Pierwsza napotkana osoba w drzwiach Teatru Muzycznego w Gdyni - pan Marian Dziędziel. Sam, na tle (wizualnym i dźwiękowym) strug deszczu. Co robi, na kogo czeka? Wyobraźnia zaczyna pracować... Ale kiedy się jedzie na festiwal filmowy, to filmowe sytuacje pojawiają się już w pociągu…

Pani w typie Lidii Szukszyny opowiedziała mi historię z cyklu "gotowy scenariusz", o ekscentrycznej wiekowej ciotce - wdowie po admirale. Potem taksówkarz - dałabym słowo, że to ten sam siwy kresowiak, który wiózł mnie rok temu i zachwycił dobrotliwością - jakby wyszedł z filmów Kolskiego… Wreszcie napotkany zaraz w drzwiach hotelu Irlandczyk - fan kina, który na dzień dobry z błyskiem w oku zwierzył się, że kiedyś też będzie "film-mejkerem", z dumą pokazywał mi w katalogu festiwalu nazwisko jakiegoś asystenta produkcji mówiąc "I know him!" i czekał na mój zachwyt.

Klisze, obrazy, samorozwijające się wątki. Genius loci. Gdynia.

Ten festiwal jest trochę inny od poprzednich, bo wiele filmów miało już swoją premierę wcześniej. Ba, sporo z nich zdążyło pozdobywać w świecie ważne nagrody. Dlatego w kuluarach nie dyskutuje się już o - dobrej bardzo przecież - "Miłości" Fabickiego , zaskakującej i świeżej "Dziewczynie z szafy" Koxa czy pięknym, na wielu poziomach zmysłowym "Imagine" Jakimowskiego. Są świetne. Ale to już wiemy, to już obgadane. Cała para wymiany wrażeń idzie więc w "Papuszę" Krauzów. W malarską zdjęciami, choć tylko przecież czarno-białą "Idę" Pawlikowskiego z powściągliwą, a przez to fenomenalną grą Agaty Trzebuchowskiej (zapamiętajcie to nazwisko!). I wreszcie faworyta  - powiedziałbym - emocjonalnego czyli "Chce się żyć" Pieprzycy. Ten film przoduje zresztą na liście "aplauzowej" - miał jak do tej pory najdłuższe, ponad czterominutowe brawa po projekcji w Teatrze Muzycznym. Na konferencji prasowej filmu Dorota Kolak (nota bene: rozmowa z nią,  m.in. o tej roli, w najnowszym "Twoim Stylu") z rozbrajającą szczerością wyznała, że nie widziała Dawida Ogrodnika od zakończenia zdjęć i dopiero dziś widzi, jaki on jest przystojny. Oj, bo jest! Swoją przystojność i inne talenty pokazał w "Idzie". Gra tam na saksofonie. I naprawdę gra! Widziałam Dawida tu w Gdyni też w "Bezdechu" (teatrze telewizji Andrzeja Barta). Wszędzie dobry, wszędzie inny. Era Ogrodnika nadeszła, co już zresztą można było przeczuć po "Jesteś bogiem" Leszka Dawida rok temu. Niech trwa!

Festiwal w Gdyni byłby tylko suchym przeglądem nowości, gdyby nie fenomenalny program spotkań z twórcami. Na tzw. wykładzie mistrzowskim Filip Bajon tłumaczył nam, jak wyglądała od kulis słynna scena "makowa" w "Magnacie", wyznając przy okazji, że kręcenie scen erotycznych go… zawstydza. Reżyser ma tzw. gadane, mówił ciekawe prawie przez godzinę (ani sekundy nudy!) i gdyby nie to, że w sali zaczynał się kolejny seans, siedzielibyśmy tam do nocy. Na innym spotkaniu z kolei Janusz Majewski opowiadał nam, jak kręcił swoje filmy science-fiction w latach 60. XX wieku (!). Mało kto wie, że to on zrobił pierwszego "Awatara" ("Awatar czyli zamiana dusz" z elektryzującym, dosłownie i w przenośni, Gustawem Holoubkiem). Obejrzeliśmy tę perełkę (60 minut), a także 24-minutowy "Pierwszy pawilon" - o eksperymentach ze zmniejszaniem ludzi, z rozczulającymi zdjęciami trickowymi.  W roli głównej występuje tam zabójczo (ale to bardzo zabójczo!) przystojny Jan Machulski. Jego kilkuletni syn Julek przychodził na plan. Czy to, że jako malec oglądał trickowe zdjęcia, zainspirowało go 20-parę lat później do stworzenia filmu "Kingsajz"? "Jest tu pewnie jakaś logika wydarzeń", uśmiechnął się na takie supozycje Janusz Majewski.

Logika - w filmie ważne słowo. W nowych obrazach jest jej coraz więcej. Polskie kino ewidentnie wychodzi z etapu pt. "Zróbmy coś byle jak, a widz i tak to łyknie". Pilnowanie logiki w filmie to oznaka szacunku dla widza. I to tu w Gdyni widać.

Joanna Nojszewska - kierownik działu Kultura w „Twoim Stylu”