"W radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa muszą być ludzie zaufani polityków, którzy odpowiadają za te spółki" - powiedział w Porannej rozmowie w RMF FM Piotr Gliński. Minister kultury odniósł się w ten sposób do osoby Bartłomieja Misiewicza - rzecznika ministra obrony narodowej, którego wykształceniem media zainteresowały się po tym, jak został członkiem rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Misiewicz nie ukończył bowiem kursu uprawniającego do zasiadania w takiej radzie. Piotr Gliński komentując sytuację wokół byłego rzecznika MON dodał: "Nie przesadzajmy. To nie był kuzyn pana ministra, to nie był człowiek, który był przypadkowy i wzięty za zasługi, fryzjer z rogu. To nie chodziło o to, aby on tam zarobił, tylko żeby był przedstawicielem ministra, który odpowiada za tę spółkę". Wicepremier przyznał, że Misiewicz powinien mieć odpowiednie uprawnienia. Dodał także, że w spółkach Skarbu Państwa nie ma kolesiostwa. "Jeżeli były takie przypadki, to one zostały już ukrócone w ciągu pierwszego roku. Nasi przeciwnicy przez osiem lat bawili się w takie rzeczy".

Robert Mazurek: Rok po wyborach chwalicie się wciąż Programem 500+, Mieszkanie Plus, paroma innymi rzeczami, ale tak samo, jak symbolem tego rządu jest Program 500+, tak staje się nim również Bartłomiej Misiewicz, czyli element nominacji PiS-u w spółkach Skarbu Państwa.

Piotr Gliński: To jest udana zagrywka propagandowa naszych konkurentów, mogę powiedzieć i tyle. Natomiast niewiele mająca wspólnego z rzeczywistością. Owszem, były pewne błędy, ale jeżeli chodzi o skalę tych wypaczeń i błędów to jesteśmy w ogóle nieporównywalni, bo to jest niewielka skala. Jak pan zauważył, już w ciągu pierwszego roku to zostało zatrzymane. Decyzje są szybkie i mam nadzieję, że tego rodzaju błędów nie będzie, chociaż akurat jeżeli chodzi o tego młodego człowieka, to tam sytuacja jest bardzo specyficzna. On jest po prostu zaufanym, dobrym współpracownikiem pana ministra, który chciał mieć swojego przedstawiciela gdzieś tam w którejś ze spółek.

Który nie ma nawet skończonych studiów i trafia do rady nadzorczej najważniejszej polskiej firmy zbrojeniowej.

Te rady nadzorcze często są, po prostu, zwłaszcza w spółkach skarbu państwa - muszą tam być ludzie zaufani polityków, którzy odpowiadają za te spółki. Więc to nie jest takie jednoznaczne. Nie przesadzajmy, to nie był kuzyn pana ministra, to nie był człowiek, który był przypadkowy i wzięty za zasługi, fryzjer z rogu....

To był człowiek wzięty za zasługi.

Nie, nie, nie. Absolutnie nie, bo to nie chodziło o to, żeby on tam zarobił, tylko, żeby był przedstawicielem bezpośrednim ministra, który odpowiada za tę spółkę.

Czyli nie ma problemu z tym, że Bartłomiej Misiewicz zasiadał w radzie nadzorczej?

Powinien mieć, jak pan powiedział, uprawnienia do tego. Nie wiem, czy miał.

Panie ministrze, panie premierze, nie ma pan wrażenia, że jednak zupełnie co innego obiecywaliście, i że z zupełnie innym nastawieniem szliście do wyborów?

Ale z czym pan mówi?

Mówię o tym, że obiecywaliście jednak inne reguły powoływania ludzi do spółek Skarbu Państwa i obiecywaliście skończeniem z kolesiostwem, z załatwianiem pracy znajomym.

Nie ma kolesiostwa, załatwienia - jeżeli były takie przypadki, jak mówię przypadki w ograniczonym zakresie, to one zostały już ukrócone w ciągu pierwszego roku. Nasi poprzednicy przez osiem lat bawili się w takie rzeczy, jak pan wie, kilkaset osób było zidentyfikowanych, połączonych z tą czy inną partią w różnych spółkach Skarbu Państwa. Jak pan wie, w niektórych ministerstwach poszczególne departamenty miały nazwy wsi związanych z takimi czy innymi politykami. Nie porównywajmy rzeczy nieporównywalnych.

Wtedy były wsie, teraz są miasteczka, tak?

Nic takiego nie ma.

Panie premierze, jeżeli chce pan powiedzieć Polakom, że skończyło się kolesiostwo i załatwianie pracy znajomym, to dobrze, przynajmniej Polacy z uśmiechem rozpoczną dzień.

Oczywiście, że z tym walczymy. Możemy, wie pan, na różny sposób krytykować naszych liderów, ale pan Jarosław Kaczyński jest znany z bezkompromisowości jeżeli chodzi o takie sprawy.

A jak profesor socjologii wytłumaczyłby "czarne marsze", które przeszły przez główne miasta Polski w ciągu ostatnich dni?

To jest zjawisko, które można określić takim naturalnym ruchem społecznym o bardzo złożonych przyczynach. Jak mówię, różne są przyczyny tego zjawiska. Bardzo polityczne, bo to jest wykorzystywane po prostu do ostrej walki politycznej, ale także związane z przemianami kulturowymi, z tym, że ktoś się poczuł urażony, czy obrażony.

Ale słusznie się poczuł urażony czy niesłusznie?

Nie wiem. Określenie słuszności jest bardzo trudne do zdefiniowania, bo to są indywidualne sprawy. Jak pan wie, to są sprawy bardzo trudne, bardzo delikatne i bardzo łatwo poddają się także manipulacji. Jak pan wie, moja partia nie miała nic wspólnego z tym projektem, przeciwko któremu protestowano. Raczej szukano pretekstu do tego.

Oprócz tego, że jeden projekt wzięliście do Sejmu, a drugi odrzuciliście.

Nie 'śmy', bo ja akurat, jak pan wie, głosowałem w tej kwestii zgodnie z naszą zasadą, że projekty obywatelskie niezależnie czego one dotyczą powinny mieć szansę debaty w Sejmie.

Panie premierze, mam wrażenie, że nie chce pan odpowiedzieć na pytanie: czym są spowodowane czarne marsze? Mówi pan tyle, żeby nic nie powiedzieć.

Nie no, powiedziałem. Na pewno działalnością polityczną, wykorzystywaniem tego, że jest to temat gorący, zwłaszcza w krajach czy społeczeństwach, które podlegają przemianom kulturowym.

Ale kto to wykorzystuje?

Oczywiście, że nasi przeciwnicy polityczni, bo to jest im na rękę. Natomiast, oprócz tego są powody zupełnie naturalne, bo bardzo łatwo jest mobilizować, na przykład, młode dziewczyny mówiąc im, że ktoś im zagraża i pójdą do więzienia za prywatne sprawy, albo że ktoś im z butami wchodzi do łóżka, prawda, bo to są takie - socjologowie właśnie ruchów społecznych, a ja się tym zajmowałem zawodowo przez wiele lat, używają - uproszczone sądy o rzeczywistości, które stają się uogólnionymi przekonaniami. Chciał pan, no to pan ma.

Dobrze. Nie jesteśmy na seminarium doktoranckim. Zostawmy więc uogólnione sądy. Pamięta pan jeszcze wasze zapowiedzi o tym, że będziecie nie tylko walczyli o dobre imię Polski - o tym za moment, ale promowali polską historię. Miały powstawać filmy hollywoodzkie.

I powstają. Robimy to oczywiście.

Powstają filmy hollywoodzkie?

Nie, zaraz. Pracujemy nad tym. Pan myślisz, że film hollywoodzki to tak powstaje. Niech pan się spyta, nie wiem, Toma Cruise'a ile trwa przygotowanie projektu dobrego w Hollywood.

Jak będzie w przyszłym tygodniu, to go spytam.

No właśnie. Myślę, że to jest oczywiste. Przygotowujemy to. Jak pan wie, ogłosiliśmy konkurs. Pierwszy etap konkursu na film historyczny, bez żadnych obwarowań szczególnych. Chodzi nam o to, żeby to był film historyczny, a jury dość spluralizowane wybierze temat. Na pierwszy etap przyszło ponad 850 projektów. No to jest dość specyficzne, a oprócz tego przychodzą do mnie prawie codziennie twórcy, nie tylko do mnie, i proponują takie czy inne gotowe już scenariusze. Dwa dni temu pan Filip Bajon przyszedł ze scenariuszem nie swoim, ale w swoim zespole filmu o Piłsudskim. Jest chyba ze trzy filmy o Karskim czy o amerykańskich lotnikach w czasie I wojny światowej, kilka projektów...

To akurat minister Szałamacha napisał bardzo dobry...

Między innymi on, ale nie tylko. Jest na ten temat także inny projekt.

Pański zastępca, Jarosław Sellin, gdy tutaj był, powiedział, że Jana III Sobieskiego powinien zagrać Mel Gibson i on sobie taki film wyobraża.

Można wiele różnych tego rodzaju kombinacji sobie wyobrażać, faktycznie chcielibyśmy...

A Tom Cruise, którego pan ceni, kim miałby być Tom Cruise?

Akurat przypadkowo, nie mam pojęcia. Natomiast, ja wiem, że pan by od razu chciał, żeby ludzie mówili, że Cruise będzie grał jakąś ciekawą postać. On pewnie na Piłsudskiego by się nie nadawał, za niski i mało podobny.

Ale jakby mu wąsy dorobić...

Mamy swoich dobrych aktorów, możemy wypożyczyć do Hollywood. Ale oczywiście chcielibyśmy także, żeby jedna z tych produkcji miała taki oddech światowy. Natomiast ja jeszcze raz chcę podkreślić: podstawową kwestią jest jakość, bo zrobienie za duże pieniądze gniota to jest kompromitacja i ja bardzo będę dbał o to, żeby nie wpaść w coś takiego.

Jak były kontrkulturowiec i ekolog Piotr Gliński przyjmuje decyzję, że ostatnią nagrodę literacką noblowską dostaje Bob Dylan?

Ja o tym mówiłem właśnie, taka była moja wypowiedź. On był ikoną kontrkultury, jest w jakimś sensie wciąż, troszeczkę starszego pokolenia, niż moje, bo ja nie jestem, ściśle rzecz biorąc, pokoleniem hippisowskim, Dylan jest starszy ode mnie o kilkanaście lat, więc to jest inne pokolenie, ale myślę, że to jest ciekawe. Zwłaszcza na tle tych, no zupełnie przerażających poprzednich niektórych laureatów nagrody noblowskiej, jak Dario Fo, faszysta, komunista, to Dylan jest całkiem ciekawą postacią i ciekawe jest to, że wybrano pierwszy raz jednak barda, pieśniarza, rockmana. To ciekawe. To był poeta także, oczywiście.

„Rozumiem, że przechodzimy do części komediowej naszej rozmowy” – odpowiedział Robertowi Mazurkowi Piotr Gliński, pytany o wyjazd Sławomira Nowaka na Ukrainę. Dodał, że drogi, których budowę ma wspierać były minister transportu, „będą budowane pewnie z zegarków”. W rozmowie skomentował też stopień pluralizmu w mediach publicznych. „Powinniśmy nad tym pracować, jest znacznie większy niż wcześniej” – mówił wicepremier. Zadeklarował też, że w przyszłorocznym budżecie znajdzie się 7 milionów złotych na komórkę działającą przeciwko zniesławieniu naszego kraju. Oglądając internetową część Porannej rozmowy w RMF FM, dowiecie się, co gość Roberta Mazurka sądzi o myśliwych, strzelaniu do zwierząt i zmianie czasu z letniego na zimowy.