„Na ukraińskim niebie Rosjanie nie panują, ale też nie panują tam siły zbrojne Ukrainy. Gdyby siły zbrojne Ukrainy panowały w powietrzu, to nie byłoby możliwości – przynajmniej częściowego – niszczenia za pomocą bomb szybujących czy rakiet odpalanych z pokładu bombowców z jakiejś odpowiedniej rubieży. Wtedy wszystkie siły i środki nie byłyby zdolne zbliżyć się na odpowiednią minimalną odległość, która umożliwiłaby im dyslokowanie, zrzut itd.” – tak na pytanie o to, kto dominuje na ukraińskim niebie, odpowiedział w Popołudniowej rozmowie w RMF FM pułkownik Krystian Zięć, jeden z pierwszych polskich pilotów samolotów F-16. Były dowódca 32. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Łasku przyznał, że gdyby Ukraińcy mieli przewagę w powietrzu, to mieszkańcy ukraińskich miast by nie ginęli.

Pułkownik Krystian Zięć ocenił też, że samoloty F-16 nie dałyby Ukrainie panowania w powietrzu. Dlatego że samolot F-16 to jest pozostałość wojen asymetrycznych. W przeszłości, kiedy mieliśmy do czynienia z dwoma równymi oponentami - Rosją i Stanami Zjednoczonymi - to mieliśmy lotnictwo przewagi powietrznej, które budowało lokalną czy w ogóle przewagę w powietrzu po to, by lotnictwo frontowe mogło realizować swoje zadanie i żołnierze na ziemi mogli realizować swoje zadania - opowiadał i tłumaczył, że gdy symetria przestała istnieć, to zniknęła też potrzeba posiadania samolotów przewagi powietrznej. Zaczęto dozbrajać samolot F-16, który był na początku lekkim myśliwcem, który wykonywał tylko loty w dzień, przy dobrych warunkach atmosferycznych. Przez te kilkadziesiąt lat, kiedy nie mieliśmy takiej bardzo nasyconej, symetrycznej wojny, ten samolot został bardzo mocno doposażony, dlatego że on był świetny na ten czas. Ten samolot bardzo dobrze wykonuje zadania w powietrzu w relacji powietrze-powietrze, powietrze-ziemia, ale nie może zastąpić samolotu przewagi powietrznej takiego jak F-15, F-22 czy np. typhoon.

Dopytywany czy w takim razie dostarczenie MiGów-29 zmieni sytuację na Ukrainie, odpowiedział: Każdy samolot taktyczny, który ma możliwości dyslokowania uzbrojenia czy odpalania rakiet, zrzucania bomb, jest wartością dodaną. O tym jak duża jest ta wartość, jego zdaniem decyduje m.in. wyszkolenie pilotów. Jeżeli dziś siły zbrojne Ukrainy wykorzystują samolot MiG-29 na co dzień, mają łańcuch logistyczny, system szkolenia, możliwości wykorzystania tego systemu, to zdecydowania ten samolot MiG-29 im się lepiej przyda - stwierdził gość RMF FM.

Przejście pilota ze sterowania MiGiem-29 na F-16 pułkownik Zięć porównał do wsadzenia za kierownicę bolidu F1 kierowcy małego fiata. Tutaj nic nie uzyskamy. Dokładnie tak samo jest z przejściem pilota MiGa-29 do F-16.

"Jeżeli rząd amerykański będzie chciał rozwiązać sytuację na korzyść Ukrainy, to tam muszą trafić samoloty taktyczne"

Nie ma państwa, które zbudowało system bezpieczeństwa czy system szachowania przestrzeni powietrznej tylko w oparciu o system bazujący na ziemi. Nie ma takiego państwa. Nawet Szwajcaria sobie na to nie może pozwolić, mają samoloty i nawet sobie kupili w tej chwili jakieś samoloty taktyczne - mówił w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM płk Krystian Zięć, pilot F-16 i były dowódca 32. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Łasku.

  


Gość RMF FM był pytany, czy kwestią czasu jest to, że do Ukrainy trafią zachodnie samoloty. Oczywiście, że tak. To jest tylko kwestia czasu. Jeżeli rząd amerykański będzie faktycznie chciał rozwiązać sytuację na korzyść Ukrainy, to tam na pewno będą musiały być samoloty taktyczne. Przykładem tego jest testowanie, jak wygląda jakość ukraińskiego pilota - dodał.

"Lepiej coś, niż nic"

Jaki wpływ na wojną w Ukrainie będzie miało przekazanie przez Polskę i Słowację samolotów MiG-29? Na pewno będą miały jakiś wpływ, na pewno będą miały pozytywny wpływ. Lepiej coś, niż nic - mówił płk Krystian Zięć.

Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg ocenił, że Ukraina dostaje obecnie czołgi, pojazdy opancerzone, wyrzutnie rakietowe i to "powinno okazać się wystarczające do przeprowadzenia przez ukraińską armię kolejnej ofensywy, skutkującej wyzwalaniem terenów zagarniętych przez Rosję". Nie zgodził się z tym jednak gość RMF FM. Zdaniem byłego dowódcy 32. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Łasku Ukrainie może to nie wystarczyć: Proszę sobie wyobrazić, że mając te wszystkie siły i środki na ziemi, Rosjanie mogą w bardzo prosty sposób - operując czy to samolotami bezzałogowymi, czy też różnego rodzaju platformami powietrznymi, które cały czas mają w swoich zasobach - identyfikować położenie w czasie precyzyjnym tych wszystkich sił i środków - tłumaczył. Gdyby zaszachować tę przestrzeń i spowodować, że mielibyśmy taką strefę, w której Rosjanie nie mogliby operować, to te operacje na ziemi byłyby bezpieczne z dwóch względów. Po pierwsze, Rosjanie nie mogliby zbierać informacji na temat tego, co się dzieje, czyli realizować zadań z zakresu targetingu (procesu selekcji celów, nadania im priorytetów - przyp. RMF FM). Druga rzecz to jest właśnie zbieranie informacji i potem rażenie. Gdyby ta strefa była wyłączona z jurysdykcji rosyjskiej, to te operacje na ziemi byłby zdecydowanie łatwiejsze - mówił.

Jest jeszcze jeden powód. Zdaniem gościa RMF FM "nie ma takiego systemu bazującego na ziemi, który byłyby zdolny niszczyć w sposób skuteczny, efektywny i efektywny kosztowo platformy powietrzne, czy to są samoloty, bezzałogowce czy tanie bezzałogowce": Proszę sobie wyobrazić, że czasami jedna taka rakieta, która ma "zniszczyć coś tam w powietrzu", może kosztować nawet miliony. I czasami niszczymy jakiś środek napadu powietrznego, który kosztuje zdecydowanie mniej - mówił były pilot F-16. Nie ma takiego państwa, nawet państwa wspierającego dziś Ukrainę, które byłoby w stanie udźwignąć finansowo strzelania tymi wszystkimi drogimi nabytkami do wszystkiego, co się rusza w powietrzu - dodał.

Opracowanie: