"To, że Andrzej Przyłębski podpisał zobowiązanie nie oznacza, że podjął współpracę" - stwierdził w Popołudniowej rozmowie w RMF FM senator Prawa i Sprawiedliwości, Jan Maria Jackowski. "Prof. Jan Miodek również był w sytuacji pewnego dyskomfortu - ujawniono opinii publicznej, że podpisał zobowiązanie do współpracy. Później, w toku procedur został oczyszczony oficjalnie z tych zarzutów. Zdarzały się takie sytuacje, że ktoś przymuszany czy z jakichś innych powodów podpisywał zobowiązanie natomiast nie podejmował współpracy" - tłumaczył. "Instytut Pamięci Narodowej wyjaśni - trzeba pewnie chwilę poczekać na to - czy była to współpraca w rozumieniu ustawowym czy nie. Nie wyprzedzajmy faktów. Sam fakt podpisania zobowiązania nie oznacza współpracy. Jeżeli ambasador Przyłębski napisał w oświadczeniu lustracyjnym, że nie współpracował i faktycznie nie współpracował to złożył je zgodnie z prawdą, mimo że jego zobowiązanie było" - dodał. "Myślę, że nasze środowisko pokazało, że ma pełną determinację, aby w takich sprawach do końca wszystkie wątpliwości wyjaśniać" - podkreślił. W inwentarzu IPN pod nazwiskiem Andrzeja Przyłębskiego zarejestrowana jest teczka tajnego współpracownika Wolfgang. Liczy ona 40 stron.

Marcin Zaborski, RMF FM: Co dalej z ambasadorem Polski w Niemczech Andrzejem Przyłębskim?

Jan Maria Jackowski: Przede wszystkim wiemy z dzisiejszych doniesień medialnych, że Biuro Lustracyjne Instytutu Pamięci Narodowej podjęło swoje czynności...


Nie dziwi pana, że dopiero teraz?

Nie, nie dziwi, wszystko jest zgodnie z procedurą. MSZ wydał wczoraj komunikat w tej sprawie, pojawiły się doniesienia medialne. Wszystko jest w tej chwili w ręku IPN.

Pan jako osoba, której IPN nadał status osoby pokrzywdzonej, ma poczucie, pewność, że polskie państwo zdało w tym przypadku egzamin z prześwietlania przeszłości kandydatów na ambasadora?

Wszystko odbyło się zgodnie z procedurami. Ja przypomnę, że to co myśmy tutaj proponowali, żeby jednak Instytutowi Pamięci Narodowej odjąć trochę pracy. Ja przypomnę, że IPN w tej chwili ma około 370 tys. wniosków o lustrację, ponieważ z mocy ustawy są oczywiście wszyscy kandydaci na radnych. To daje gigantyczną liczbę osób, bo w Polsce jest...

Jeśli dzisiaj słyszymy, że kandydat na ambasadora czekał w kolejce na sprawdzenie, przez kolejne miesiące, to nie ma pan wątpliwości, że coś tutaj nie gra, że coś jest nie tak?

Myśmy zwracali na to uwagę. Ja tu akurat i pan profesor Żaryn, mój kolega z senackiej ławki i były pracownik IPN, dyrektor Biura Edukacji, mamy tutaj jednolite stanowisko w tej sprawie. Uważam, że ta ustawa powinna być uszczelniona i doprecyzowana i to postulowaliśmy, ale przypomnę...

To wracamy do tego konkretnego przypadku, panie senatorze. Nasz reporter zagląda dzisiaj do teczki tajnego współpracownika o pseudonimie "Wolfgang". W tej teczce znajduje dokument, z którego wynika, że Andrzej Przyłębski zobowiązał się do współpracy i przez rok był tajnym współpracownikiem SB. Jest problem? Coś z tym trzeba zrobić?

To będzie zbadane przez IPN...

A jaka powinna być reakcja MSZ?

Reakcja MSZ jest jak najbardziej prawidłowa, panie redaktorze.

To znaczy jaka? Jaka jest reakcja?

Został wydany komunikat...

Z którego wynika, że?

Z którego wynika, że jeżeli chodzi od strony pracodawcy, czyli Ministerstwa Spraw Zagranicznych, wszelkie procedury zostały dochowane...

"Informujemy, że ambasador Andrzej Przyłębski przechodził kilkakrotnie standardową procedurę sprawdzającą dokonaną przez właściwe w tej w kwestii służby. Chcielibyśmy podkreślić, że za procedurę nie odpowiada MSZ, nie zajmuje się on również kwestiami lustracyjnymi". Naprawdę to zamyka temat?

Od strony pracodawcy jak najbardziej, natomiast w tej chwili...

A pamięta pan co się działo w poprzednich latach, kiedy podobne przypadki się zdarzały?

Ale jakby pan redaktor mi dał dokończyć myśl, to ja bym może wyjaśnił.

Słucham myśli pana senatora.

Chciałbym zaznaczyć, że jest na przykład bardzo znany językoznawca, pan profesor Jan Miodek, który również był w sytuacji pewnego dyskomfortu, ponieważ ujawniono opinii publicznej, że podpisał zobowiązanie do współpracy, ale później, w toku procedur został oczyszczony oficjalnie z tych zarzutów. Zdarzały się takie sytuacje, że ktoś przymuszany, czy z jakiś innych powodów - to już są bardzo indywidualne powody - podpisywał takie zobowiązanie, natomiast nie podejmował współpracy w rozumieniu takiej, jakiej tutaj sąd określił to w toku działań lustracyjnych. I dlatego...


Pełna zgoda, panie senatorze, w historii mamy wiele takich przypadków. To teraz proszę pozwolić, jednak zapytam: kilka lat temu pojawiły się np. wątpliwości dotyczące przeszłości polskiego ambasadora w Limie, Jarosława Spyry. Pamięta pan, co się wtedy stało z ambasadorem Spyrą?

Już tak dokładnie w tej chwili nie pamiętam.

Minister Sikorski odwołał go z placówki do czasu wyjaśnienia sprawy. Ambasador został wymieniony. Czyli reakcja MSZ jednak jakaś była.

Reakcja była, natomiast nie można porównywać sytuacji pana ambasadora Spyry z sytuacją pana ambasadora Przyłębskiego.

Skąd pan to wie dzisiaj, że nie można tego porównać?

Chociażby z biografii pana ambasadora Spyry, proszę ją przeczytać.

No dobrze, ale mieliśmy oświadczenie MSZ, o którym pan mówił i czytam w nim tak: "Według wiedzy MSZ ambasador złożył oświadczenie, w którym zaprzeczył iż miałby współpracować ze Służbą Bezpieczeństwa PRL". Dzisiaj w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl mówi tak: "Niewykluczone, że szantażowany na okoliczności niewydania paszportu mogłem podpisać jakieś zobowiązanie, ale związane z tym, że będę uważny i ostrożny w Anglii, by nie podejmować współpracy ze środowiskami antyrządowymi w Wielkiej Brytanii". To zobowiązanie, które jest w tej teczce mówi jednak o troszkę innej treści dokumentu, panie senatorze.

Wszystko jest zgodne z tym, co jest. Przede wszystkim trzeba podkreślić, że sam fakt podpisania tego dokumentu - a to już wyjaśniliśmy na przykładzie pana profesora Miodka, czy wielu innych bardzo znanych osobistości, które były pomawiane o tego rodzaju współpracę - to, że on podpisał zobowiązanie, nie oznacza, że podjął...

"Kierując się patriotycznym obowiązkiem i chcąc przyczynić się w miarę moich możliwości do utrzymania ładu i porządku w PRL i triumfu prawdy, wyrażam zgodę na udzielanie pomocy Służbie Bezpieczeństwa". Gdyby potwierdziło się to, że Andrzej Przyłębski podpisał taki dokument, to jest to problem w przypadku ambasadora, czy nie?

Przede wszystkim Instytut Pamięci Narodowej wyjaśni i tu trzeba chwilę pewnie poczekać na to, czy ten rodzaj współpracy to była współpraca w rozumieniu ustawowym, czy nie była. To jest pytanie. Natomiast nie wyprzedzajmy faktów, ponieważ sam fakt podpisania zobowiązania nie oznacza współpracy. Chciałbym podkreślić, że pan ambasador Przyłębski jeżeli napisał - a pan pytał mnie o to - w tym oświadczeniu lustracyjnym, że nie współpracował i faktycznie nie współpracował, to złożył zgodnie z prawdą, mimo że jego zobowiązanie było. 

Ambasador mówi też, że to było dawno i zasłania się troszkę niepamięcią. Pamięta pan, panie senatorze...

Wie pan, tego nie wiem. Ja nie znam pana ambasadora, nie znam tych dokumentów, więc proszę nie wymagać ode mnie, żebym wszystko wiedział w tej sprawie. Ja panu wyjaśniam te procedury, które są.

Zapowiadając nową ustawę o służbie zagranicznej politycy PiS-u mówili, że służba dyplomatyczna to jest skansen PRL. W tym kontekście takie przypadki - chyba pan rozumie - są analizowane, są badane i są prześwietlane.

Ja się bardzo cieszę, że wszelkie wątpliwości zostaną wyjaśnione i bardzo dobrze. Opinia publiczna powinna mieć pełną - podkreślam: pełną - jasność w tym zakresie. Wszelkie procedury powinne być dokonane. Myślę, że nasze środowisko pokazało, że ma pełną determinację, aby w takich sprawach do końca wszystkie wątpliwości wyjaśnić.

Panie senatorze, czy jest coś, w czym posłowie Sasin i Krajewski są od pana lepsi?

Panie redaktorze, rozumiem, że pyta pan o sprawy stolicy.

Oczywiście, dobrze pan rozumie. Ci panowie są wymieniani jako kandydaci na prezydenta stolicy ze strony Prawa i Sprawiedliwości.

Pan marszałek Karczewski wypowiedział się na ten temat. Z tego, co wiadomo, każde duże stronnictwo i wszelkie siły polityczne, które chcą brać udział w wyborach samorządowych, które już za 19 miesięcy będziemy mieli, w listopadzie 2018 roku, poszukuje optymalnych kandydatów na poszczególne stanowiska w samorządzie.

Dlaczego Jan Maria Jackowski nie jest wymieniony jako potencjalny kandydat?

Ponieważ ja jestem senatorem z północnego Mazowsza. Powiem panu więcej, że gdybym - teoretycznie - gdybym ja kandydował i gdybym na przykład został obrany na jakąkolwiek funkcję w samorządzie, z automatu wygasłby mój mandat senatorski, co oznaczałoby wybory uzupełniające do Senatu i koszt dla podatnika rzędu 3 milionów złotych. Z tego powodu senatorowie, którzy są na całą kadencję, zachowują tutaj w tym zakresie wykonywanie mandatu i poważnie to traktują.


Nie do końca prawda. Wiemy dobrze o wojewodach np. którzy z Senatu przenosili się do urzędów wojewódzkich i byli politykami PiS, panie senatorze.

Były takie, zgoda. Były takie, ale ja traktuję poważnie ten wybór, który został dokonany. Bardzo dziękuję moim wyborcom z północnego Mazowsza, którzy głosowali na mnie. Chcę do końca kadencji wypełniać ten mandat.

Jan Maria Jackowski: W rządzie trwają prace studialne ws. reprywatyzacji

"Chciałbym, żeby taka ustawa była jak najszybciej. My nie unikniemy tematu ustawy reprywatyzacyjnej. Najlepiej byłoby, żeby powstała w rządzie. Wiem, że już trwają prace studialne, ponieważ jest to problem, który wymaga rozwiązania ustawowego" - mówił o potrzebie uchwalenia tzw. dużej ustawy reprywatyzacyjnej Jan Maria Jackowski. Senator PiS w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM skomentował dzisiejsze poprawki do ustawy o komisji weryfikacyjnej, która będzie miała za zadanie sprawdzenie poprawności gospodarki gruntami w Polsce. "Nie określiłbym tego mianem bubla, natomiast trzeba powiedzieć, że jest to ustawa niesłychanie trudna i komisja weryfikacyjna jest środkiem nadzwyczajnym" - stwierdził.

Marcin Zaborski pytał też o odwołanie posła PO Sławomira Nitrasa z funkcji przewodniczącego delegacji Sejmu i Senatu do OBWE pod nieobecność samego zainteresowanego. "Zdaje się, że to był główny zarzut dla pana posła, że nie był aktywny w tej funkcji, a ta funkcja wymaga podobno aktywności" - stwierdził senator. Był też pytany o to, dlaczego szefowanie grupie parlamentarnej przejęła posłanka PiS. "Widocznie została wybrana" - skwitował Jackowski.