„Jestem pod wrażeniem solidarności redakcji i to od telewizji, radia, gazet, po media internetowe. To rzeczywiście robi wrażenie. Rano poczułem się trochę jak 13 grudnia (po wprowadzeniu stanu wojennego – przyp. RMF FM)” – mówił w Popołudniowej rozmowie w RM FM prof. Jędrzej Skrzypczak o proteście niezależnych mediów w Polsce przeciwko nałożeniu nowego podatku na media.

 Redakcje, wydawcy, właściciele poczuli się zagrożeni zapowiedzią wprowadzenia nowej opłaty - de facto podatku, który nazywany jest składką. Podatku od przychodów i to sięgający nawet kilkunastu procent, przychodów z reklam, czyli z tego, co tak naprawdę zasila budżet mediów. Z tego żyją przecież media - mówił o inicjatywie rządzących, wobec której protestują media politolog i medioznawca.

Kierownik Zakładu Systemów Prasowych i Prawa Prasowego UAM zaznaczył, że w UE prowadzą są prace nad podatkiem cyfrowym. Tyle tylko, że powiedzmy o co chodzi w podatku cyfrowym - chodzi o to, żeby zapłaciły ten podatek największe korporacje prawa amerykańskiego takie jak Facebook czy Google, które płacą podatki w Stanach Zjednoczonych, a nie w Europie. Dopytywany, czy w Polsce te cyfrowe korporacje zapłacą podatki, nie potrafił udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Z tym poczekajmy, bo pytanie jak zostanie to wyegzekwowane, natomiast na pewno uderzy w wydawców, nadawców, redakcje, które są w Polsce. Dodajmy, że ten projekt nie idzie tylko w kierunku takiej opłaty, jeżeli chodzi o internet, ale chodzi również o reklamę konwencjonalną - tłumaczył. 

Mam pewne podejrzenia jeżeli chodzi o intencje rządzących i tego bym się obawiał w Polsce. Tym bardziej, że rodzi się pytanie na co pójdą te pieniądze. Zgodnie z projektem 50 proc. zasili NFZ. Brzmi to bardzo ładnie, pięknie, będziemy walczyć z pandemią. 15 proc. na Narodowy Fundusz Ochrony Zabytków i 35 proc. Fundusz Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów (...). Pytanie do jakich mediów (wrócą te pieniądze - przyp. RMF FM) - mówił medioznawca. Politolog i prawnik dodał, że o to gdzie wrócą pieniądze trzeba zapytać decydentów. Można sobie oczywiście to dośpiewać, że to rządzący będą decydować o tym, kto te pieniądze otrzyma z powrotem

"Czekam na reakcję USA"

Chodzi o to, żeby osłabić media komercyjne - mówił w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM prof. Jędrzej Skrzypczak. Czy to doprowadzi do bankructw? Nie wiem. Skłonny jestem raczej sądzić, że na pewno do pogorszenia sytuacji. A wtedy być może znajdą się chętni do kupna. Mamy już zresztą takie przykłady - dodał medioznawca.

Prof. Skrzypczak stwierdził też, że pomysł opodatkowania przychodów z reklam w polskich mediach może spotkać się z reakcją USA. Czekam na reakcję Stanów Zjednoczonych, bo myślę, że koncern Discovery będzie żywotnie zainteresowany rozwiązaniem tej kwestii. Pomysł jest dość sprytny. Bo w gruncie rzeczy można powiedzieć, że chodzi tylko o pieniądze. Ale bez pieniędzy nie da się robić radia, telewizji i gazety - mówił. 

TREŚĆ ROZMOWY MARCINA ZABORSKIEGO Z PROF. JĘDRZEJEM SKRZYPCZAKIEM

Marcin Zaborski, RMF FM: Panie profesorze, jeśli miałby pan w trzech zdaniach wyjaśnić swoim studentom, na czym polega i o co chodzi w proteście mediów pod hasłem "Media bez wyboru", to od czego by pan zaczął?

Prof. Jędrzej Skrzypczak: Od tego, że jestem pod wrażeniem solidarności redakcji. I to od telewizji, radia, gazet, mediów internetowych. I to rzeczywiście robi duże wrażenie. Dzisiaj rano poczułem się troszkę jak 13 grudnia, w tym kontekście, że widziałem czarne ekrany wszędzie.

Panie profesorze, jeśli miałby pan w trzech zdaniach wyjaśnić swoim studentom, na czym polega i o co chodzi w proteście mediów pod hasłem "Media bez wyboru", to od czego by pan zaczął?

Od tego, że jestem pod wrażeniem solidarności redakcji. I to od telewizji, radia, gazet, mediów internetowych. I to rzeczywiście robi duże wrażenie. Dzisiaj rano poczułem się troszkę jak 13 grudnia, w tym kontekście, że widziałem czarne ekrany wszędzie.

No dobrze, tylko teraz jak wyjaśnić studentowi, o co chodzi w tych czarnych ekranach? I dlaczego one są czarne?

Dlatego że redakcje, wydawcy, właściciele poczuli się zagrożeni zapowiedzią wprowadzenia nowej opłaty, de facto podatku, który nazywany jest składką - podatku od przychodów i to sięgających kilkunastu nawet procent.

Przychodów z reklam.

Przychodów z reklam, tak jest. Czyli z tego, co tak naprawdę zasila budżet. Z tego żyją przecież media.

I teraz mamy dwie narracje, dwie argumentacje. Z jednej strony o tym podatku, o tej opłacie, o tej składce wydawcy mediów piszą w liście do rządu tak: "Jest to po prostu haracz, uderzający w polskiego widza, słuchacza, czytelnika i internautę". Z drugiej strony premier odpowiada: "Nowy podatek od reklamy ma wyrównać szanse firm krajowych w porównaniu do globalnych korporacji". Haracz czy sprawiedliwa opłata solidarnościowa?

Powiedzmy uczciwie, że w Unii Europejskiej też prowadzone są prace nad podatkiem cyfrowym. Tyle tylko, że powiedzmy, o co chodzi w podatku cyfrowym. Chodzi o to, żeby zapłaciły ten podatek największe korporacje prawa amerykańskiego, takie jak Facebook, Google, które płacą podatki w Stanach Zjednoczonych, a nie w Europie.

To tutaj tak nie będzie? Tej opłaty te największe koncerny nie zapłacą?

No, być może też zapłacą. Tzn. na pewno zapłacą, tak się wydaje. Chociaż z tym poczekajmy, bo pytanie, jak to zostanie wyegzekwowane. Natomiast na pewno uderzy w wydawców, nadawców redakcji, które są w Polsce. I to też dodajmy, że ten projekt nie idzie tylko w kierunku takiej opłaty, jeżeli chodzi o internet, ale chodzi również o reklamę konwencjonalną.

W mediach tradycyjnych.

Nie tylko w mediach tradycyjnych, bo to też, jak czytam projekt, dotyczyć, będzie chociażby reklamy outdoorowej, kin, itd.

Czyli tego, co widzimy na ulicach. Ale w jakich krajach funkcjonuje podobne rozwiązanie prawne?

Np. na Węgrzech. Ale także podatki takie podatki cyfrowe wprowadzane są rzeczywiście i we Francji, i w Hiszpanii, i w Wielkiej Brytanii, Czechach. Tylko powiedzmy znowu, że diabeł tkwi w szczegółach. Takie rozwiązanie, o którym tutaj rozmawiamy, podobne, zbliżone funkcjonuje na Węgrzech.

No tak, bo słyszy pan hasło, że ta nowa opłata zaorze część przynajmniej mediów w Polsce. I na to np. wiceminister kultury Jarosław Sellin portalowi wpolityce.pl mówi tak: "Takie rozwiązania są we Francji, Belgii, Austrii, Hiszpanii, we Włoszech. I czy w związku z tym skończyła się tam wolność mediów? - pyta.

No, pewno nie. Natomiast ja mam tutaj pewne podejrzenia, jeżeli chodzi o intencje rządzących. I tego bym się obawiał w Polsce. Tym bardziej, że rodzi się pytanie, na co pójdą te pieniądze? Powiedzmy, że zgodnie z projektem 50 proc. zasili Narodowy Fundusz Zdrowia. No więc brzmi to bardzo ładnie, pięknie. Będziemy walczyć z pandemią.

15 proc. na Narodowy Fundusz Ochrony Zabytków...

...i 35 proc. na Fundusz Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów.

I tu autorzy tego projektu mówią - no właśnie, część pieniędzy, czy 1/3 tych pieniędzy wróci de facto do mediów.

No tak, tylko pytanie do jakich mediów?

A do jakich wróci?

No to zapytajmy decydentów.

A kto będzie decydował o tym, kto te pieniądze otrzyma z powrotem?

No, można sobie oczywiście to dośpiewać, że będą to rządzący.

Urzędnicy wskazani w projekcie ustawy.

Oczywiście.

Panie profesorze, czy Komisja Europejska musi się zgodzić na wprowadzenie takich właśnie rozwiązań w naszym porządku prawnym?

Wydaje mi się, że tak. Chociaż zobaczymy, dlatego że to jest dopiero na etapie projektu. Zobaczymy, jak to zostanie, czy będzie wdrażane. W każdym razie, jak powiedziałem, Unia Europejska przygotowuje się do wprowadzenia podatku cyfrowego, tylko tyle, że on ma uderzyć, w tym sensie - wyrównać szanse, jeżeli chodzi o tych gigantów świata cyfrowego.

No tak, tylko że Węgry, wspomniane przez pana, spierały się z Komisją Europejską o taki podatek, od reklam właśnie. I całkiem niedawno, kilkanaście już miesięcy temu wygrały przed sądem unijnym z Komisją Europejską. Okazało się, że Węgrzy postawili na swoim.

Nie do końca wygrały, bo to też powiedzmy sobie uczciwie, że to orzeczenie prejudycjalne Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej wskazało z jednej strony, że możliwe jest wprowadzenie takiego podatku, ale nakładanie z kolei kar na Google, dlatego że się nie zarejestrował już jest niezgodne z prawem europejskim.

Bo Google rzeczywiście ominął te opłaty. Mówi pan o tym, że Unia Europejska pracuje nad podatkiem cyfrowym. My dyskutujemy o tym od lat. Pytamy o to polityków, od lat w zasadzie, dlaczego tak długo trwają prace nad takim rozwiązaniem. To jest tak, że te międzynarodowe koncerny, giganci internetowi są dużo silniejsi niż państwa narodowe, niż grupy państw, niż organizacje międzynarodowe?

No tak się wydaje. Biorąc pod uwagę kapitalizację tych spółek można je przyrównać do budżetu niektórych państw. Wpływy tych gigantów są rzeczywiście imponujące, więc rozumiem, że tutaj się toczy gra interesów. To jest normalne. Również, jeżeli chodzi o poziom Unii Europejskiej.

I w tej grze interesów wydawcy mediów piszą do premiera m.in. tak: "Niedopuszczalna w państwie prawa jest próba zmiany warunków koncesyjnych w okresie ich obowiązywania". Czy wprowadzenie podatku od reklam w czasie, kiedy obowiązują koncesje dla poszczególnych mediów, przyznane im wcześniej na określonych zasadach, pozwalające nadawać, wydawać itd., rzeczywiście możemy użyć takiego argumentu, że to jest niedopuszczalna zmiana warunków koncesji?

Zapewne jest to zmiana warunków koncesji. Ale ja bym tutaj użył innego argumentu, mianowicie, przecież te spółki płacą podatki. Tu mówimy o składce rodzaju, oczywiście opłaty publiczno-skarbowej, która będzie wyliczana od przychodu, a więc nie od dochodów. No więc w tym sensie to jest haracz.

RMF FM i RMF24.pl, stojąc zawsze po stronie swoich Słuchaczy i Czytelników, również popierają akcję i dołączyły do protestu przeciwko nowemu podatkowi obciążającemu media.