„Sport jest piękny, nieprzewidywalny, ale też brutalny i niesprawiedliwy, o czym mieliśmy okazję przekonać się podczas konkursu na skoczni normalnej” – powiedział minister sportu Witold Bańka, pytany w RMF FM o występy polskiej reprezentacji na igrzyskach w Pjongczangu. Szef resortu zaznaczył, że nie był nastawiony na wielki sukces Polaków w Korei Południowej. „Wielokrotnie powtarzałem, że realnie oceniając stan sportów zimowych, jeśli przywieziemy z tych igrzysk 2-3 medale, to będzie naprawdę dobry rezultat” – mówił w rozmowie z Krzysztofem Ziemcem. Przyznał, że to wina także złego kształcenia sportowego młodzieży. „Bez szkolenia dzieci i młodzieży bez znacznego postawienia akcentu na to, nie ma sukcesu w sporcie wyczynowym” – mówił Bańka. „W 2014 roku zrobiliśmy taką analizę, że na szkolenie dzieci i młodzieży na snowboardzistów rocznie było przeznaczanych 200 tysięcy złotych. Przecież to jest jakaś aberracja” – powiedział. Zaznaczył, że wszelkie zmiany nie przyniosą także szybkiego rezultatu, bo „w ciągu 2-3 lat nie da się wychować olimpijczyka”. Minister powiedział również, że wierzy głęboko w biało-czerwonych i uznał, że w kwestiach medalowych „Kamil Stoch da radę”.

Krzysztof Ziemiec: Witold Bańka, minister sportu i turystyki, dzień dobry panie ministrze.

Witold Bańka: Dzień dobry, witam serdecznie.

Co to dziś będzie? Będzie medal? Będą medale? Czy będzie kompromitacja totalna?

Sport jest piękny, niesie ze sobą wspaniałe wartości, ale także sport jest nieprzewidywalny, często brutalny i niesprawiedliwy, o czym mieliśmy okazję przekonać się podczas konkursu na skoczni normalnej.

Czuję, jakby pan się chciał zabezpieczyć, że dzisiaj może nie wyjść i usłyszymy znów: "Nic się nie stało".

Nie no, trzymamy kciuki oczywiście za naszych biało-czerwonych, ale to jest esencja sportu i to jego clou, ta nieprzewidywalność. Ja myślę, że skoczkowie powalczą i doczekamy się tego medalu w ich wykonaniu.

Medalu, czy medali?

Ja też wielokrotnie powtarzałem, że realnie oceniając stan sportów zimowych, jeśli my z tych igrzysk przywieziemy dwa, trzy medale, to będzie bardzo dobry rezultat, biorąc pod uwagę realną ocenę tego, w jaki sposób wyglądało szkolenie dzieci i młodzieży i cały ten system na przestrzeni ostatnich lat. Zdają sobie sprawę wszyscy eksperci, że nasze wyniki z Soczi i Vancouver były trochę ponad stan i obracały się właściwie wokół kilku nazwisk. Też nie zabezpieczono tych tzw. "pleców", napływu talentów i teraz są takie efekty.

Wczoraj w Berlinie nasz premier miał okazję rozmawiać też o sporcie z kanclerz Angelą Merkel. Niemcy są tutaj mistrzami. My niestety daleko, daleko w tyle. Dzwonił do pana premier z pretensjami, dlaczego tak słabo?

Nie, absolutnie nie. To też taka trochę aberracja mieć pretensje do kogoś, kto nie ma wpływu na to, jak skoczy Kamil Stoch, czy jak strzeli w ostatecznym rozrachunku Monika Hojnisz. To jest ten element nieprzewidywalności sportu. Zdajemy sobie sprawę, że w ramach sportu wyczynowego mamy prawo oczekiwać medali, ale tych medali nie będzie, jeżeli nie wróci się do fundamentów. Ja też wielokrotnie powtarzałem na przestrzeni ostatnich dwóch lat, że bez szkolenia dzieci i młodzieży, bez postawienia akcentu na to, nie ma sukcesu w sporcie wyczynowym.

Ale wrócę do tego: co teraz. Będzie złoto?

Myślę, że Kamil Stoch da radę.

Czyli dla Stocha, nie dla Huli?

No zobaczymy. Tak jak powiedziałem, nie chciałbym tutaj typować. Wierzę głęboko w naszych biało-czerwonych. Nie ukrywam, myślę że jak większość naszych kibiców, mam pewien uraz po tym konkursie ze skoczni normalnej, więc poczekamy spokojnie, trzymamy kciuki.

Dobrze, trzymamy. Może też biatlonistki, może biegaczki, zobaczymy. Panie ministrze, sam pan powiedział: dlaczego reszta tak słabiutko? Dlaczego te igrzyska, proszę się nie pogniewać, że tak powiem, ale wygląda, że są "do bańki"?

Mam sporo dystansu do siebie, także nie pękamy. Natomiast myślę, że to jest też efekt tego, o czym wcześniej wspomniałem. Jeśli nie ma systemowego wsparcia szkolenia... Na przykład w 2014 roku zrobiliśmy taką analizę, wtedy istniał jeszcze Polski Związek Snowboardu: na szkolenie dzieci i młodzieży rocznie było przeznaczonych na snowboardzistów 200 tysięcy złotych. To jest jakaś aberracja. 6 milionów złotych na całe szkolenie dzieci i młodzieży tych związków, które miały reprezentantów w Soczi. Brak też strategii szkoleniowej, to też spowodowało, że nie ma nowych nazwisk.

To było cztery lata temu. Od dwóch lat już jest zupełnie inny minister sportu, inne warunki.

Wie pan, to też w przeciągu, dwóch, trzech lat nie da się wychować olimpijczyka. To jest proces wieloletni i stąd też powołaliśmy program "Klub", stąd też są SKS-y, przywrócenie kadr wojewódzkich. Proszę sobie wyobrazić, że kadry wojewódzkie były finansowanie tylko w kategorii młodzika. W kategorii juniora, juniora młodszego, starszego już nie. Stąd też program Team 100.

Panie ministrze, a jaki jest sens wysyłania tak dużej grupy sportowców na igrzyska, skoro zdobywają miejsca typu 70., 80-któreś, 90. To nawet szkoda i pieniędzy na to i czasu, żeby wysłać taką grupę, która nic nie jest w stanie osiągnąć.

To też trzeba podkreślić, bo być może wiele osób o tym nie wie, że sportowcy wysyłani są ze środków sponsorskich z Polskiego Komitetu Olimpijskiego, nie obciążających budżet państwa, ale to też są sportowcy, którzy wypełnili normy międzynarodowe, kryteria, minima, które wyznacza w znacznej mierze też MKOL, a potwierdza PKOL czy poszczególne, przepraszam, federacje sportowe też, międzynarodowe. Nie można im zabronić tego, że jeśli ktoś zajmuje w Pucharze Świata miejsce dwudzieste no to też go nie....

Wie pan co o tym nasi słuchacze mówią? Mówią, że pojechali na wycieczkę.

No i to jest też przykre, bo mamy prawo oczekiwać od sportowców takiej mobilizacji, ale też trzeba podchodzić do tego, że to jest sport. Wie pan, kiedy coś takiego w nas niestety jest. Kiedy jest sukces, to potrafimy się wokół tej pięknej idei jednoczyć, a kiedy jest porażka, to jest taka narodowa akademia hejtu i nie zapominajmy o tym, że to są nasi biało-czerwoni, to są nasi rodacy, którzy niejednokrotnie całe życie poświęcają po to, żeby walczyć i to są też osoby, które gdzieś tam istnieją czy w Mistrzostwach Europy, czy Mistrzostwach Świata, punktują w Pucharze Świata i też nie możemy ich w taki sposób deprecjonować, ale mamy też prawo od nich wymagać, tylko najważniejszy jest szacunek, szacunek do drugiego człowieka i do tej jego ciężkiej pracy, więc nazywanie ich turystami, czy darmozjadami, czy w inny obraźliwy sposób jest po prostu przykre.

Ale może niektórzy na to zasłużyli. Tu mam na myśli na przykład Mateusza Sochowicza, który w niekontrolowany sposób, niefrasobliwie zgubił maskę, potem jeszcze się cieszył, potem udzielał wywiadów jakby się nic nie stało. Taka niefrasobliwość no... nie wróży ani dobrze...

No to oczywiście. Taki przykład jak najbardziej. To nie jest podejście profesjonalne i tego rodzaju zachowania można powiedzieć, że są absolutnie niewłaściwe. Ale są też zawodnicy, którym na przykład brakło pół metra do medalu, czy brakło jednego strzału i odrobinę szybszego biegu, więc to jest esencja sportu i na to trzeba zwracać uwagę. Natomiast podkreślam jeszcze raz, żeby zbudować odpowiedni system i to co my robimy od dwóch lat to jest pełna piramida szkoleniowa, żeby młody człowiek od maleńkości, aż po samą kadrę olimpijską spotykał się z pieniędzmi ministerialnymi, żeby nie było takich dziur szkoleniowych jakie kiedyś były. Musimy też wymagać od związków, żeby przygotowały długofalową strategię szkoleniową nie w perspektywie roku, tak jak to było dotychczas tylko w perspektywie czterech, ośmiu, dwunastu lat, jeśli chcemy budować potencjał polskiego sportu w kontekście igrzysk olimpijskich.

Pan powiedział o pieniądzach, ale sportowcy też mają zarzuty do kadry. Przytoczę wywiad Macieja Staręgi, który mówi tak: "Mam pretensje do siebie, oczywiście", bo był 82. - liczyliśmy na znacznie wyższą lokatę - ale też ma pretensje do związku: "Nie ma w biegach żadnego lidera, który wiedziałby, gdzie zmierzamy. Nie ma kogoś, kto przejmie stery w biegach i będzie tutaj..." nieładne określenie, więc nie przeczytam.

To jest właśnie to, czego oczekujemy od związków. Takiego, można powiedzieć kolokwialnie, sportowego biznesplanu, czyli właśnie takiej kompleksowej opieki i szkoleniowej i mentalnej, i wsparcia...

Ale to pan jako minister oczekuje czy nie? Bo jest pan przecież ich szefem.

Chcemy jak najbardziej i wymagamy od tego... I ten model, który my wdrażamy, choćby w przypadku "Teamu 100", czyli dodatkowego finansowania tej grupy utalentowanych sportowców tak, żeby zapewnić im środki na psychologa, na dietetyka, na kwestie takie przyziemne, jak choćby mieszkaniowe. Analizowaliśmy na przestrzeni ostatnich lat, jak wielu młodych utalentowanych ludzi między 18., a 24. rokiem życia myśmy potracili: medalistów mistrzostw Europy juniorów, mistrzostw świata. Wiele potencjalnych gwiazd, które dzisiaj mogłyby stanowić o sile polskiego sportu. (Straciliśmy) z bardzo prozaicznych przyczyn: że oni nie mieli za co właśnie opłacić sobie dodatkowego fizjoterapeuty, studiów czy dodatkowego zgrupowania czy sprzętu sportowego...

No to kolejny przykład: Sylwia Jaśkowiec dziękowała Justynie Kowalczyk za pożyczone narty, bo "na tych to się jeździ" - powiedziała. Czyli co? Jedni mają pieniądze i lepsze narty?

To była ta kwintesencja podejścia do sportu na przestrzeni ostatnich wielu lat. Takiego finansowania na zasadzie tu i teraz. Czyli pojawiała nam się gwiazda sportu i zapewniano jej...

To jeszcze ostatnie, krótkie pytanie. Panie ministrze, co zrobić, żeby było lepiej, żeby za 4 lata nie było tak, jak teraz, że narzekamy?

Przede wszystkim konsekwentnie, przede wszystkim długofalowo i strategicznie. W sporcie jest tak, że musimy się cofnąć, musimy wrócić do fundamentów i zacząć właśnie od szkolenia: od młodzików poprzez juniorów młodszych aż do juniora starszego, młodzieżowca, seniora - prowadzić tych zawodników za rękę, zapewniać im pełne finansowanie. I do tego muszą być dobrzy kierownicy wyszkolenia w poszczególnych związkach sportowych. I taka konsekwencja w tym wszystkim, czyli nie finansowanie danej grupy, czyli gwiazdy, która już jest, jej trzeba zapewnić przygotowanie, ale już myślenie o zastępcach. Proszę zobaczyć, lekkoatletyka: Tomasz Majewski kończy karierę, mamy Konrada Bukowieckiego, który pobija rekord Polski. Obok Anity Włodarczyk już jest młoda Malwina Kopron - medalistka mistrzostw świata.

Witold Bańka: Problem polskiego sportu? Niewłaściwe zarządzanie od wielu lat

"Problem polskiego sportu od wielu, wielu lat: niewłaściwe zarządzanie i najgorsze przyzwyczajenia" - powiedział Witold Bańka - gość Krzysztofa Ziemca w RMF FM. Minister Sportu dodał: "Jako resort możemy wymagać tego, aby związki, na bazie chociażby kodeksu dobrego zarządzania (...), przygotowały strategię, której będziemy bezwzględnie wymagać. Proszę mi wierzyć, to nie jest problem pieniędzy. My mamy dzisiaj pieniądze z funduszu rozwoju kultury fizycznej na szkolenie dzieci i młodzieży. Wzrost w stosunku do 2015 roku w 2018 na sport powszechny jest prawie 100 proc.". Jak podkreślił Bańka, jeśli związki sportowe nie będą przestrzegać zasad wyznaczonych przez ministerstwo, będzie zakręcany "kurek z finansami".

W internetowej części sobotniej rozmowy w RMF FM Krzysztof Ziemiec pytał Witolda Bańkę także o wiosenny przyjazd do Polski YouTuberów. "(Przyjadą) Z kilku kontynentów. Trwają przygotowania organizacyjne, planowanie programu. Będziemy chcieli pokazać Polskę trochę inną, (...) trochę hipsterki, trochę nieodkrytych miejsc, które mogą być atrakcyjne dla obcokrajowców" - wyjaśnił minister sportu.