W terminologii lotniczej jest to katastrofa lotnicza - tak o wczorajszym zdarzeniu koło Mińska Mazowieckiego mówi w Popołudniowej rozmowie w RMF FM Grzegorz Brychczyński, ekspert lotniczy. Rzeczą komisji badań wypadków lotniczych jest przeanalizowanie trzech elementów: człowiek, maszyna, pogoda - podkreśla gość Marcina Zaborskiego. Zdaniem Brychczyńskiego niemożliwe jest, żeby pilot po katastrofie pozostał w maszynie, ponieważ zgodnie z procedurą musiał się katapultować. "Pierwszą czynnością pilota po szczęśliwym katapultowaniu jest uruchomienie radiostacji i powiadomienie kierownika lotu: żyję, jestem, wylądowałem. Co mnie dziwi - od progu pasa startowego, do miejsca, gdzie samolot zderzył się z ziemią, jest tylko 15 km" - tak o kilkugodzinnej akcji poszukiwania pilota mówi Brychczyński. "Nie wszystko się udało, tu wyraźnie widać pewne problemy, które trapią lotnictwo wojskowe. Służba poszukiwawcza, ratownicza nie zdała egzaminu, to nie jest tylko moje zdanie, ale również kolegów wojskowych" - uważa gość Popołudniowej rozmowy w RMF FM.

Marcin Zaborski, RMF FM: Po wypadku myśliwca na Mazowszu długa jest lista pytań o to, co działo się 24 godziny temu. Zacznijmy od tego, jak nazwać to, co się stało. Bo komunikat MON mówi, że to było "zdarzenie lotnicze". Wiceszef MON mówi z kolei, że "incydent lotniczy". Dlaczego nie wypadek?

Grzegorz Brychczyński, niezależny ekspert lotniczy: Wszystkie te określenia pochodzą z ust niefachowców. W terminologii lotniczej jest to po prostu katastrofa lotnicza.

Czyli to był wypadek?

Tak. To się nazywa "katastrofa lotnicza". Katastrofa lotnicza może mieć różne skutki. Ona dotyczy destrukcji statku powietrznego, a w najgorszym przypadku destrukcji statku powietrznego i śmiertelnego zdarzenia, w którym bierze udział pilot.

To jakie pytania są dla pana na tym etapie najważniejsze? 24 godziny później.

Procedury badania wypadku lotniczego, zarówno w sferze cywilnej, jak i wojskowej, nie różnią się w zasadzie systematyką. W każdym zdarzeniu lotniczym - katastrofie czy wypadku lotniczym - są trzy elementy do zbadania: człowiek, maszyna, pogoda. Teraz rzeczą Komisji Badań Wypadków Lotniczych jest przeanalizować te trzy warianty i wyciągnąć wnioski, które zostaną zapisane w postaci zaleceń, bo Komisja Badań Wypadków Lotniczych nie jest od oskarżania, a raczej od działania prewencyjnego.

To element pierwszy - człowiek. Ministerstwo obrony podaje, że pilot zdążył się katapultować, telewizja TVN24 twierdzi z kolei, że - według świadków - do końca był w maszynie.

To jest po prostu niemożliwe.

Czyli niemożliwe jest, żeby był w maszynie?

Niemożliwe, żeby był w maszynie, dlatego że procedury szkoleniowe mówią wyraźnie, procedury w lotnictwie to jest rzecz święta. Szczególnie w przypadku tego typu samolotu nie można sobie wyobrazić lądowania w tzw. przygodnym terenie. Bo, po pierwsze, to jest niemożliwe. A procedura mówi o tym, że jeżeli masz problem z silnikiem i samolot staje się niesterownym, masz pomiędzy nogami taki czerwony uchwyt, i się katapultujesz.

I pilot MiG-a był poszukiwany przez kilka godzin. Dużo czy mało?

I to jest właśnie zagadka, która... To jest temat, który mnie zastanawia, bym powiedział. Pilot wsiadając do samolotu, po pierwsze ma na sobie kombinezon, ma tzw. pakiet przeżyciowy i w ramach tego pakietu jest radiostacja. Pierwszą czynnością pilota po szczęśliwym katapultowaniu - a tutaj mamy taką sytuację - jest uruchomienie radiostacji i powiadomienie kierownika lotów czy centrum swojego dowodzenia: żyję, jestem, wylądowałem.

I to jest łączność na kilka kilometrów?

Radiostacje mają bardzo duży zasięg. Co mnie dziwi, bo od progu pasa startowego do miejsca, w którym samolot zderzył się z ziemią, jest tylko 15 km.

Gen. Różański pisze tak: "Poszukiwanie pilota w 3 godziny w kraju bez zagrożenia! Czy dalej MON uważa, że śmigłowce, w tym poszukiwawcze, ratownicze, to rzecz dziesięciorzędna?". A zdrugiej strony minister Kownacki mówi, że to było bardzo sprawne, szybkie działanie, działanie w trudnym terenie, w gęstym lesie. Dlatego te 3 godziny.

Pozwolę się z panem ministrem nie zgodzić, bo to bardzo ładnie wygląda, jak się staje przed kamerą i się mówi, że wszystko się udało. Nie. Nie wszystko się udało. Tutaj wyraźnie widać pewne problemy, które trapią lotnictwo wojskowe. Służba poszukiwawcza, ratownicza nie zdała egzaminu. I to nie jest tylko moje zdanie, ale również kolegów, pilotów wojskowych.

28-letni pilot miał ponad 400 godzin do lotu, ponad 200 godzin nalotu. Dolot, nalot słuchacze już nie wiedzą, o co chodzi.

Nalot, bo prawidłowa terminologia to jest nalot - to jest ilość godzin - teraz uwaga - zapisana w dzienniku pilota. Tak się składa, że ja ponad 55 lat, że tak powiem, szczęśliwie latam, oczywiście nie samolotami wojskowymi. Ale za moich czasów, kiedy zacząłem się szkolić mój nalot liczy się od momentu, kiedy wsiadam do kabiny samolotu, kiedy uruchamiam silnik. A w tej chwili nalot, czyli godziny lotne, liczą się od chwili założenia hełmu. To jeszcze jest kilka minut, wykołowanie i dopiero start w powietrzu.

W tym roku pilot wylatał 80 godzin, jak słyszymy. 80 godzin rocznie to jest dużo? No, bo tak trochę sobie liczę powolutku i myślę sobie, że to jest 1,5 godziny tygodniowo.

No to tak wygląda, że 1,5 godziny tygodniowo. Tylko proszę zwrócić uwagę, że te loty samolotami typu MiG-20 czy F, to są loty, w których maksymalny czas lotu to są 2 godziny, bo na tylko ma paliwa po prostu. W tej chwili to są zadania bardzo ściśle określone: start, przechwycenie, zrobienie zdjęcia i tak dalej. Tak, że te loty nie trwają dłużej niż 40-50 minut.

Samolot runął w lesie. Mieszkańcy mówią, że nie tylko pilot miał szczęście, ale oni też mieli szczęście. Przecież mógł runąć nie w lesie, na pustkowiu, ale na domostwa.

To raczej jest niemożliwe, dlatego że ścieżka podejścia do lądowania, bo on już był na drodze...

Szykował się do lądowania.

... szykował się do lądowania. Są trzy elementy przy lądowaniu: podejście, wyrównanie i utrzymanie kierunku na osi pasa do lądowania. On był już w momencie, kiedy wykonał podejście, wyrównywał... Prawdopodobnie on na wysokości około 100 metrów się wystrzelił. A patrząc na konfigurację terenu, to w osi pasa startowego do miejscowości Bojmie, bo tam ten wrak leży, to jest po prostu las.

Czyli mieszkańcy mogą się czuć uspokojeni.

Mogą się czuć uspokojeni.

Nasze wojsko ma około trzydziestu myśliwców takich jak ten, który uległ wypadkowi wczoraj - połowę w bazie w Malborku, połowę w Mińsku Mazowieckim. W Polsce do tej pory, przez ćwierć wieku, nie było takiego incydentu z MiG-iem. Czyli to są bezpieczne maszyny?

Jeżeli nie było żadnego zdarzenia, wypadku czy katastrofy, to znaczy, że są to bezpieczne maszyny.

Choć mają już trochę lat.

Ale dlaczego one są bezpieczne? Jeżeli my mamy te trzydzieści parę sztuk, to jaki jest - mówiąc bardzo uczenie - wskaźnik gotowości technicznej?

Czyli są bezpieczne dlatego, że rzadko latają?

Nie, dlatego że czasami niektóre samoloty stanowią bazę części zamiennych do tych samolotów, które powinny latać.

To z tych trzydziestu tak naprawdę ile lata? Ile jest w powietrzu?

Ja nie umiem na to pytanie odpowiedzieć, dlatego że dopiero teraz, od tygodnia w zasadzie, jest decyzja ministra obrony narodowej, że powstanie tzw. Wojskowa Władza Lotnicza, czyli odpowiednik Urzędu Lotnictwa Cywilnego, gdzie będą badane te wszystkie tzw. elementy zdatności do lotu, szkolenia, etc.

No to na miejscu wypadku pracuje Komisja Badania Wypadków Lotniczych. Jest pan w stanie dzisiaj ocenić, jak długo może potrwać takie badanie? Ustalanie przyczyn tego wypadku?

Proszę pana, jest standardem międzynarodowym, że w ciągu 30 dni musi być ogłoszony wstępny komunikat, co było prawdopodobną przyczyną katastrofy czy zdarzenia lotniczego.

Ale od wstępnego raportu - jak rozumiem - do finalnego, może minąć dużo czasu.

Przypadek z wczorajszego czy przedwczorajszego dnia. Lądowanie naszego pana Tadeusza Wrony. Kiedy to się stało? 6 lat temu.

I wciąż czekamy.

Nie. Dopiero przedwczoraj został ogłoszony końcowy raport.