"Nie będę propagandzistą, tylko ekspertem" - tak Maciej Lasek mówił w Popołudniowej rozmowie w RMF FM o swojej roli w powołanym dziś przez Platformę Obywatelską zespole ds. badania przypadków manipulowania przyczynami katastrofy smoleńskiej w celu osiągnięcia korzyści politycznej. "Ten zespół nie ma badać wypadku lotniczego - ten wypadek został zbadany w 2011 roku. Ma się politycznie potykać z zespołem prowadzonym przez ministra Antoniego Macierewicza" - zaznaczył. "Raport komisji państwowej, która zbadała przyczyny katastrofy pod Smoleńskiem, został - też z przyczyn politycznych - ukryty, utrudniony jest dostęp opinii publicznej do niego" - stwierdził były szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. "Próbuje się zastąpić przyczyny - które powstały w oparciu o fakty - jakimiś tezami, które nie mają absolutnie poparcia w materiale dowodowym" - zaznaczył. Gość Marcina Zaborskiego podkreślił również, że w jego ocenie smoleński zespół Platformy to nie kolejna odsłona walki między PiS-em a PO. "Tu nie chodzi o spór polityczny, tu chodzi o prawdę o Smoleńsku. Ta prawda w tej chwili jest ukrywana i jest próba zastąpienia jej mniej lub bardziej udanym kłamstwem" - stwierdził Maciej Lasek.

Marcin Zaborski: Platforma Obywatelska powołuje zespół smoleński - to w dużym skrócie, bo ta nazwa jest dużo dłuższa. Pan potrafiłby odtworzyć tę pełną nazwę?

Maciej Lasek: Nie, absolutnie. Nie byłbym w stanie odtworzyć tej nazwy. Zresztą takie same problemy miałem z nazwą zespołu, który był kilka lat temu powołany przy KPRM, któremu przewodniczyłem.

To teraz mamy parlamentarny zespół PO ds. badania przypadków manipulowania przyczynami katastrofy smoleńskiej z dnia 10 kwietnia 2010 r. w celu osiągnięcia korzyści politycznych. Pan panie doktorze jest ekspertem tego zespołu?

Ja jestem osobą, która koordynuje kontakty zespołu z ekspertami. Ostatnia komisja obrony narodowej pokazała, że podstawowym narzędziem do dyskusji, jako podstawowe narzędzie wystarczy raport komisji Millera i ujawnione opinie biegłych prokuratury.

To jaki cel postawiła przed panem Platforma Obywatelska, która ten zespół stworzyła?

W niektórych przypadkach należałoby osobom, które nie są specjalistami w zakresie badania wypadków lotniczych, nie mają takiej wiedzy jak my, eksperci, którzy badaliśmy tę katastrofę i nie tylko tę, wiele innych - żeby wytłumaczyć posłom zawiłości tego badania. Bo ten zespół nie ma badać wypadku lotniczego - wypadek został zbadany już w 2011 roku, ale ma się politycznie potykać z zespołem prowadzonym przez pana ministra Antoniego Macierewicza.

Podkomisją ministerstwa obrony.

Dokładnie.

Ale pana zadaniem jest ułatwienie kontaktów z ekspertami czyli zachęcenie ich, żeby zechcieli współpracować z Platformą Obywatelską, czy też będzie pan regularnie wspierał posłów PO w tym wyjaśnianiu, o którym mówią?

Ja będę zarówno wspierał regularnie, bo tak jak powiedziałem, jestem jedną z osób, która doskonale zna ten raport i doskonale zna materiał dowodowy, który był podstawą pracy komisji Millera. Ale jednocześnie - to jest w zasadzie też mój pomysł i wydaje się, że nie najgorszy, żeby odseparować świat ekspertów lotniczych, który nie ufa żadnej formie działalności politycznej od świata polityki.

Zastrzegał pan dzisiaj, że będzie działał jako ekspert, a nie polityk...

Absolutnie.

... przy tym zespole. No ale zespół założyła Platforma Obywatelska. Nie ma w tym zespole przedstawicieli innych klubów parlamentarnych. Nawet politycy opozycji mówią, że to jest sprawa wyłącznie polityczna i kolejna odsłona walki między PiS-em a PO. To nie jest dla pana problem?

Nie, to nie jest dla mnie problem. Dzisiaj mamy do czynienia z tym, że raport komisji państwowej, która zbadała przyczynę katastrofy pod Smoleńskiem został - też z przyczyn politycznych - ukryty, utrudniony jest do niego dostęp opinii publicznej. Próbuje się zastąpić przyczyny, które powstały w oparciu o fakty jakimiś tezami, które nie mają absolutnie poparcia w materiale dowodowym.

Ale kiedy staje pan w Sejmie obok Grzegorza Schetyny, Tomasza Siemoniaka, liderów PO nie ma pan poczucia, że ustawia się pan po jednej stronie sporu politycznego?

Myślę, że nie. Tu nie chodzi o spór polityczny. Tak naprawdę tu chodzi o prawdę o Smoleńsku. Ta prawda w tej chwili jest ukrywana. Jest próba zastąpienia jej mnie lub bardziej udanym kłamstwem.

Ale być może czyta pan komentarze, w których już się pojawia pytanie, czy zarzut nawet pod pana adresem, że staje się pan propagandzistą czy propagandystą PO.

Tak długo, póki będę wypowiadał się w zakresie swoich kompetencji, nie będę propagandzistą, tylko ekspertem. Tego się trzymam od wielu lat. Myślę, że jeżeli dzisiaj, czy jutro zrobiłby mi pan zdjęcie dyskutującego - nie wiem - z księdzem, to nie znaczy, że jestem klerykiem.

W kwietniu 2013 roku w kancelarii premiera powstał zespół, o którym pan już mówił - zespół ds. wyjaśniania opinii publicznej treści informacji i materiałów dot. przyczyn i okoliczności katastrofy. Najwyraźniej nie przekonał pan m.in. pani premier Beaty Szydło, bo mówiła dzisiaj tak: "Mam nadzieję, że wreszcie przyczyny katastrofy smoleńskiej zostaną wyjaśnione".

Ja też taką mam nadzieję, bo - patrząc na działanie podkomisji - w momencie, w którym dostała dostęp do materiałów i zaczęła je analizować, i zaczęła rozumieć to, co jest w tych materiałach - jej eksperci zaczęli się wycofywać ze swoich wcześniejszych tez.

Zaraz, zaraz: przyznaje pan, że do tej pory nie zostały wyjaśnione te przyczyny? Skoro ma pan nadzieję na ich wyjaśnienie?

Nie. Ja mam nadzieję, że nowo powołana podkomisja po zapoznaniu się z materiałem dowodowym dojdzie do tych samych wniosków, do których doszła komisja Millera. W związku z czym pani premier nie będzie miała problemu ze zrozumieniem przyczyn tej katastrofy.

Najwyraźniej problem mają Polacy - kiedy patrzymy na badania, choćby te wykonane przy okazji tegorocznej rocznicy katastrofy smoleńskiej, przygotowane przez CBOS, to 29 procent pytanych uważa, że przyczyny katastrofy zostały w pełni wyjaśnione - mniej niż jedna trzecia pytanych, 30 procent, że przyczyny katastrofy wymagają dodatkowych wyjaśnień, i kolejne 30 procent, że w zasadzie nic nie zostało jeszcze wyjaśnione.

W takich przypadkach zawsze nasuwa się jedno pytanie: czy osoby, które pytano o zrozumienie przyczyn katastrofy, przeczytały raport.

Z całą pewnością wiele osób nie przeczytało tego raportu, bo to duży dokument, ale był przecież chociażby ten zespół, którym pan kierował, który miał wyjaśniać Polakom, o co chodzi.

I proszę zauważyć, że przez półtora roku, czy przez dwa lata działania tego zespołu zdecydowanie zmniejszyła się intensywność dyskusji w przestrzeni publicznej. Na każde nowe, fantastyczne teorie zespołu parlamentarnego była natychmiastowa odpowiedź i w zasadzie dyskusja się urywała.

Ale funkcjonował ten zespół przy kancelarii premiera, pan tłumaczył - to było pana zadanie, a wciąż jedna trzecia Polaków uważa, że nic nie wiemy, a jedna trzecia, że są wątpliwości.

Proszę pamiętać, że powołuje się pan na sondaż, który był na piątą czy szóstą rocznicę.

2016 rok.

Szóstą rocznicę, to już jest pół roku po zlikwidowaniu wszystkich stron, na których można znaleźć raport komisji Millera i po okresie, gdy oficjalne czynniki państwowe deprecjonowały ustalenia komisji. Proszę pamiętać, panie redaktorze, że raport komisji nie jest tak naprawdę skierowany do ogółu społeczeństwa. Raport komisji jest skierowany do specjalistów. Czy specjaliści od badania wypadków lotniczych w ciągu ostatniego roku zakwestionowali ten raport? Czy ludzie, którzy dzięki wprowadzonej profilaktyce latają bezpieczniej w wojsku, mają do tego uwagi? Nie.

Ale specjaliści tłumaczą to Polakom i najwyraźniej chyba jednak ponieśli porażkę, jeśli takie są wyniki tego sondażu. Pan mówił dzisiaj tak, panie doktorze: "Próbuje się wyeliminować z przestrzeni publicznej raport komisji państwowej. Jego autorów poddaje się różnym szykanom". Jakim szykanom jest pan poddawany?

To nie tylko chodzi o moją osobę. Pierwsze szykany, które nastąpiły, to były szykany skierowane do moich kolegów z komisji wojskowej. Nikt w tej chwili z ekspertów, którzy pracowali dla komisji Millera i jeszcze służyli w zeszłym roku w wojsku, już nikt nie jest członkiem komisji wojskowej.

Utracili pracę - to są szykany?

Tak, to są ewidentnie szykany.

Coś więcej się jeszcze dzieje?

To są szykany również stosowane do osób, które pracują w innych firmach, ale są to firmy, które są spółkami Skarbu Państwa. I mówimy...

Jakiego rodzaju są to szykany?

To jest utrata stanowiska albo pewne blokady różnych działań, natomiast tak jak choćby Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych, w której pracowałem - od zmiany władzy, od objęcia władzy przez nowe ugrupowanie, przez pół roku praktycznie byliśmy zablokowani jeżeli chodzi o normalną pracę.


„O czym można debatować w momencie, w którym z jednej strony siedzą specjaliści od badania wypadków lotniczych, a z drugiej osoby, które być może są specjalistami w swojej dziedzinie, natomiast nie zbadali w życiu ani jednego wypadku” - stwierdził w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM Maciej Lasek odnosząc się do badania katastrofy smoleńskiej. Dodał, że „druga strona tego sporu - jest to ewidentnie spór - pomija, albo ucieka od faktu, dlaczego sprawny samolot znalazł się na wysokości 3 metrów poniżej pasa – kilometr przed pasem”. Mówił też o pracach podkomisji Wacława Berczyńskiego. „Zauważyłem w wypowiedziach członków podkomisji pewne światełko w tunelu, bo wyraźnie wskazano, że jakiekolwiek niesprawności samolotu nastąpiły już po zderzeniu z brzozą. Wyraźnie wskazano, że nie było wybuchu w silniku” - ocenił. Odniósł się też do treści raportu Jurgena Rotha, który mówi o alternatywnej wersji wypadków w Smoleńsku. Jak mówił gość Marcina Zaborskiego, do rangi niepodważalnego dowodu urasta "książka napisana przez autora, który jest bardziej znany z takich dziwnych opisów, dziwnych historii, bardziej political fiction niż rzeczywistych zdarzeń”.