Łagodne wzgórza, eukaliptusy, do uszu dobiega szum oceanu, dalej na tym naszym krajobrazie widać równiny, na których pasą się dzikie konie, no i upał, i zapach kwiatów i gorące, polinezyjskie rytmy. To skrócony opis Wyspy Wielkanocnej. Na tej Wyspie na Pacyfiku spędził zeszłoroczną Wielkanoc Andrzej Słodkowski, podróżnik współpracujący z miesięcznikiem "Voyage". Z naszym gościem rozmawia Barbara Górska

Barbara Górska: Dla poprawienia humoru zacznijmy może od pogody. Czy na Wyspie Wielkanocnej jest już słonecznie i ciepło.

Andrzej Słodkowski: Jest troszeczkę wilgotno, trochę kropi, ale jest gdzieś plus 20 stopni w porze Wielkanocy.

Barbara Górska: Właściwie ta wyspa jest mikroskopijna. Można ją przemierzyć pieszo i to w dość krótkim czasie. Czy to się Panu udało?

Andrzej Słodkowski: Ona ma tylko około 24 kilometrów długości i kształt trójkąta z małymi kraterami. W sumie na piechotę ciężko byłoby wszystko zaliczyć, ale to jest fajne w tej Wyspie, że tam nie ma ludzi. Mieszka tam 3000 mieszkańców rdzennych i dwa razy w tygodniu ląduje samolot i dzięki temu nie ma tam natłoku turystów. Nie jest to taka typowa atrakcja turystyczna z kolorowymi parasolkami i z tego typu gadżetami. I to jest fajne w tej wyspie, że można znaleźć plaże, gdzie się człowiek położy, gdzie rozpali ognisko i gdzie się może praktycznie totalnie czuć związany z naturą – gdzieś tam w cieniu stoi wielka rzeźba Moa, która spogląda z góry na takiego malutkiego człowieczka.

Barbara Górska: Czy to te posągi, które zobaczył kapitan James Cook, kiedy na wyspę dotarł i które były powywracane?

Andrzej Słodkowski: Kapitan James Cook, powtórnie odkrywając dla Europejczyków Wyspę widział je powalone. Dopiero ekspedycja Hayerdala, norweskiego podróżnika, spowodowała, że te rzeźby powtórnie postawiono. W zasadzie nie wiadomo po co one były rzeźbione. Badania wykazały jak były rzeźbione – to jest bardzo śmieszne, bo one były wykuwane na krawędzi wulkanów i transportowane ogromnym wysiłkiem na krawędź oceanu.

Barbara Górska: A jakie tam dominują kolory?

Andrzej Słodkowski: O różnych porach dnia dominują różne kolory. Jest trochę takiej brunatnej, pomarańczowej kolorystyki związanej z bezdrożami, jest trochę pięknego zachodu Słońca – bo tu jest się blisko natury: i oceanu i gwiazd. Nigdzie przedtem, chyba że na Saharze, nie byłem tak blisko gwiazd – i stąd chyba się rodziły te wszystkie teorie kosmiczno-cywilizacyjne, bo te gwiazdy są tak bliska, że nieomal dotyka się je rękoma. Jest to fajne uczucie, kiedy człowiek jeszcze może obcować z naturą w taki bezpośredni sposób. Bo wie Pani, czasami w podróżach za dużo jest stacji benzynowych podobnych, lotnisk, hoteli – człowiek czasem się budzi i nie wie czy to Bangkok czy Dżakarta a może Los Angeles. To jest smutne, że to się unifikuje, że to jest podobne do siebie i ta nasza globalna wioska jest monotonna. Na wyspie Wielkanocnej nie ma McDonalda.

Barbara Górska: Nie ma? Dla niektórych może to być informacja zniechęcająca. Podczas pobytu w Chile miałam okazje podziwiać tańce polinezyjskie. Byli to ludzie o urodzie metysów i tańczyli boso, prawie nago – zawinięci w takie wieńce kwiatów. Czy to jest obraz, który na Wyspie Wielkanocnej króluje, jest powszedni?

Andrzej Słodkowski: Myślę, że to była Cepelia. Na Wyspie Wielkanocnej takich tańców nie ma. Najbliższe tańcom rodem z Wysp Wielkanocnych, można oglądać w centrach etnograficznych na Hawajach, w Honolulu. Na Wyspie mało się dzieje takich rzeczy, które by się nam kojarzyły z egzotyką. Wyspa ma inny urok. To nie jest taki, powiedzmy, urok karaibsko-hawajski. To jest urok wyciszenia.

Barbara Górska: Jak ktoś sobie wyobraża, że na Wyspie Wielkanocnej jada się białą kiełbasę i baby drożdżowe to chyba się myli?

Andrzej Słodkowski: Hotele są słabe, takie typowe bungalows, w cenie 300 dolarów za dobę, i jedzenie też nie jest najlepsze. Większość jest sprowadzana z kontynentu, z Chile.

Barbara Górska: Jeśli wyruszyć na Wyspę Wielkanocną i spędzać tam Wielkanoc, to chyba z własnym koszykiem wiktuałów wielkanocnych?

Andrzej Słodkowski: A to jest dobry pomysł. Albo upiec tam sobie babę i białą kiełbasę, nie wiem tylko czy można przewozić ją przez granice.

Barbara Górska: I wygrzewać się na słońcu?

Andrzej Słodkowski: Tak. Plaże są tam kapitalne: różowe, żółte piaski. Część plaży jest oczywiście skalistych, ale między tymi skalistymi są takie fajne łachy piachu, gdzie można być sam na sam z oceanem, wskakiwać do niego. Ocean może nie jest za ciepły, ale można w nim popływać no i przed wszystkim wygrzewać się w słoneczku dwudziesto paro stopniowym. I co ważne - samotnie.

foto Marcin Wójcicki RMF FM Warszawa