​Jedynym celem wizyty wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej w Polsce jest spotkanie z premierem Morawieckim. Ponieważ polski rząd nie zamierza jednak w sprawie reformy sądów ustąpić, a Frans Timmermans wciąż twierdzi, że Polska nie spełniła oczekiwań Komisji Europejskiej, warto się zastanowić czemu w ogóle komisarz jeszcze przyjeżdża do Polski i jakie ma atuty w grze, którą, zdawałoby się, już przegrał?

REKLAMA

Pytanie wydaje się tym istotniejsze, że tym razem nie będzie zwyczajowych wizyt w MSZ, Sądzie Najwyższym, KRS, TK, u Rzecznika Praw Obywatelskich, spotkań z prezydentem ani sędziami, a tylko rozmowa z premierem. Rząd jednak co miał Komisji Europejskiej do zakomunikowania - wielokrotnie już i dobitnie powiedział. Przekaz jest jasny: Polska zmieniła ustawy sądowe, opublikowała zaległe wyroki TK, ograniczyła skalę skarg nadzwyczajnych. Więcej ustępstw nie będzie. Na co więc liczy wiceszef KE?

Przed 3 lipca

Frans Timmermans szczególny nacisk kładł dotąd na przepisy usuwające z Sądu Najwyższego najstarszych sędziów. Chodzi o tych, którzy ukończyli 65 lat i którzy 3 lipca, z mocy wprowadzonej w kwietniu nowej ustawy o SN, przechodzą w stan spoczynku. Wśród nich jest I Prezes Sądu Najwyższego, której kadencja według jasnego przepisu Konstytucji powinna trwać do 2020 roku.

Mówiąc najprościej - jeśli rządzący nie zmienią przepisów do 3 lipca - 27 sędziów SN w wieku 65+ z sądu odejdzie. Po 3 lipca więc walczenie o ich utrzymanie w sądzie stanie się niepotrzebne, bo nastąpi fakt nieodwracalny. Frans Timmermans powinien to wiedzieć, podobnie jak widzieć, że nie ma szansy, by sytuacja się przed 3 lipca zmieniła. Co zatem sprowadza go mimo to do Warszawy?

Po 3 lipca

Rozważając możliwe scenariusze rozwoju sytuacji, co z pewnością robią obie strony, warto wziąć pod uwagę jeden, dość nieoczekiwany: uznanie, że odejście sędziów z SN 3 lipca... wcale nie musi być nieodwracalne. Co więcej - że odpowiedzialność za to ułatwienie Timmermansowi przeciągnięcia sporu o nich poza 3 lipca ponoszą... sami rządzący.

Szkoda za jaką komisarz i wielu prawników w Polsce uznaje odejście sędziów SN w stan spoczynku wcale bowiem nie musi być ostateczna. Z nader prostego powodu - ich miejsca nie zostaną zajęte, jeszcze przez kilka miesięcy. Nie będzie więc tzw. "dublerów", jakimi natychmiast po podjęciu decyzji obsadzono wakaty w Trybunale Konstytucyjnym, nie będzie też podejmowanych przez tych tzw. "dublerów" decyzji, których odwracanie nastręczałoby z upływem czasu coraz więcej kłopotów. Będą tylko wakaty. A samo odesłanie sędziów 65+ w stan spoczynku wcale nie musi być nieodwracalne.

Wina opieszałości

Kiedy rządzący zdobywali Trybunał Konstytucyjny - działali szybko, by stworzyć tzw. fakty dokonane: prezydent przyjmował ślubowania nowych sędziów w nocy, kilka godzin po przegłosowaniu ich kandydatur w Sejmie. Kandydaci z kolei natychmiast przejmowali obowiązki odchodzących. Wakatów nie było.

W wypadku Sądu Najwyższego jednak nic podobnego się nie dzieje. Nie tylko nie ruszyła jeszcze procedura powoływania sędziów, którzy mieliby zastąpić odchodzących, ale nawet powoływania tych, którzy mieliby stworzyć nowo powołane izby - Kontroli Nadzwyczajnej i Dyscyplinarną. Mimo że izby na papierze istnieją od 3 kwietnia, po 2,5 miesiąca nie ukazało się nawet obwieszczenie prezydenta o wolnych stanowiskach w SN, które uruchomiłoby procedury ich powoływania.

Kontrasygnata blokująca?

Samo obwieszczenie o wolnych stanowiskach w SN istnieje. Choć prezydent zwlekał z jego wydaniem niemal dwa miesiące, 24 maja zostało podpisane. Miało być opublikowane 11 czerwca, ale tego dnia po południu rządowy "Monitor Polski" usunął ten termin jako datę najpóźniejszej publikacji, wskazując na bliżej nieokreślone przyczyny formalnoprawne. Ponieważ jednak samo obwieszczenie to raptem podstawa prawna, jedno zdanie i czteropunktowe wyliczenie liczby wakatów w poszczególnych izbach SN, można się domyślać, że przyczyną jego nieogłaszania jest... brak zgody premiera.

Potknięcie czy podłożenie nogi?

Ogłaszanie liczby wakatów w SN jest właściwie czynnością techniczną. Według poprzednio obowiązujących przepisów w razie potrzeby robił to I Prezes SN. W nowej ustawie powierzono to jednak prezydentowi - i to tę prostą czynność techniczną skomplikowało, bo prezydent bez potwierdzonej podpisem zgody premiera (właśnie kontrasygnaty) może wydawać tylko wprost wymienione w art. 144 ust. 2 Konstytucji akty urzędowe. Obwieszczeń o wakatach w SN wśród nich nie ma, zatem żeby były ważne i publikowane - wymagają one zgody premiera. Według nowego prawa podpisu najważniejszych osób w państwie wymaga nawet wzór formularza, na którym sędziowie zgłaszają swoje kandydatury.

Albo nowelizując na kolanie przepisy nikt o tym nie myślał, albo wydawanie obwieszczeń przez prezydenta całkiem świadomie posłowie uzależnili od zgody premiera, a ten to właśnie - nie wiedzieć czemu - wykorzystuje, blokując w efekcie zmiany w SN.

Dziś ważne jest, że obwieszczenia nie ma. Nie zaczął więc nawet biec miesięczny termin na zgłaszanie się kandydatów do SN, nie mówiąc o ich sprawdzaniu i wydawaniu rekomendujących prezydentowi ich powołania uchwał Krajowej Rady Sądownictwa. Ponieważ przed nami wakacje, spokojnie można założyć, że KRS opinie wyda najwcześniej we wrześniu, a nowi sędziowie mogą pojawić się w SN w październiku.

Walczący o zachowanie stanowisk przez obecnych sędziów Frans Timmermans dzięki opieszałości w obsadzie wakatów ma więc czas nie do 3 lipca, kiedy sędziowie 65+ z Sądu Najwyższego odejdą, ale do powołania ich następców, za trzy miesiące.

Trzy miesiące na skargę do TSUE

Biorący stronę sędziów i Timmermansa prawnicy od kilku tygodni podpowiadają, by Komisja Europejska zwróciła się ws. polskiej ustawy o Sądzie Najwyższym ze skargą do Trybunału Sprawiedliwości. Celem jest wydanie przez TSUE zarządzenia tymczasowego, blokującego jej działanie do czasu wyroku. Sceptycy mówią jednak, że już na to za późno, bo do 3 lipca, kiedy teoretycznie wystąpią nieodwracalne szkody zostały jeszcze tylko dwa tygodnie, a nie wyczerpano procedury przygotowania skargi. Wszystko to prawda, jednak przez bezczynność prezydenta i premiera Komisja Europejska ma na tę procedurę trzy dodatkowe miesiące. To może być właśnie as, który ma w rękawie jadący na spotkanie z premierem Morawieckim Frans Timmermans. Wystarczy, żeby za główny cel nie uznawał blokady odejścia sędziów SN, ale blokowanie ich zastąpienia, bo dopiero ono będzie nieodwracalne.

Jeśli Frans Timmermans jest politykiem znającym przyjmowane w chaosie polskie przepisy, zapewne wie, że obsada Sądu Najwyższego się opóźnia, i ma świadomość, że daje mu to dodatkowy czas na naciskanie na Polskę. Sędziów można do SN przywrócić ze stanu spoczynku, na który nie mają ochoty, tak długo, jak ich miejsc nie zajął nikt inny. Stan spoczynku to nie emerytura. Ciekawe, czy tę świadomość ma polski premier i jaka będzie reakcja rządu, jeśli taka jest właśnie taktyka wiceprzewodniczącego KE.

Będzie się działo...

Jeśli Timmermans jest zaś politykiem zręcznym, wie też, że najbliższe tygodnie mogą wzmocnić jego pozycję:

- Już w środę o stanie rozmów z Polską ma rozmawiać Kolegium Komisarzy UE.

- W czwartek polską KRS odwiedzi delegacja Europejskiej Sieci Rad Sądownictwa, która chce wyrobić sobie opinię nt. zmian w Polsce i zdecydować, czy zostawić KRS w swoim składzie.

- W piątek Rada Praw Człowieka ONZ oficjalnie zapozna się z bardzo krytycznym wobec polskich reform raportem specjalnego sprawozdawcy ONZ Diego Garcii Sayana.

- W kolejnym tygodniu ostateczny raport o zmianach w Polsce (wstępny był bardzo krytyczny) zaprezentuje Grupa Państw Przeciwko Korupcji GRECO Rady Europy.

- Także w kolejnym tygodniu Europejski Trybunał Sprawiedliwości powinien odpowiedzieć na pytanie irlandzkiej sędzi o możliwość wydania Polsce poszukiwanego Europejskim Nakazem Aresztowania Artura C. Pytanie wywołane zwątpieniem w polską praworządność.

Wszystkie te kaskadowo następujące wydarzenia mogą sprawić, że z początkiem lipca atmosfera wokół praworządności w Polsce znów stanie się gorąca. Przekonanie KE do bardziej zdecydowanych działań wobec Polski będzie łatwiejsze. Sceptyczni panowie Juncker i Selmayr mogą usłyszeć od Timmermansa "zobaczcie, co o sytuacji w Polsce sądzą ONZ, Rada Europy, Europejska Sieć Rad Sądownictwa i Trybunał Sprawiedliwości UE. To chyba wystarczające podstawy, żeby to zatrzymać?"

Być może jutro taką właśnie zapowiedź najbliższych wydarzeń usłyszy polski premier. Jeśli dodać do tego trwające równolegle prace nad budżetem Unii i wysłuchania Polski w toczącym się postępowaniu z art. 7 unijnego traktatu - niewzruszone stanowisko Polski może dać efekty, których dziś nie sposób przewidywać.

(ł)