Wartość największej rosyjskiej firmy naftowej spada z szybkością meteoru, a zarządzający nią czekista i zausznik Władimira Putina nie traci dobrego samopoczucia.

Rosnieft jest obecnie warta mniej, niż transakcja, której dokonała odkupując od BP rosyjskie aktywa. Wtedy zapłacono aż 55 mld USD, obecna wartość Rosnieftu to 5 mld dolarów mniej. To nie koniec tej układanki, bowiem kierowany przez Igora Sieczina koncern ma długów więcej niż jest wart.

To nie jest analiza ekonomiczna, więc nie używam precyzyjnych liczb z dokładnością do sześciu miejsc po przecinku, nie w tym rzecz. Chodzi o pokazanie stanu gospodarki państwa Władimira Putina. Jest on diametralnie inny od tego co opowiada "warszawski ekspert" Andrzej Szczęśniak.

Wczoraj w telewizji usłyszałem z ust Szczęśniaka, że rosyjska gospodarka jest niezadłużona i zdrowa, ma ponad 600 mld USD rezerw i przetrwa lata pod sankcjami. Szczęśniak opowiada kosmiczne bzdury.

Owszem budżet Rosji nie jest zadłużony, bo zadłużone są państwowe molochy jak Rosnieft, czy Gazprom. Rezerwy złoto-walutowe Rosji wynoszą dokładnie 420 mld USD z wszystkimi funduszami celowymi, ale z tego zaledwie połowa to realne pieniądze, które mogą zostać wykorzystane na wsparcie gospodarki. Rosyjski budżet traci  rocznie według ministra finansów 100 miliardów USD na niskich cenach ropy. Do 70 procent dochodów budżetu zależy od wpływów ze sprzedaży ropy i gazu. Związek Sowiecki nie był tak zależny od cen ropy jak obecna Rosja, a mimo to Reagan rozłożył komunistów na łopatki wyścigiem zbrojeń i tanią ropą.

Teoretycznie więc Putin dwa lata wytrzyma, ale tylko teoretycznie. Według rosyjskich ekonomistów średnia cena ropy na poziomie 80 USD za baryłkę oznacza recesję, a im niższa cena tym będzie dramatyczniej. Do tego rubel pada i pada, a 50 procent żywności w Rosji pochodzi z importu.

Jeszcze kilkanaście dni temu czekista Sieczin zapewniał, że cena ropy nie może spaść poniżej 90 USD za baryłkę, taki to profesjonalista w branży naftowej. Teraz Putin z nerwowym uśmiechem twierdzi, że spadające cena ropy odpowiada interesom Rosji. Rząd zapewnia Rosjan, że nic się nie dzieje, bo dolar drogi, więc za ropę mamy więcej rubli, tyle że za ruble to można kupić coś ewentualnie na Białorusi.

Jak pisze publicystka Julia Łatynina, Putin nie potrafi przyznawać się do porażek, każdą próbuje przedstawić jak sukces i nie potrafi wyciągać wniosków z przegranych.

Teraz dostaje baty, bo nie przypuszczał, że do postawienia na kolana jego "imperium" wystarczy paru szejków i grupa maklerów z Wall Street, co więcej on dalej w to nie wierzy.