Co można pomyśleć o ekspertach, politologach i analitykach, ale także o dziennikarzach, którzy od paru dni jak mantrę powtarzają, że Władimir Żyrinowski, ten od "zmiecenia Polski i krajów bałtyckich", jest wiceprzewodniczącym rosyjskiej Dumy Państwowej. Co warte są ich analizy, jeżeli prostych faktów nie znają?

Otóż Żyrinowski był, ale od dawna nie jest wiceprzewodniczącym Dumy. Koniec i kropka. Przestał nim być w 2011 roku. Ktoś powie, że się czepiam. To nieprawda, bo na tym przekonaniu polscy eksperci, a ci od Rosji mnożą się jak króliki, budują wielopiętrowe analizy i hipotezy wyjaśniające, dlaczego i kto kazał Żyrinowskiemu mówić o zniszczeniu Polski.

W rzeczywistości Żyrinowski powiedział jedynie to, co zakładają rosyjskie plany strategiczne, mówiące o obronie przez uderzenie wyprzedzające. Powiedział to w swoim stylu, czyli populistyczno-nacjonalistycznym, w jakim wypowiada się od dwóch dekad. W czasie wojny w Iraku w wulgarny sposób obrażał prezydenta USA, nie tak dawno proponował Polsce rozbiór Ukrainy, a kiedy trwał protest na Majdanie, żądał wysłania tam rosyjskich wojsk - czyli nic nowego.

Problemem nie jest to, co mówi Żyrinowski, ale to, że publikują to bez żadnego komentarza rządowe rosyjskie media. W nich od tygodni mówi się o polskich najemnikach walczących na Ukrainie i polskiej broni tam wysyłanej, bez żadnych dowodów. I na to reakcji polskiego MSZ brak.

Żyrinowski to cwany, cyniczny polityk, ale nie należy go przeceniać. On wie, co piszczy w kremlowskich przedpokojach, ale nie podejmuje żadnych decyzji. Kiedy z nim wielokrotnie rozmawiałem, zmieniał się w przyjaciela Polaków i podkreślał, że jego dziadkowie pochodzili z polskich Kresów, z Kostopola i byli obywatelami II RP, ale kiedy należy, przed kamerami rosyjskimi wylewa pomyje na Polskę - taką ma rolę do spełnienia.

ALE WICEPRZEWODNICZĄCYM DUMY NIE JEST.