"Rosjanie będą się starali korzystać z maskirowki i dezinformacji, żeby oszukać Ukraińców i przebić się jak najdalej na zachód. Można też spodziewać się ponownego ataku na Kijów, choć to mniej prawdopodobne. Najambitniejszym celem może być zdobycie stolicy, ale bardziej ograniczonym celem może być pokazanie, że Rosja jest zdolna do kontrataku. Miałoby to osłabić determinację Ukrainy do obrony i Zachodu do (dalszego) udzielania wsparcia" - mówił w Popołudniowej rozmowie w RMF FM analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Wojciech Lorenz. Ekspert był pytany, co mogą zakładać plany nieuchronnej ofensywy Rosjan, o której ostatnio głośno mówi się w mediach.

Analitycy wojskowi w ostatnim czasie wskazują, że Rosja przygotowuje się do nieuchronnej ofensywy. Na co stać prezydenta Rosji Władimira Putina?

Po ogłoszeniu częściowej mobilizacji około 250 tysięcy poborowych, Rosja jest w stanie wzmocnić prawie cały front i korzystając z tego, że dysponuje poważnymi, doświadczonymi siłami, może je skoncentrować w dowolnym momencie. Może pokazać, że przechodzi od strategicznej defensywy do kontrofensywy, co jest szalenie ważne dla rosyjskiej propagandy - powiedział Wojciech Lorenz.

Czy produkowane na Zachodzie czołgi, w tym brytyjskie challengery, niemieckie leopardy i amerykańskie abramsy zdążą dotrzeć na Ukrainę przed ewentualną ofensywą sił rosyjskich? Analityk PISM stwierdził, że tak, bo "przekazanie sprzętu nie jest wielkim problemem".

Także wyszkolenie czołgistów nie jest skomplikowane. Doświadczony czołgista z T-72 jest w stanie nauczyć się jeździć leopardem w ciągu kilku tygodni. Gdyby udało się dostarczyć te kilkadziesiąt czołgów zachodniej produkcji, Ukraina byłaby w stanie stworzyć dwa bardzo silne bataliony pancerne. W efekcie byłaby nie tylko w stanie skutecznie się bronić, ale mogłaby przejść do ofensywy - zauważył gość Pawła Balinowskiego.

Wojciech Lorenz powiedział, że w takiej sytuacji Ukraińcy mogliby odciąć część sił rosyjskich i wziąć je w kocioł. Najlepiej, gdyby Ukraina skoncentrowała swoje siły na południu, próbując odciąć Krym od mostu lądowego, który Rosjanom udało się utworzyć. To mogłoby zmusić Putina do negocjacji - dodał.

Co oznaczałaby wizyta Joe Bidena w Polsce?

Prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden w poniedziałek wieczorem potwierdził, że wybiera się w podróż do Polski, choć jeszcze nie wie kiedy. Czy ewentualna wizyta w rocznicę wybuchu pełnoskalowej wojny miałaby wymiar symboliczny, czy to byłoby coś więcej?

To jest niezwykle istotne, dlatego że od początku wojny wiadomo było, że zaangażowanie Stanów Zjednoczonych będzie miało główny wpływ na przebieg wojny. Amerykanom zajęło trochę czasu na określenie swoich celów wobec Ukrainy i Rosji, ale widać, że na bardzo silnym ponadpartyjnym konsensusie opiera się amerykańskie wsparcie - zauważył analityk PISM.

Ostatnia wizyta prezydenta USA w Polsce miała miejsce miesiąc po rosyjskiej inwazji na pełną skalę. Przemówienie Bidena (na Zamku Królewskim w Warszawie - przyp. red.) było wówczas bardzo mocne - w zasadzie sygnalizował, że Stany Zjednoczone mogłyby być zainteresowane zmianą reżimu w Rosji. Później ta komunikacja była zmieniona i ona opiera się na takim sloganie, że "Rosja nie może wygrać". Gdyby teraz pojawił się w Polsce i wygłosił kolejne mocne przemówienie, to byłoby bardzo istotne dla zmobilizowania wysiłku ukraińskiego - powiedział Wojciech Lorenz.

Amerykanie chcą uspokojenia nastrojów?

Gość Pawła Balinowskiego nie spodziewa się jednak, by Joe Biden podczas wizyty w Polsce ogłosił kolejny wielki pakiet pomocy wojskowej dla Ukrainy.

Trochę jesteśmy poobijani po sprawie z czołgami, było wykręcanie rąk sojusznikom. Myślę, że Amerykanie zakładają, iż samoloty zostaną wcześniej czy później przekazane, ale ja bym dał jednak sobie parę tygodni na uspokojenie emocji. Widać, że Niemcy zaporowo mówią, iż samolotów nie przekażą. Amerykanie mogą kalkulować, że wrócimy do tematu za jakiś czas. Z naszej perspektywy należałoby to zrobić jak najszybciej. Polska i kraje bałtyckie w dyplomację nie chcą się bawić - podkreślił ekspert PISM.

Ukraińcy nie użyją zachodniego sprzętu do ataków na terenie Rosji

Obserwujemy rosnącą zdolność Ukrainy do prowadzenia nowoczesnej operacji wojskowej z wykorzystaniem wszystkich rodzajów sił zbrojnych. Lotnictwo było do tej pory najsłabiej wykorzystywane, na szczęście nie zostało całkiem zneutralizowane i jakąś tam ograniczoną rolę do tej pory spełniało. Ale Ukraińcy musieli bardzo ostrożnie z tego korzystać, bo nie mieli dominacji w powietrzu - mówił Wojciech Lorenz w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM.

Szalenie istotne jest to, żeby pozbawić Rosję zdolności do atakowania celów cywilnych i infrastruktury krytycznej. I tutaj samoloty też odgrywają dużą rolę, bo lotnictwo jest w stanie strącać rosyjskie rakiety balistyczne, czy przede wszystkim manewrujące - dodał analityk PISM. Lorenz mówił też, że przekazanie przez USA samolotów Ukrainie jest raczej przesądzone:Tak się wydaje, bo przekazały np. 100 mln dolarów na szkolenie ukraińskich pilotów.

Ekspert mówił też, że nie ma ryzyka wykorzystania przez Ukraińców ofiarowanego im przez Zachód sprzętu do ataków na cele w Rosji.

Gdyby Ukraińcy chcieli atakować terytorium Rosji, mogliby to zrobić już dawno. Nawet podejmując kontrofensywę w Charkowie, widać było, jak doszli do granicy z Rosją. Co by broniło im rozstawić tam systemy artyleryjskie, żeby ostrzeliwały wioski, cele cywilne? Wiedzą, że przyniosłoby to efekt odwrotny od zamierzonego - nie miałoby żadnej wartości w wywieraniu presji na Rosję, tylko odwróciłoby od Ukrainy dużą część wspólnoty międzynarodowej i osłabiłoby wsparcie zachodniej koalicji. Ukraińcy nie są głupi i tego nie będą robić. Obawy, że będą wykorzystywali systemy do atakowania Rosji, są nieuzasadnione - przekonywał Lorenz.