmą. Miałby wielkie szanse, przyciągnąłby miliony turystów z całego świata, gdyby właśnie nie sytuacja polityczna.

Jaki największy kłopot sprawiły ci te góry? Który dzień był najgorszy? Który z odcinków Zagrosu najmocniej dał ci w kość?

Każdy trochę inaczej. Pierwsze odcinki to było takie przyzwyczajanie się do warunków pustyni. Droga przez wiele godzin bez wody i jedzenia, bez spotykania się z ludźmi, w prawdziwej pustce. Ja generalnie lubię samotność i nie było to dużą przeszkodą, natomiast kiedy nie można liczyć nawet na znalezienie wody, kiedy trzeba bardzo dobrze zaplanować zabranie jej zapasów, było to początkowo dosyć trudne. W środku woda przestała być trudnością. Stała się nią pogoda. Ponieważ środkowy Zagros jest już blisko centralnego Iranu, to też jedne z największych gór w tym kraju, tam szczyty sięgają wysoko ponad 4000 metrów, więc przełęcze przez, które szedłem, to były przełęcze ponad 3-tysięczne, które już o tej porze, a to była mniej więcej połowa listopada, były przysypane śniegiem. Trudnością było więc to, żeby przebić się przez kilkanaście dni przez zimę, która dosyć wcześnie zaatakowała te góry. Oczywiście w tym samym czasie w dolinach mógł być upał i wspaniała pogoda. 2000 czy 3000 metrów wyżej była już regularna zima, na którą ja nie byłem przygotowany. Głównie dlatego, że do Iranu wyjechałem za późno. Mniej więcej o miesiąc później niż planowałem.

I takim jednym z trudniejszych miejsc były też dosłownie ostatnie dwa tygodnie, kiedy dociera się nad Ocean Indyjski. Będąc już o kilkaset kilometrów od wybrzeża, trafia się w najbardziej pustynne regiony Zagrosu. Tam góry są absolutnie wyschnięte. Nie są bardzo wysokie, ale są całkowicie suche. Tam, gdzie można znaleźć wodę, bardzo często jest ona zasolona. Zdarzało mi się wędrować wiele godzin jakąś doliną, trafiałem na rzekę i pamiętam jak dziś, że pewnego dnia, przechodząc przez jedną w bród, opuszczając dolinę, zabrałem ze sobą wodę do swojego pojemnika w plecaku. Nie sprawdziłem jej zupełnie, będąc pewnym, że w rzece jest ona normalna i dopiero po kilku godzinach zorientowałem się, że cała woda, która w niej płynęła, była po prostu słona. Na przestrzeni 100-200 kilometrów rzeka była po prostu słona jak Bałtyk i oczywiście nie gasiła pragnienia. Musiałem zejść do najbliższej wsi, poprosić ludzi o wodę, a potem wrócić w dolinę i iść raczej drogą, cały czas trzymając się ludzi, dlatego że inaczej nie byłbym w stanie jej zdobyć. W promieniu czasem dziesiątków kilometrów nie było żadnej wody, która nadawałaby się do picia.

Więc każde miejsce w Zagrosie miało jakąś swoją trudność. Powiedziałbym, że największą miał ten środkowy - ze względu na wysokość i zimę oraz ten południowy, tuż przy Oceanie, ze względu na skrajne warunki klimatyczne - gorąco i brak wody właśnie.

Migracja koczowników z pomocą ciężarówek

Gdybym cię zapytał o jedną rzecz, z której zapamiętasz te góry i całą wyprawę, o jeden smak, jedno wspomnienie - co by to było?

Myślę, że kilka wizyt u ludzi w środkowym Zagrosie albo widok migracji koczowników, którzy ładowali swoje zwierzęta i formowali taką długą karawanę ciężarówek jadącą na południe. Wyobrażałem sobie, że migracja będzie kolorowym pochodem, gdzie pasterze pakują swoje rzeczy na grzbiety wielbłądów i koni i potem przez wiele dni schodzą z gór razem ze swoimi zwierzętami, cały czas piechotą, do rejonów położonych na południu. Tak już nie jest, a przynajmniej bardzo rzadko. Teraz wielką karawanę zastępuje kilka ciężarówek. I paradoksalnie - mimo że Iran jest krajem bardzo gościnnym, dobrze zapamiętam też ostatnie 3-4 dni przed dotarciem do końca wyprawy, kiedy zostałem zatrzymany i spędziłem 24 godziny na posterunku policji podejrzany tak po cichu chyba o szpiegostwo. Mimo że Irańczycy okazali się fantastyczni, to jednak policja jest tam nieufna. Podróżując po Iranie trzeba pamiętać, że jesteśmy w państwie policyjnym. Nawet jeżeli policja będzie pomocna dla nas turystów, to nie ma skrupułów przed dręczeniem swoich własnych obywateli.

Czy za rok, kiedy może znowu się spotkamy, będziesz po kolejnej wyprawie?

Jest szansa, że tak. Na ten rok planuję wyjazdy też piesze, też długodystansowe wędrówki, ale raczej spokojnie przez Europę, gdzie nie będzie mnie gonić wiza i gdzie klimat nie będzie tak ostry. Ale tak po cichu, choć już się do tego przyznaję, chciałbym wrócić do Iranu i to właśnie za rok mniej więcej o tej porze, czyli zimą. Może już nie po to, żeby zmierzyć się z jakimiś górami. Ostatnie dni w Iranie spędziłem na pustyni, która całkowicie mnie oczarowała swoimi kolorami i ukształtowaniem terenu. Myślę teraz o tym, żeby wrócić tam z większym plecakiem, z potężnym zapasem wody, który zmieści się w tym plecaku, zniknąć na pustyni i zrobić na niej jakieś duże przejście - na południu czy wschodzie Iranu. To jest taki nieśmiały plan na jakąś zimę. Może uda się już w przyszłym roku.