"Na razie nie spodziewamy się drugiej fali migracji, ale zależy to od tego, co zdarzy się na froncie" - powiedział prof. Maciej Duszczyk z Uniwersytetu Warszawskiego, który był gościem Kazimiery Szczuki w Popołudniowej rozmowie w RMF FM. Jak zauważył, gdyby Ukraina przegrała wojnę, "Ukraińcy wiedząc, co się stało w Buczy, Iziumie czy gdziekolwiek indziej, będą chcieli uciekać z Ukrainy i ratować swoje życie". "Ten scenariusz jest najmniej prawdopodobny" - dodał.

Na pewno nie będziemy mieli powtórki z lutego i marca. W procesach migracyjnych tak to nie wygląda. Ukraina musiałaby całkowicie przegrać wojnę, żeby nastąpiła fala migracyjna - powiedział prof. Duszczyk. Jak dodał, "możemy oczekiwać pewnego wzmożonego napływu (migrantów - red.), ale tylko wtedy, gdy Ukraina przestanie sobie radzić z tzw. migrantami wewnętrznymi".

Długotrwała wojna a migracja

Kazimiera Szczuka zapytała o to, jaki efekt dla migracji może mieć długotrwała wojna w Ukrainie.

To będzie migracja o innym charakterze - nie będzie to migracja uchodźcza, ucieczka przed wojskiem, przed wojną, tylko będzie to migracja bardziej o charakterze ekonomicznym. Choć czasem trudno rozróżnić te migracje - powiedział prof. Duszczyk.

Gość Popołudniowej rozmowy w RMF FM mówił, że "w 80 proc. czy nawet 90 procentach Ukraińcy deklarują, że chcą zostać w Ukrainie".

Impuls wypychający dla nich musi być naprawdę silny, dlatego jeżeli pomoc będzie szła do Ukrainy - nie tylko pomoc humanitarna, ale również ekonomiczne powiązanie z Unią Europejską - to Ukraina nie tylko nie przegra militarnie, ale utrzyma się ekonomicznie. To jest zabezpieczenie się przed falą migracji - mówił prof. Duszczyk.

Znaczenie tzw. remittances

Profesor powiedział o rodzajach grup migrantów. Pierwszy to są kobiety, które dołączyły do swoich mężów lub partnerów, którzy mieszkali w Polsce przed 24 lutego. Pracowali tutaj. Jak to się odbyło? Mąż w pewnym momencie zadzwonił do swojej partnerki: jest wojna, mam tutaj niewielkie mieszkanie, uciekaj. Podjeżdżał pod granicę i zabierał - dodał gość Kazimiery Szczuki.

Ci ludzie dostarczają Ukrainie pieniądze zarabiane w Polsce, Niemczech czy Szwecji - tzw. remittances. Z tego utrzymywane są emerytury, kupowana jest żywność, utrzymywane są sklepy, usługi, itd. - powiedział prof. Maciej Duszczyk. Jak zauważył, "my w pewnym momencie, po wejściu do UE, z tzw. remittences, z transferów od Polaków pracujących za granicą, otrzymywaliśmy więcej pieniędzy niż z funduszy strukturalnych". Oczywiście to się w 2007 roku zmieniło - zaznaczył.

Ukraina bardzo potrzebuje wsparcia od pracowników na miejscu, te pieniądze będą transferowane do Ukrainy, żeby utrzymać to państwo ekonomicznie - powiedział profesor.

"Zaczyna to być problem"

Druga grupa (migrantów - red.) to samotne kobiety z dziećmi, które nie mają wsparcia swoich mężów czy partnerów. One mieszkają w dużej części w tzw. zbiorowych ośrodkach pobytu - w hotelach i pensjonatach. Mamy troszeczkę z nimi problem, ponieważ wiemy, że jeśli okres zaopiekowania trwa dłużej niż kilka miesięcy, to te osoby trochę nabywają wtórnej bezradności - zauważył naukowiec z Uniwersytetu Warszawskiego.

Prowadząca rozmowę zapytała o to, czy rzeczywiście to jest problem.

Zaczyna to być problem. Jesteśmy po rozmowach z samorządowcami z kilku dużych miejsc, gdzie te osoby się znajdują. Jeśli ktoś mieszka w trzy- lub czterogwiazdkowym hotelu od kilu miesięcy, dostaje wyżywienie, to nie jest najlepsza sytuacja. Nie chcę powiedzieć, że to jest standard - zauważył prof. Maciej Duszczyk.

Dlaczego Ukrainki pracują w Polsce poniżej kwalifikacji?

W internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM Kazimiera Szczuka pytała m.in. o to, dlaczego wiele Ukrainek pracuje w Polsce poniżej swoich kwalifikacji zawodowych. To trochę wynika z zapotrzebowania polskiego rynku pracy. Oferty pracy, które są np. w Warszawie, Krakowie, czy w innych miejscach, dotyczą np. budownictwa, pracy w magazynie - tłumaczył ekspert.

Z drugiej strony - jak dodał - Ukrainki zmniejszają swoje oczekiwania co do miejsca pracy. Jest np. architektka z Ukrainy, która przyjechała tutaj z 5-letnią córką i ona dzisiaj pracuje na kasie w jednej z sieci handlowych. Traktuje to jako okres przejściowy, żeby się nauczyć dobrze języka, a w tym czasie nostryfikować swoje dyplomy z Ukrainy - mówił prof. Duszczyk. Jak zauważył, 20 proc. Ukrainek pracuje w swoich zawodach. To całkiem nieźle - ocenił.

Prof. Duszczyk: W Polsce przebywa ok. 400-450 tys. ukraińskich dzieci

Tematem dzisiejszej Popołudniowej rozmowy była też sytuacja ukraińskich dzieci w Polsce. Według prof. Duszczyka, jest ich obecnie około 400-450 tysięcy. Połowa z nich jest w polskich szkołach; połowa deklaruje, że uczy się zdalnie zgodnie z ukraińskim programem nauczania - dodał prof. Duszczyk.

Zaznaczył przy tym, że trudno zweryfikować, jaka jest rzeczywistość, ponieważ nikt w Polsce nie monitoruje tego, co faktycznie dzieje się z tymi dziećmi. Ministerstwo edukacji samo mówi: Nas interesują dzieciaki w polskich szkołach, natomiast dzieciaki w polskim systemie szkolnym nas nie interesują. To nie jest fair - stwierdził ekspert.

Podkreślił zarazem, że w rządzie nie ma nikogo, kto zajmowałby się integracją uchodźców i migrantów. Ostatnia osoba, która się na tym znała w Ministerstwie Rodziny i Polityki Społecznej, odeszła kilka tygodni temu z tego resortu. Nie ma kto im (rządzącym - red.) powiedzieć, jak to trzeba zrobić - dodał prof. Duszczyk.

Zauważył jednocześnie, że dzieci z Ukrainy nie mają w Polsce równych szans w stosunku do polskich dzieci. Trzeba nałożyć więc do nich inny filtr, który nie zatrzyma ich, nie zniechęci ich do edukacji i nie spowoduje tego, że zafundujemy sobie w jakiejś perspektywie grono nastolatków, które będzie sfrustrowane, narażone na różnego rodzaju patologie - przestrzegał ekspert.

Prof. Duszczyk: Mur nie rozwiązał problemu

Politolog zwrócił uwagę na to, że zapora, która stanęła na granicy z Białorusią, jest w stanie zatrzymać ok. 30-40 proc. migrantów. Tak mówią doświadczenia z innych murów na całym świecie. Do tego mur zmienia profil, czyli są to głównie młodzi mężczyźni, którzy są w stanie przez ten mur przejść, natomiast kobiety z dziećmi przechodzą np. przez rozlewiska rzek - przypomniał prof. Duszczyk.

Przyznał, że na polsko-białoruskiej granicy wciąż umierają ludzie. Ten problem nie został rozwiązany przez mur. Istnieje kilka innych sposobów, jak rozwiązać ten problem - przekonywał ekspert.

Według niego, skuteczniejsze byłoby przejęcie narracji w internecie, tak by zatrzymać reklamowanie szlaku migracyjnego przez Polskę - informować, że migrantów czeka deportacja do kraju pochodzenia. Drugi element, który proponowałem, to mocne retorsje (...), np. w stosunku do Białorusinów, którzy organizują ten przemyt (...). Apelowałem do polskiego rządu, żeby osoby włączyć na listę sankcyjną tak samo, jak Rosjan, którzy wspierają wojnę - zaznaczył prof. Duszczyk.