"Rzadko się śmieję, szczególnie ostatnio" - przyznaje w Popołudniowej rozmowie w RMF FM rysownik i satyryk Andrzej Mleczko. "Jestem trochę załamany brakiem poczucia humoru naszych rodaków, cały czas myślałem, że z poczuciem humoru jest u nas w porządku, ale ostatnie wydarzenia szczególnie polityczne spowodowały to, że zaczynam mieć wątpliwości. Gdyby nasi rodacy mieli poczucie humoru, to umieraliby ze śmiechu, patrząc na pana prezydenta, na rządzącą partię, panią premier, na to co się dzieje, chociaż niektóre rzeczy są rzeczywiście bardziej smutne niż wesołe" - mówi gość Marcina Zaborskiego. "Uważam, że dla większości ludzi wakacje to będzie bardzo miły czas, jeśli będą mogli oderwać się od tego szamba, którym stała się polityka - nie tylko w Polsce, na całym świecie" - ocenia Mleczko. Jego zdaniem satyryk może żyć bez polityki. "Jest cała masa rysowników, satyryków, których interesuje sfera bardziej obyczajowa i niepotrzebny jest im do szczęścia Kaczyński, Duda czy jakiś inny oszołom" - uzasadnia Mleczko. Na pytanie, co słychać u niego w ogrodzie w Tyńcu, rysownik odpowiada: "Sadzę kolejne drzewa, żeby zrobić na złość niejakiemu Szyszce, potworowi, który w tej chwili szaleje w Puszczy Białowieskiej".

Marcin Zaborski, RMF FM: Podgląda pan nas chętnie w czasie wakacji? Nas - Polaków?

Andrzej Mleczko: Ja w ogóle nie jestem typem podglądacza. Bardziej interesuję się tym, co się dzieje we mnie, a nie co się dzieje w bliźnich. Tak swoją drogą - ile mamy czasu? Bo nie wiem, czy mówić szybko czy powoli.

Jesteśmy w Warszawie, więc mówimy troszkę szybciej niż w Krakowie.

Aha - dobrze.

Z której polskiej wady wakacyjnej śmieje się pan najszczerzej, najchętniej, najgłośniej?

Właśnie rzadko się śmieję - ostatnio szczególnie. Powiem panu, że kiedy zadzwonił tutaj kolega, żeby się umówić na to spotkanie, to powiedział mi, że to ma być taka rozmowa lekka, łatwa i przyjemna, w zabawny sposób komentująca naszą fantastyczną rzeczywistość.

A nie jest fantastyczna?

Jest fantastyczna, tylko ja jestem trochę załamany brakiem poczucia humoru naszych rodaków. Ja cały czas myślałem, że z poczuciem humoru jest u nas całkiem w porządku. Ostatnie wydarzenia - szczególnie polityczne - spowodowały to, że zaczynam mieć wątpliwości. W związku z tym nie wiem, czy jest sens jakoś sobie tutaj szczególnie żartować, kiedy to poczucie humoru jest mizerne. Przecież gdyby nasi rodacy - tak jak dotąd myślałem - mieli to poczucie humoru, to by umierali ze śmiechu patrząc np. na naszego prezydenta, na rządzącą partię, na panią premier i w ogóle na to, co się dzieje, chociaż niektóre rzeczy są rzeczywiście bardziej smutne niż wesołe.

Sporo pan ostatnio narzeka. Np. narzeka pan na bezprzedziałowe pociągi - mówi pan, że doprowadzają pana do szału.

A kiedy ja coś takiego powiedziałem?

Powiedział pan, powiedział.

Możliwe.

Powiedział pan, że przypominają autobusy do Nowego Sącza w latach 60. To chyba dobrze?

Ja nie lubię - dlatego nie chodzę na mecze np. - nie lubię zbyt dużej ilości obywateli w tym samym pomieszczeniu. Dlatego jednak wolę pociągi takie, którym zresztą przyjechałem dzisiaj, gdzie są przedziały. Wtedy w przedziale jest tylko 6 osób.

Nie lubi pan ludzi?

No nie za bardzo, prawdę mówiąc, ale niech pan im tego nie mówi, bo się obrażą.

Powiedział pan kiedyś, że Polacy, których pan obserwuje, są tak skoncentrowani na sobie, że nie mogą się zdecydować, czy mają kompleks wyższości czy kompleks niższości. To o co chodzi?

O to, co pan powiedział.

Kiedy pan to szczególnie widzi - na co dzień albo w czasie wakacji?

Widzę to na co dzień, w czasie nie tylko wakacji. Polega to na bardzo prostej sprawie. Z jednej strony wydaje nam się, że jesteśmy zbawicielami świata. Z drugiej strony, że jesteśmy jakoś poniewierani przez wszystkich i że nikt nas nie kocha, nikt nas nie lubi.

Bez czego nie ma dobrych wakacji, panie Andrzeju?

Nie wiem, ponieważ ja wakacje traktuję jako konieczność. Moi bliscy żądają ode mnie, żebym jeździł na wakacje. Ja tego nienawidzę, ponieważ najlepiej odpoczywam, kiedy mogę sobie siąść przy moim stole i porysować. Poza tym nie lubię, żeby było za gorąco - wakacje są z reguły, kiedy jest gorąco. Poza tym jeszcze, co najważniejsze, nasila się u mnie pewna fobia polegająca na strachu przed lataniem. Kiedy ja muszę lecieć w jakąś dalszą podróż, to nie ukrywam, że mam straszny stres. Ustaliłem, że takim maksymalnym lotem, jaki wytrzymuję, to jest jakieś 3-4 godziny. Dowodem na to, że nie jest ze mną dobrze w tym względzie jest to, że kiedy ostatnio lecieliśmy do Kopenhagi, podeszła do mnie stewardessa i zapytała się, czy nie trzeba mi pomóc. Widocznie byłem tak blady i ściskałem poręcze fotela tak nerwowo, że myślała, że za chwilę będzie jakieś nieszczęście. 

To może rzeczywiście lepiej, żeby pan siedział i rysował. Jeden z wielu pana rysunków jest taki - spróbuję go krótko opowiedzieć: gabinet lekarski, lekarz bada pacjenta i udziela mu rady: "Konieczna radykalna zmiana trybu życia: programy przyrodnicze - tak. Programy informacyjne - nie". Wakacje to dla wielu pewnie będzie straszliwy czas, bo polityka spowolni. Pytanie, jak żyć.

Ja uważam, że to będzie bardzo miły czas dla większości ludzi, jeżeli będą mogli się oderwać od tego szamba, którym stała się polityka - nie tylko w Polsce, na całym świecie. A propos - mogę opowiedzieć ryzykowny żart?

Na własne ryzyko.

Przechwala się trzech chirurgów swoimi sukcesami. Jeden... Cholera, nie wiem, czy to opowiadać. Może nie będę ryzykował.

Spróbujemy może potem do tego wrócić. Ale satyryk może żyć bez polityki?

Myślę, że tak. Jest cała masa rysowników, satyryków, których interesuje sfera bardziej nazwijmy to obyczajowa i niepotrzebny im jest do szczęścia Kaczyński, Duda czy jakiś inny oszołom.

Dziś Dzień Ojca. Wyczytałem, że jest pan nie tylko ojcem swojej córki, ale przez jakiś czas był pan także takim teoretycznym ojcem syna, którego nigdy nie było.

To jest historia, którą opowiadałem parokrotnie.

Bo internet wie więcej.

Internet wie więcej. Ale na szczęście już ten problem zniknął, dzięki mojemu koledze, który jest komputerowcem. Otóż nagle ktoś powiedział mi, że mam syna Ireneusza. Pytam się skąd, nigdy o nim nie słyszałem. Okazuje się, że w internecie jest napisane, że mam syna Ireneusza. Wszystko jest o nim opowiedziane, czym się zajmuje, że ma nawet żonę, dwójkę dzieci, itd. Tylko, że żadnego takiego syna nie mam i nie miałem. Kiedy zapytałem się mojego komputerowca, co mam z tym zrobić, powiedział, że jeżeli dam mu trzy minuty, to on go zlikwiduje, co też po kilku minutach zrobił. Wtedy ja go zapytałem: Słuchaj, a czy mógłbyś mi wpisać do mojego CV w internecie, że np. dostałem nagrodę Nobla? A on powiedział - nie ma problemu, trzeba mi na to trzy minuty. To było kilka lat temu i nie wiem, czy w tej chwili nie ma jakichś obostrzeń, ale tak było.

Co więcej, ten rzekomy syn miał być mężem pani Izabeli z Tercetu Egzotycznego. Rozumiem, że piosenka "Pamelo żegnaj" jest od tej pory pana ulubioną pana piosenką wakacyjną.

Tak jest.

A swoją drogą, co słychać w ogrodzie w Tyńcu?

Sadzę kolejne drzewa. Jak kiedyś powiedziałem, po to, żeby zrobić na złość niejakiemu Szyszce - potworowi, który w tej chwili szaleje w Puszczy Białowieskiej. Posadziłem kolejnych kilkadziesiąt drzew. Mam nadzieję, że to będzie jeden z moich poważniejszych powodów do chwały.

Bo mówi pan: "Uwielbiam święty spokój". Rozumiem, że ten święty spokój i wakacje właśnie w ogrodzie w Tyńcu przed panem.

Tak jest. Zawsze zastanawiam się - a propos tego, co wiem o naszych rodakach - czy nasi bliźni chcą spokoju, czy chcą, żeby się działo. Z jednej strony wszystko wskazuje na to, że lubią, żeby była totalna rozpierducha, żeby się działo, żeby tam ludzie - szczególnie w polityce - ściskali się za gardło i robili sobie krzywdę. Z drugiej strony wielu mówi, że chciałoby ciszy spokoju. Jaka jest prawda? Nie wiem. To trzeba by się zwrócić do jakiegoś socjologa.