"Nie widziałem bloku, który byłby cały, każdy jest naruszony. Przez trzy miesiące ludzie praktycznie nie pracują, nieliczne osoby mają pracę w pojedynczych sklepach, czy służbach komunalnych" - mówił w Porannej rozmowie w RMF FM ks. Wojciech Stasiewicz, dyrektor Caritas w Charkowie. "Bogatsi najczęściej powyjeżdżali w pierwszych dniach wojny, bo mieli gdzie, mieli do kogo. Zostali tu ludzie, którzy nie mają zaskórniaków" - mówił gość Roberta Mazurka.

Zbliża się maj, ale tegoroczna majówka nie będzie w Ukrainie taka jak zwykle. Słowo "majskie" na Ukrainie to jest takie słowo klucz i słowo takie święte bym powiedział, bo to takie oczekiwanie po świętach Wielkanocy, to zawsze taka następna dłuższa przerwa, to właśnie majowe dni, właśnie zwane przez mieszkańców "majskimi" i to było takie ciekawe, że to zawsze taka celebracja była, odpoczynek z jednej strony, gdzieś tam jakiś element przyrody, rzeki, szaszłyk oczywiście jak to na Ukrainie, ale też świętość, czyli każdy musiał gdzieś tą mieć działeczkę no i sadzenie po prostu ziemniaków. Taki był wyznacznik dobrze przeżytych tych właśnie świąt, pierwszych dni majowych - wspominał ks. Stasiewicz.

Te dni majowe będą zupełnie inne i odbiegające od tradycji, czy rytuału dla mieszkańców Ukrainy. Nie wiemy, co przyniosą te dni, co przyniesie 9 maja na przykład. Żyjemy z dnia na dzień, z godziny na godzinę - mówił gość RMF FM.

Ks. Stasiewicz mówił o trudnej i zróżnicowanej sytuacji w Ukrainie. Cała mapa Ukrainy jest zróżnicowana, jeśli chodzi o wydarzenia, militarne działania Rosji. W ostatnich dniach miałem możliwość trochę podróżować po Ukrainie. Gdy wyjechało się z Charkowa, to zupełnie jakby inny świat. Wracam po kilku dniach, totalnie inny świat - opowiadał.

Największe osiedle na Ukrainie, liczące 400 tysięcy ludzi, codziennie jest ostrzeliwane. Nie widziałem bloku, który byłby cały, każdy jest naruszony. Albo zostało kilka osób, albo w niektórych blokach nikogo nie ma. Chciałem pojechać na nasz cmentarz katyński, ale odradzali, że albo jest miejsce zaminowane, albo jest zbyt niebezpieczne. Dawno tam nikogo nie było, żeby wspomnieć, pomodlić się - mówił dyrektor Caritas w Charkowie.

Jak wygląda codzienne życie tych, którzy zostali? Niestety przez trzy miesiące ludzie praktycznie nie pracują, nieliczne osoby mają pracę w pojedynczych sklepach, czy służbach komunalnych. Tysiące osób chciałyby pracować, funkcjonować normalnie, ale nie są w stanie. Wczoraj w parku wydawaliśmy najpotrzebniejsze produkty, było ponad 700 osób. To nie są bezdomni, to są ludzie, którzy obok nas żyją. W centrum nikt nie świadczy takiej pomocy humanitarnej jak my. Ci ludzie już są zmęczeni i w oczekiwaniu, żeby się obudzić i usłyszeć piękne słowa, że się wszystko skończyło - mówił ksiądz.

Na Ukrainie są ogromne kontrasty, albo są ludzie bardzo bogaci, albo niestety biedni, praktycznie środka nie ma. Bogatsi najczęściej powyjeżdżali w pierwszych dniach wojny, bo mieli gdzie, mieli do kogo. Najczęściej zostali tu ludzie, którzy nie mają zaskórniaków. Nie mają środków materialnych, muszą się ratować - opowiadał ks. Stasiewicz.

Ks. Stasiewicz: Wszyscy mieszkańcy liczą, że papież przyjedzie na Ukrainę

Kawiarnie, restauracje ostatni raz tu funkcjonowały sześćdziesiąt kilka dni temu. Mieszkamy w centrum. Tutaj życie polega na tym, że ktoś przyjeżdża samochodem od czasu do czasu, wszystko jest uśpione. Nie ma tutaj sklepów spożywczych. Trudno mi powiedzieć, co jest teraz otwarte. Widziałem, że jedynie jeden czy dwa kantory są otwarte. Wszystko jest pozamykane. Życie jest bardzo specyficzne - mówił ks. Stasiewicz w internetowym wydaniu Porannej rozmowy w RMF FM o tym, jak dziś wygląda życie w Charkowie.

Dyrektor charkowskiego Caritasu mówił też, czego dziś najbardziej potrzebują mieszkańcy miasta. Chleb i woda - o to najbardziej ludzie proszą. I ludzie przede wszystkim przychodzą po lekarstwa. Lekarstwa są na wagę złota. W tym rejonie, w którym mieszkamy, apteki są pozamykane - powiedział ks. Stasiewicz.

Robert Mazurek zapytał swojego rozmówcę także o to, jak na Ukrainie postrzega się postawę papieża Franciszka wobec wojny. Jako ksiądz rozumiem, że jest głową Kościoła Katolickiego i musi myśleć o braciach i siostrach z każdego państwa, a nie zapominajmy, że kościół katolicki jest też w Rosji. Ufajmy, że to będzie powiedziane tak bardziej dosłownie, bezpośrednio. Każdy wierny się modli, że papież przyjedzie. Wszyscy mieszkańcy liczą, że papież przyjedzie na Ukrainę - powiedział ks. Stasiewicz.

Zapis rozmowy:

Robert Mazurek: Dzień dobry, kłaniam się państwu nisko. Witam serdecznie mojego gościa, jest nim ksiądz Wojciech Stasiewicz, szef Caritasu w Charkowie. Dzień dobry, szczęść Boże.

Ks. Wojciech Stasiewicz: Dzień dobry, szczęść Boże.

Proszę księdza, pewnie normalnie porozmawiałbym o tym, co słychać, jak majówka, jakie tam fajne plany, ale... Bo to w końcu również na Ukrainie, nie tylko w Rosji, to wszędzie był początek tzw. "dacznego sezonu", czyli sezonu działkowego, prawda?

No, słowo "majskie" na Ukrainie to jest takie słowo klucz i słowo takie święte bym powiedział, bo to takie oczekiwanie po świętach Wielkanocy, to zawsze taka następna dłuższa przerwa, to właśnie majowe dni, właśnie zwane przez mieszkańców "majskimi" i to było takie ciekawe, że to zawsze taka celebracja była, odpoczynek z jednej strony, gdzieś tam jakiś element przyrody, rzeki, szaszłyk oczywiście jak to na Ukrainie, ale też świętość, czyli każdy musiał gdzieś tą mieć działeczkę no i sadzenie po prostu ziemniaków. Taki był wyznacznik dobrze przeżytych tych właśnie świąt, pierwszych dni majowych.

No tak, tak. Spożycie też wzrastało i to było takie beztroskie życie przed wojną. A jak to wygląda teraz? Teraz co, zamiast na działkę idziemy do schronu?

No właśnie z pewnością te dni majowe będą zupełnie inne i odbiegające od, nazwijmy to pewniej jakiejś tradycji czy rytuału dla mieszkańców Ukrainy. Nie wiemy, panie redaktorze, co przyniosą te dni, nie wiemy, co przyniesie 9 maja na przykład, prawda? Żyjemy po prostu z dnia na dzień, żyjemy z godziny na godzinę i co rzeczywistość przyniesie. Jesteśmy po prostu w takim niestety jakimś oczekiwaniu, ale też w jakiejś tam nadziei, że może naprawdę będzie spokojnie.

No właśnie, a jak to wygląda teraz. To znaczy, jak wyglądają ostatnie dni, ostatnie kilka nocy, są spokojne, czy zrywają wam alarmy?

Od niedzieli powiedziałbym tak, tylko tutaj muszę powiedzieć, to dotyczy Charkowa. Bo jednak cała mapa Ukrainy jest tak zróżnicowana jeśli chodzi o wydarzenia, jeśli chodzi tam o aktualne militarne działania ze strony właśnie Rosji. To jest różnica ogromna. Ja pamiętam, jak kiedyś tam, załóżmy pierwszy raz jechałem gdzieś za granicę, czy tam do Niemiec, to dosłownie przekroczyło się granicę i od razu jakby inne powietrze, inna przyroda, inni ludzie. I bardzo podobnie wygląda to na Ukrainie. Akurat w ostatnich dniach miałem możliwość trochę podróżować po Ukrainie i jak się wyjechało z Charkowa, zupełnie jakby inny świat. Wracam po kilku dniach do Charkowa, totalnie inny świat. Więc naprawdę...

... A jak wygląda, no właśnie, jak wygląda ten świat w Charkowie, ten inny świat w Charkowie teraz?

No niestety trzeba powiedzieć tak, życie, ja nie chcę użyć tego słowa, że życie zamarło, ale naprawdę to jest zupełnie inny świat, jeżeli się wjeżdża do Charkowa. Wczoraj akurat miałem możliwość tylko z panem policjantem, bo na dane osiedle albo można jechać właśnie z obroną terytorialną, albo z policją po prostu. Zwyczajnemu szaraczkowi, człowiekowi nie wolno wjeżdżać w to osiedle. Największe osiedle, chyba jedno z większych w ogóle osiedli na Ukrainie, 400 tysięcy liczące, Sałtiwka, która codziennie jest ostrzeliwana, codziennie, nie ma dnia i panie redaktorze...

Tak, to ja chciałbym od razu powiedzieć, bo ja tam byłem, ja znam to osiedle. To jest proszę państwa takie ogromne blokowisko na wylocie z Charkowa w stronę właśnie rosyjskiej granicy, prawda. I ono było pod ostrzałem, a jak to wygląda teraz?

No właśnie, teraz to już trudno nawet nazywać, czy ono jest pod ostrzałem. Z tej części, co ja widziałem, to było kilkadziesiąt bloków, może nawet i setka, ja nie widziałem bloku, który byłby cały, tzn. każdy jeden blok jest naruszony. Akurat byłem przy takim wieżowcu, jednym z większych, gdzie do wojny mieszkało około 1200 osób i zostało dziesięć osób. Tam żyje gdzieś tam w piwnicach tych dziesięć osób i mówili ci mieszkańcy, że tak naprawdę tu każdy jeden blok w podobny sposób wygląda, że albo jest kilka osób, albo w ogromnych blokach już nikogo nie ma. Te bloki są naprawdę wielokrotnie gdzieś tam zbombardowane, naruszone, odłamki, więc strasznie to wyglądało. Jeszcze przed miesiącem, kiedy tam byłem, zupełnie inaczej ta rzeczywistość wyglądała, nawet były kontrole na tym osiedlu, a teraz jest nawet strach, żeby te kontrole stały, ponieważ te punkty są tak narażone, więc różnie to wszystko wygląda, ale niestety nie najlepiej to wygląda.

No dobrze to osiedle. Rozumiem, że w centrum Charkowa jest - chciałem powiedzieć lepiej - ale jak widziałem te zdjęcia, to tam niewiele lepiej, prawda?

Umówmy się że to słowo "lepiej", to trochę będzie tak pozytywniej brzmiało, porównując może właśnie do tego osiedla Sałtiwka czy Aleksijewka, czy nasze Piatichatki, chciałem wczoraj pojechać właśnie na nasz cmentarz katyński, ale odradzali że albo jest miejsce zaminowane albo jest zbyt niebezpieczne. Bo wiadomo jakaś potrzeba serca, pomodlić się, dawno tam nikogo nie było, żeby właśnie wspomnieć, pomodlić się, pobyć na tym cmentarzu. Więc rzeczywiście różne są osiedla.

Proszę księdza, to jak wygląda takie codzienne życie tych, którzy zostali w Charkowie, mieszkańców Charkowa? No bo, czy w ogóle działają jakieś sklepy? No pewnie jakieś muszą, bo ludzie muszą gdzieś kupować jedzenie? Co działa, a czego już nie ma?

No niestety, trzy miesiące ludzie praktycznie nie pracują. To są nieliczne osoby które mają pracę że ktoś tam może w jakichś pojedynczych sklepach pracuje, czy ktoś tam w jakichś służbach komunalnych. Ale pytanie ile osób fizycznie, umysłowo pracuje w tym czasie na przykład w Charkowie? To jest masa, tysiące osób, które chciałyby pracować, które chciałyby funkcjonować, a nie są w stanie. Wczoraj jak karmiliśmy w parku, wydawaliśmy tam najpotrzebniejsze produkty - wodę, chleb, były pulpety z Polski, akurat to ostatnio dostaliśmy, to było ponad 700 osób...

Mój Boże.

...które obok nas gdzieś tutaj mieszkają, z dziećmi przychodzą. To nie są jakieś osoby bezdomne czy w trudnej sytuacji materialnej, finansowej. To są ludzie, którzy tutaj obok nas żyją, a ponieważ właśnie w centrum nikt nie świadczy takiej pomocy humanitarnej jak my, więc ta rzeczywistość jest wiadomo bardzo trudna też. Ci ludzie już są zmęczeni i w takim oczekiwaniu też, żeby się obudzić i usłyszeć piękne słowa, że się wszystko skończyło. Tak że to życie jest utrudnione, jeśli chodzi teraz o rzeczywistość.

To brzmi dramatycznie. Rzeczywiście 700 osób to są jakieś tłumy. No dobrze, ksiądz mówi, że ludzie nie pracują. Czy to oznacza, że nie mają też pieniędzy? Że po prostu, nawet jeśli sklepy są otwarte, nie mają za co kupić tego jedzenia?

Pan redaktor pewnie wie, jak i wiele osób, że tutaj na Ukrainie są ogromne kontrasty, że albo są ludzie bardzo bogaci albo niestety biedni. Praktycznie tego środka nie ma. No i nie oszukujmy się, prawda, ci ludzie bogatsi najczęściej powyjeżdżali w pierwszych dniach wojny, bo mieli gdzie, mieli do kogo. Taka prawda też. Więc najczęściej zostali to ludzie, którzy nie mają tzw. zaskórniaków, że szykowali się do wojny i sobie poodkładali. Więc oni, mówiąc krótko, nie chcieliby pójść do sklepu, oni nie muszą stać w tej dużej kolejce, gdzie jest też niebezpiecznie, no bo są ostrzały. Więc oni się boją też. My robimy to bardzo szybko. Ale z uwagi na to, że nie mają tych środków materialnych, to muszą się ratować właśnie w taki sposób.