Zapytaliśmy Was, jakie były Wasze szkolne grzeszki i wygłupy. Zasypaliście nas swoimi wspomnieniami. Prezentujemy najciekawsze z nich.

Stojąc za karę w kącie wypompowałem wodę z akwarium, które tam stało.
Z kolegami wpadliśmy w liceum na pomysł by podczas jednego ze sprawdzianów z j. polskiego wrzucić do kosza melodyjkę z kartki. Pani za bardzo nie wiedziała o co chodzi i myślała, że wrzucił ktoś z nas telefon do kosza i kazała go wyłączyć, wszyscy wyłączyliśmy telefony, ale dźwięk z kosza dalej się wydobywał. W ostateczności Pani Polonistka kazała wystawić kosz na korytarz i rozpoczęliśmy pisanie sprawdzianu.
W 2002 roku uczęszczałem do gimnazjum w Lędzinach. Zbliżał się akurat dzień kobiet i jeden z kolegów wpadł na niesamowicie kontrowersyjny pomysł, żeby koleżankom z naszej klasy zamiast kwiatków wręczyć lizaki... włożone do prezerwatyw. Był też pomysł, żeby naszej wychowawczyni dać w ten sposób zabezpieczonego tulipana, jednak na szczęście nie doszedł do skutku.Dziewczyny zrozumiały dowcip. Niemalże płakały ze śmiechu. Niestety całkowicie nie trafił on w gusta nauczycieli... Zwołano specjalne spotkanie rodziców. Był nawet pomysł, żeby chłopcy tak długo stali na środku klasy aż zdradzą pomysłodawcę całego projektu. Skończyło się na tym, że wszyscy chłopcy mieli obniżone oceny z zachowania, a nasze imiona i nazwiska (wszystkich chłopców z klasy) wisiały wypisane na kartce czerwonym atramentem przy wejściach do naszego gimnazjum, z adnotacją o naszym "głupim dowcipie". Dzięki temu wieść o całym wydarzeniu rozeszła się nie tylko po całym gimnazjum, lecz także po okolicznych szkołach. Dziewczyny nie miały do nas urazy. 2 tygodnie po całym wydarzeniu każdy chłopak z klasy otrzymał od nich po czekoladzie z orzechami obwiązanej złotą wstążką.
Wkładałem zakrętkę do nosa po czym strzelałem w nauczycieli. Za każdym razem uwaga była ciekawsza.Pozdrawiam tych nauczycieli.
Pierwszego dnia czyli pierwszego września, gdy poszedłem do pierwszej klasy szkoły podstawowej spotkałem się na świetlicy z kolegą, który miał być w tej samej klasie co ja. W rozmowie zorientowaliśmy się, że kolega na matematykę zamiast patyczków do liczenia miał zapałki, które miał sobie obrać. Były to czasy, gdzie o jakikolwiek towar było ciężko, także o patyczki do liczenia. Był rok 1971. Niewiele myśląc aby koledze pomóc poszliśmy do śmietnika mieszczącego się klika metrów od budynku szkoły aby rzeczone zapałki oczyścić. Oczywiście pierwszym pomysłem było zapalenie każdej zapałki z osobna i szybkie jej ugaszenie. Tak też zrobiliśmy. Niestety za chwilę pojawiła się pani świetliczanka i stwierdziła, że chcemy podpalić śmietnik. Dzień zapamiętałem dlatego, że mojego pierwszego dnia w szkole dostałem moją pierwszą uwagę do dzienniczka: “Grześ z kolegą podpalali szkołę”.Na szczęście nie zostałem strażakiem...
Podczas lekcji geografii z bardzo ostrym i wymagającym nauczycielem przynieśliśmy duży telefon stacjonarny starego typu (na korbkę). Kiedy profesor zaczynał pytać włączyliśmy dzwonek z telefonu komórkowego,odbierając ten duży mówiąc nauczycielowi ze to do niego z ministerstwa dzwonią. Pierwszy raz nasz nauczyciel geografii odpuscil pytanie nas i pokazał ze również ma poczucie humoru :)
Kiedy bylem w 8 klasie w kinach pojawiły się pierwsze filmy typu rambo i cobra. Kiedyś pokłóciłem się z jednym z kolegów z klasy 7. Nie pamiętam już o co poszło, ale chłopak bardzo mnie wkurzył, schował się w łazience w jednej z kabin klozetowych. Pod wpływem emocji i ówczesnych destrukcyjnych filmów zrobiłem rękę dziurę w kolejnych trzech drzwiach z dykty, w stylu Schwarzeneggera, co nie było trudne. Otworzyłem zamek i wyciągnąłem go z kabiny. Był przerażony. Następnego dnia na apelu szkolnym pani dyrektor opowiedziała co zrobiłem. Weekend spędziłem z ojcem wymieniając poszycia drzwi.... O dziwo nie dostałem żadnej kary w domu.
Na długiej przerwie w klasie I liceum spadłam ze schodów. Spadając chwyciłam się spódnicy Pani od polskiego, spódnica razem ze mną zjechała w dół. Reakcja kolegów ze szkoły nie zapomniana, i mina Pani profesor również. Do końca roku nie byłam pytana z Polskiego, o dziwo! Wtedy totalny obciach - dziś mega wielkie wspomnienia i oczywiście uśmiech.
Były to lata 80-te. Z najodleglejszych wspomnień nauczania w klasach 1-3 mam bułkę i kubek mleka, które przynosiły panie kucharki na długiej przerwie. Mleko w wielkim metalowym wiaderku pani nalewała nam do białych kubków. Zazwyczaj było lekko przypalone z pływającymi kożuchami :) A lekko twarde i spieczone bułki zmiękczaliśmy... siadając na nie (o zgrozo!).
Tak mi się przypomniało jak słuchałem przed chwilą faktów...W czasach szkoły podstawowej, w ósmej klasie robiliśmy "lotki" z kartek wyrwanych z zeszytu, i puszczaliśmy przez okno z II piętra. Żeby uatrakcyjnić zabawę jedną z lotek podpaliliśmy żeby uzyskać efekt "jak z dywizjonu 303". Na I piętrze pod naszą salą był gabinet dyrekcji. Płonąca "lotka" wleciała przez otwarte okno do gabinetu pani dyrektor... ale była afera :) W tej chwili mam 38 lat i już nie robię takich głupot.