"Daję szansę Komendzie Stołecznej Policji, by zweryfikowała dane" - mówił w Porannej rozmowie w RMF FM Grzegorz Schetyna, komentując policyjne dane o 12 tysiącach uczestników sobotniego "Marszu Wolności". "Gdyby ktoś powiedział ‘kilkadziesiąt’ tysięcy - to można się kłócić o te dziesiątki tysięcy, bo tylu nas było, wszyscy to widzieli. Taka manipulacja kompromituje" - mówił, ale równocześnie zastrzegł: "Będę bronił tutaj Komendy Stołecznej Policji (…) - zrzucam to na propagandę PiS". "Ja pamiętam ten język propagandy z lat 80. (…) język propagandy bolszewickiej narzucał swój nieprawdziwy obraz rzeczywistości. Tutaj miałem podobne wrażenie" - stwierdził. Zapewnił również, że "milionowe demonstracje przyjdą - ale one będą wtedy, kiedy będziemy już w kampanii wyborczej".

Robert Mazurek: Porozmawiajmy o  prezydenturze Francji. Pewne jest to, że wygrał Emmanuel Macron. Problemy chyba pozostały. Jak na to patrzy były minister spraw zagranicznych?

Grzegorz Schetyna: Wygrał wysoko, to trzeba sobie powiedzieć. Trochę niespodziewanie, bo wydawało się, że ta walka będzie bardziej zacięta przed drugą turą. Wygrał przy sporej frekwencji, ale tak naprawdę to pierwszy krok. Wielkie wyzwania dla Macrona i dla Francji. W czerwcu 11 i 18 to wybory parlamentarne i to one tak naprawdę zdecydują o kierunku, w którym pójdzie Francja. Te pięć, sześć tygodni będzie absolutnie krytyczne, co do przyszłości.

Decydujące sprawy będą się działy we Francji. W Polsce był wielki marsz opozycji, nie wiadomo, czy tak bardzo wielki. Wy mówicie, że było was 100 tysięcy, policja twierdzi, że 12 tysięcy. Ilu was było naprawdę?

Wielu, było nas wielu. Ja pamiętam, powiem tak, widzę teraz, że przedstawiciele mediów narodowych wycofują się z tych 12 tysięcy...

To mówiła policja.

Policja mówiła o tym, co było na początku, godzinę przed marszem jeszcze, kiedy zbieraliśmy się na Placu Bankowym. Ja pamiętam ten język propagandy z lat 80. Pamiętam o przerwach w pracy, o grupach wyrostków, kiedy język propagandy bolszewickiej narzucał swój nieprawdziwy obraz rzeczywistości.

Historyk Grzegorz Schetyna, ekspert od propagandy. A tak zupełnie serio. Kiedy pan był ministrem spraw wewnętrznych to policja, rozumiem, umiała dobrze liczyć demonstrantów. Kiedy Platforma rządziła, to policja nadal umiała liczyć demonstrantów i wtedy co prawda PiS mówił, że na jego marszu było 200 tysięcy, ale policja powiedziała: no, no, no, tylko 40. Rozumiem, że nagle straciła policja umiejętność liczenia i jak policzyła 12, to wy mówicie: nie 12 - 120.

Nie, nie mówimy tak. Ta informacja, która z policji pochodziła, tak jak mówiłem, dotyczy początku marszu.

Nieprawda. Mówili, że w kulminacyjnym momencie było 12 tysięcy, ale ja się nie będę spierał.

Daję szansę policji i komendzie stołecznej, żeby zweryfikowała to. Gdyby ktoś powiedział: kilkadziesiąt, 50, 40, może 60, to można się kłócić o te dziesiątki tysięcy, bo tylu nas było. Kto widział to w telewizji, czy był na tym marszu, czy spoglądał z boku. Taka manipulacja kompromituje i będę bronił tutaj komendę stołeczną policji i tych, którzy liczyli. Albo została ta informacja zmanipulowana albo... nie chcę pisać innych scenariuszy. Przerzucam to na propagandę PiS, a nie na policję.

Od kilku miesięcy mówiliście o tym marszu, półtora roku rządów PiS-u minęło - i jest mniej demonstrantów niż rok temu na demonstracji KOD-u.

Wtedy były jeszcze bardzo silne emocje powyborcze, dzisiaj budujemy nowy etap. Ja jestem bardzo zadowolony z tej manifestacji, serdecznie dziękuję tym wszystkim, którzy byli i wspierali nas przez te tygodnie przygotowań. To jest początek etapu, początek drogi, która doprowadzi nas najpierw do wyborów samorządowych, a później do parlamentarnych.

A nie jest tak, że to miała być taka ozdoba, ukoronowanie waszych sukcesów: dobił pan opozycję, wyprowadził setki tysięcy ludzi na ulice...

Początek marszu. Naprawdę to wszystko będzie jeszcze trwało...

Grzegorz Schetyna - En Marche!

Tak. Ja patrzę na to w perspektywie półtora roku wyborów samorządowych i dwu i pół roku wyborów parlamentarnych. Jeżeli pan chce, żebyśmy zaczynali od milionowych demonstracji - to te demonstracje przyjdą, ale one będą wtedy, kiedy będziemy już w kampanii wyborczej, jestem o tym przekonany. To było zwycięstwo.

Pańskim sukcesem bez wątpienia jest to, że grzecznie na manifestacji Platformy stawiła się opozycja, czyli Nowoczesna i PSL, ale nawet te partie, nie wspominając już o lewicy, nie chcą iść z wami do wyborów samorządowych we wspólnych listach wyborczych.

Tak samo było rok temu, kiedy organizowaliśmy marsz 7 maja - też organizowaliśmy to wspólnie, ale logistyka i know-how był wtedy nasz.

Ale dlaczego nie chcą razem z panem iść do wyborów samorządowych?

Uważam, że taka formuła jednej listy - to, o czym mówiłem i o czym mówię od tygodni - to też jest wyzwanie, które powinny podjąć partie, środowiska polityczne opozycyjne - ale do tego trzeba dojrzeć. To musi trwać. Ja nie mówię tego, żeby narzucać komuś swoją czy Platformy Obywatelskiej wolę - ja mówię o pewnej konstrukcji, którą musimy zaakceptować i wspólnie zbudować, żeby ona była skutecznym orężem w polityce.

Podejrzliwy Włodzimierz Czarzasty mówi, że właśnie nie - że panu chodzi tak naprawdę o system dwupartyjny - i stąd ta propozycja wspólnej listy anty-PiS-u.

Ja bym powiedział tak: adresatów bardzo starannie dobieram w tym apelu. Będziemy budować listę, która będzie akceptować programowe podstawy, ale będzie chciała być skutecznym anty-PiS-em i zrozumie, że trzeba współpracować między sobą, że najważniejsze jest porozumienie będzie środowiskami opozycyjnymi, bo jeżeli one będą walczyć ze sobą, to będą tak naprawdę inwestować w pozycję PiS. Dzisiaj PiS słabnie, dzisiaj konflikt jest w rządzie i między rządem a prezydentem. Prezes Kaczyński traci kontrolę i sterowność całego tego systemu PiS-owskiego, więc dzisiaj jest szansa.

Pan mówi, że prezes Kaczyński traci sterowność. Wcześniej narzekaliście, że prezydent Duda nie jest zbyt wyrazisty, nie potrafi się wybić na niezależność. Skoro się wybija, też macie pretensje. To właściwie czego oczekujecie od prezydenta?

Ja nie mam pretensji. Ja diagnozę stawiam. Ten statek zaczyna nabierać wody, ten PiS-owski statek. I dobrze pan wie, o czym mówię, panie redaktorze. Jeżeli prezes Kaczyński traci sterowność co do kolejnych części tego wehikułu, PiS-owskiego wehikułu, to są kłopoty i dzisiaj to widzimy, zaczynają się konflikty, zaczyna się wojna domowa w PiS.

Skoro pan zaczął używać metafory statku, wody, to porozmawiajmy o wodzie, o łodzi. Prezes Kaczyński zainaugurował sezon wędkarski. Był na szczupakach, nie wiemy nic o jego trofeach. Co pan złapał? Ryszarda Petru w sieć?

Ja nikogo nie łapię. Ja bardziej będę organizował, czy przygotowywał łowisko. Natomiast chcę powiedzieć, że ten kabaret, który widzimy, czyli pana prezesa Kaczyńskiego z wędką...

Dlaczego kabaret? Bardzo uroczo wyglądali.

Bo później PR-owcy pomagają i dają sygnał, że te wyciągnięte z morza czy z wody szczupaki trzeba wrzucić z powrotem, bo takie tweety też się zaczęły pojawiać.

No ale się wrzuca z powrotem, bo na tym polega podobno wędkarstwo. Ja tam nie wiem, w życiu żadnej ryby nie złapałem.

No właśnie. Prezes Kaczyński też nie złapał żadnej ryby. Robią to za niego inni. Politycy PiS.

A pan coś złowił?

Ja niczego nie łowię.

No brawo!

Ja tworzę konstrukcje, w które musimy się zmieścić jako środowiska i partie opozycyjne. I wiem, że to będzie jeszcze trwało.