"Uważam, że nie trwało to długo. Mimo że było to uprowadzenie dziecka i matki, był „Child Alert” i jak najszybsze działania, nie trwało to naprawdę tak długo. Weźmy pod uwagę, że w cywilizacji w której obecnie żyjemy, w tej całej gęstwinie ludzi, pojazdów i całej reszty technologii, które można wykorzystywać przy tego typu uprowadzeniach, mogłoby się to skończyć dużo, dużo gorzej" - mówił w Popołudniowej rozmowie w RMF RM były policjant Jan "Majami" Fabiańczyk. "Z perspektywy obserwatorów wydaje się to strasznie długim czasem, ale pamiętajmy, że tu były dwa elementy bardzo ważne: po pierwsze sprawcy, którzy unikali ujawniania i zatrzymania, a po drugie policja i podjęcie przez nich ogromnej ilości działań i zastanawianie się również nad tym, jaki wybrać wariant zatrzymania" – mówiła była policyjna psycholog Mariola Wołoszyn.

Policyjna psycholog Mariola Wołoszyn opisała, jak wygląda pomoc osobom poszkodowanym w tego typu zdarzeniach: To jest zależne od potrzeb osób. Tutaj mamy bardzo małą dziewczynkę i pytanie, jak wyglądała ta sytuacja z jej perspektywy, więc to jest kwestia rozpoznania, na ile sytuacja była tylko i wyłącznie, jakimś wydarzeniem dość ekscytującym, na ile sytuacją traumatyczną, bo dzieci w tym wieku również takie doświadczenia mają. Niewątpliwie pomoc psychologiczna powinna być, zależna mocno od potrzeb osób. Ja jestem w ogóle zwolennikiem, że na samym początku, po rozwiązaniu takiego incydentu, właściwszym jest, żeby osoby znalazły spokój w gronie najbliższych osób - mówiła w Popołudniowej Rozmowie w RMF FM.

Goście Roberta Mazurka uważają również, że w działaniu sprawców uprowadzenia widoczny był chaos. W ich postępowaniu widziałem chaos  (...). Działanie było zaplanowane, ale nie było przygotowane  - uważa Fabiańczyk. Co z naszego punktu widzenia było elementem dość niepokojącym - dodaje Wołoszyn.

Robert Mazurek, RMF FM: Wszyscy żyliśmy najpierw porwaniem, teraz uwolnieniem 3-letniej Amelki i jej mamy, pani Natalii. I teraz pytanie, czy to musiało tak długo trwać? A może to wcale nie było tak długo, panie Janie?

Jan Fabiańczyk, były policjant: Myślałem, że Mariola, bo dzisiaj Dzień Kobiet... Uważam, że długo to nie trwało, ponieważ mimo to, że było uprowadzenie dziecka i matki - dziecka w szczególności, Child Alert i jak najszybsze działania - nie trwało to naprawdę tak długo. Zresztą weźmy pod uwagę, że w cywilizacji, w której obecnie żyjemy, w tej całej gęstwinie ludzi, pojazdów, i całej reszty i technologii, które można wykorzystywać przy takich uprowadzeniach, mogło się to skończyć zupełnie inaczej.

Wie pan, że nam się wszystkim wydaje, że to wszystko wygląda jak w amerykańskim filmie? Najpierw namierzamy telefon tej pani - bo na pewno miała swój telefon - i śladem tego telefonu dopadamy ich w ciągu dwóch godzin.

Mariola Wołoszyn, była policyjna psycholog:  Ja zgodzę się z moim przedmówcą, że z perspektywy obserwatorów wydaje się strasznie długim czasem, ale pamiętajmy, że to były dwa elementy bardzo ważne. Po pierwsze sam sprawca...

Czyli ojciec dziecka.

MW: Ojciec dziecka, czy sprawcy, którzy również unikali ujawnienia czy zatrzymania. Zawsze byli krok do przodu czy dwa kroki. Niewątpliwie też robili wszystko, żeby szybko nie dopuścić do zatrzymania.

JF: Sprawca jest zawsze przed nami.

MW: Krok zawsze, tak. Druga rzecz to jest policja i podjęcie przez nich ogromnej ilości działań i zastanawianie się również nad tym, jaki wariant zatrzymania wybrać, co zrobić, jak rozpoznać sytuację, by nie narazić w sytuacji zatrzymywania sprawców na bezpośrednie zagrożenie życia i zdrowia osób i zdrowia.

W tej chwili prawdopodobnie, tak ja to sobie wyobrażam, zarówno dziecko, jak i matka, są pod opieką psychologa. Jak wygląda taka praca, taka jak teraz się odbywa z ofiarami porwań?

MW: To jest oczywiście zależne od potrzeb osób, czyli tutaj mamy bardzo małą dziewczynkę i pytanie jak wyglądała ta sytuacja z jej perspektywy. To jest kwestia rozpoznania, na ile sytuacja była tylko i wyłącznie jakimś wydarzeniem, dość ekscytującym, na ile sytuacją traumatyczną, bo dzieci w tym wieku również takie doświadczenia mają. Niewątpliwie pomoc psychologiczna powinna być zależna mocno od potrzeb osób. Ja jestem zwolennikiem, że na samym początku, po rozwiązaniu takiego incydentu, właściwszym jest, żeby osoby znalazły spokój w gronie najbliższych osób.

Jeśli takie mają.

MW: Jeżeli takie mają. Natomiast rzeczywiście, pierwsza taka interwencja kryzysowa to delegowanie samego zdarzenia, oddzielenie własnej odpowiedzialności, bezradności od działań sprawcy, przeramowanie tych doświadczeń na coś konstruktywnego. Natomiast niewątpliwie wymaga to...

Panie Janie, z pytaniem do pana chciałbym się nieco cofnąć. Jak wspominałem, w amerykańskim filmie przyjeżdża FBI i mówi: "Idźcie stąd chłopaki, teraz my to przejmujemy". A jak to wygląda w Polsce? Bo do porwania dochodzi w Białymstoku, na osiedlu Dziesięciny, dziecko jest znalezione nie wiadomo gdzie, tj. teraz już wiemy gdzie, ale nie wiadomo, gdzie będzie znalezione. Kto jej szuka? Policja białostocka? Policja wojewódzka? Przyjeżdża ktoś z Warszawy? Jak to w ogóle wygląda?

JF: Wszyscy ich szukają, tych ofiar tego uprowadzenia. Ale taką podstawową sprawą i kwestią, którą zajmują się wszyscy policjanci, to jest ustalenie motywu czy powodu tego uprowadzenia. Bo tak naprawdę nikt z nas z nie wie, nie zdaje sobie sprawy, dlaczego te akurat osoby zostały uprowadzone. Mamy jakieś podejrzenia dotyczące ojca, podejrzewamy, że to jest uprowadzenie rodzicielskie. Ale uprowadzenie rodzicielskie też może mieć jakiś tam skutek inny, nie tylko... Ja akurat, powiedziałem tu wcześniej, jak pracowałem z Mariolą, stawiałem taką dosyć śmiałą tezę, no i brutalną, że jeżeli te osoby nie odnajdą się do jutra, do rana, to znajdziemy zwłoki tych osób.

No ale na szczęście...

JF: Na szczęście one zostały odnalezione. W takim przypadku policja całego kraju współpracuje ze sobą.

To proszę mi jeszcze powiedzieć, czy Child Alert zadziałał?

MW: No moim zdaniem zdecydowanie tak, bo jeżeli mamy... Zresztą trudno, żeby nie zadziałał. Ja w ogóle myślę, że najważniejszą w takich działaniach...

Wytłumaczmy - może nie wszyscy wiedzą - bo każdy z nas słyszy teraz: "Child Alert" , "Child Alert". A co to jest właściwie? Czym jest ta procedura? Na czym to polega?

MW: Ja nie znam dokładnie - od razu się przyznam - jak ona jest uruchamiana z punktu widzenia...

JF: Przede wszystkim wizerunek dziecka udostępniany jest wszędzie. Począwszy od mediów, nie tylko mediów, przez portale społecznościowe...

MW: Cała przestrzeń internetowa.

JF: Wszystkie lotniska, które mają dostęp do swoich tablic świetlnych, wszystkie lotniska, dworce, metra - wszędzie gdzie przebywa bardzo dużo osób, widzi wizerunek tego dziecka. Następną sprawą jest to, że współdziałanie służb w takim przypadku jest troszeczkę inne. Zakrojone jest na szerszą skalę. Eliminuje się drogi poszukiwania. Szeroki tryb poszukiwania w poszukiwaniu w przypadku osób dorosłych koncentruje się tylko wyłącznie na dziecku, gdzie to dziecko może przebywać. Czyli w tym momencie wszystkie miejsca typu hotele, motele, hostele i cała reszta...

Jasne. Ale wie pan. Tutaj nie do końca było wiadomo, którędy oni będą jechać do Niemiec. Bo droga najprostsza - wiadomo. Warszawa i dalej. Ale oni pewnie też wiedzieli...

JF: Właśnie nie do końca. Przepraszam, przerwę. Nie do końca jest to droga najprostsza...

MW: Ja też się nie zgadzam.

Właśnie chciałem powiedzieć: Oni wiedzieli, że pewnie jako ścigani będą jechali boczną drogą.

JF: Ja tutaj w ich postępowaniu widziałem chaos...

MW: Co z naszego punktu widzenia, jak rozmawialiśmy przed wejściem, było takim elementem dość niepokojącym.

Dlaczego? Dlaczego chaos jest...

JF: Bo to nie było przygotowane.

MW: To znaczy było zaplanowane, ale nie było przygotowane.

Ale paradoksalnie to może lepiej? Może można liczyć na to, że tknie ich sumienie...

MW: Tak, z punktu widzenia oczywiście działań poszukiwawczych, z punktu widzenia wszystkich, którzy podejmowali działania, żeby odnaleźć osoby porwane, niewątpliwie tak. Ale z innego punktu widzenia, sprawca na samym początku zostawia już ślad.

Z punktu widzenia dziecka, proszę powiedzieć. Dziecka i jej mamy...

JF: Może nie dziecka i jej mamy, ale pewien sposób widzenia sprawcy przy takich emocjach... Naprawdę, nie wiemy, co...

Do czego jest zdolny?

MW: Tak. Tego nie wiemy. Do tej pory nie wiemy.

JF: W ogóle o czym on myślał. Bo my do tej pory nie wiemy, jaki był motyw tego uprowadzenia.