"Dla mnie ta sytuacja z formalnego punktu widzenia jest bardzo precyzyjna (…) - to zwierzchnik sił zbrojnych jest osobą, która inicjuje użycie sił zbrojnych (…), z tego punktu widzenia kwestia jest bardzo precyzyjna – przełożonym jest prezydent Rzeczpospolitej" - mówi w Popołudniowej rozmowie w RMF FM gen. Mirosław Różański. Gość Marcina Zaborskiego przyznaje, że w praktyce jest to mocno spolaryzowane. Zdaniem byłego dowódcy generalnego rodzajów sił zbrojnych korespondencja listowana między prezydentem a szefem MON jest "co najmniej nie na miejscu". "Pewne rozwiązania, które są proponowane, jak chociażby w zakończonym strategicznym przeglądzie obronnym, prowadzonym przez MON, wskazywanie trochę odmiennych kompetencji uważam, że jest przedwczesne i wskazuje, że chyba ktoś chce deprecjonować pozycję prezydenta" - twierdzi Różański. "Forma, w jakiej formie prowadzi się tę dyskusję - w pewnej części za pośrednictwem mediów - jest nie ma miejscu" - dodaje. "Dla kolegów, którzy oczekują na awanse na pewno była to sytuacja niekomfortowa, nawet powiedziałbym, że przykra" - tak gen. Różański komentuje wstrzymanie nominacji generalski planowanych na sierpień. "W perspektywie powinniśmy się zastanowić, czy nominacja generalska powinna być jedną z części jakiejś uroczystości. Oficerowie, podoficerowie jeżeli są wyznaczani na stanowiska, od razu są awansowani do należnego stopnia. Generałowie stali się swojego rodzaju zakładnikami - że muszą spełnić jakieś jeszcze dodatkowe oczekiwania przełożonych i wtedy znajdą się na tej liście do awansu lub nie" - zauważa gen. Różański.

Marcin Zaborski, RMF FM: Nie ma już pana na głównym poligonie, na którym toczy się batalia o przyszłość polskiej armii. Patrzy się pan na to trochę z boku, i co pan widzi?

Gen. Mirosław Różański: Dzisiaj przede wszystkim powinniśmy zwrócić uwagę na dyskusję, która się toczy wokół dwóch najważniejszych osób, które odpowiadają za bezpieczeństwo i za kierowanie armią. Myślę tutaj o prezydencie - zwierzchniku Sił Zbrojnych RP i ministrze obrony narodowej.

I mówiąc o tych relacjach, jedni mówią, że jest konflikt, spór, a inni mówią o różnicy zdań albo po prostu o konstruktywnym dialogu. A co takiego widzi pan?

Dla mnie ta sytuacja z formalnego punktu widzenia jest bardzo precyzyjna. Konstytucja, ustawy, które traktują o bezpieczeństwie, o kompetencjach naczelnego dowódcy, bardzo precyzyjnie określają kompetencje pana prezydenta i ministra obrony narodowej. Co chcę podkreślić, to zwierzchnik Sił Zbrojnych RP jest tą osobą, która inicjuje użycie sił zbrojnych; to jest ten człowiek, który zatwierdza plany użycia sił zbrojnych, więc z tego punktu widzenia jest dla mnie ta kwestia bardzo precyzyjna. Przełożonym jest prezydent RP.

Tak jest na papierze, tak jest też w praktyce?

Tutaj niestety chyba te kwestie są mocno spolaryzowane, bowiem od formy, jaka towarzyszy wymianie informacji między tymi dwoma osobami funkcyjnymi w kraju, czyli korespondencja listowna, jest - uważam - co najmniej nie na miejscu. Natomiast pewne rozwiązania, które są proponowane, jak chociażby w zakończonym strategicznym przeglądzie obronnym prowadzonym przez MON wskazywanie trochę odmiennych kompetencji, uważam, że jest przedwczesne. I wskazuje, że chyba ktoś chce deprecjonować pozycję prezydenta.

Ale czy jest coś złego w tym, że minister obrony ma inne zdanie niż prezydent w sprawie przyszłości polskiej armii, w sprawie systemu dowodzenia i kierowania wojskiem?

Nie, to nie jest nic złego, bo jeżeli dwie strony mają odmienne zdanie, to często może to doprowadzić do poszukiwania i znalezienia sytuacji lepszej. Ale forma, w jakiej prowadzi się tę dyskusję, którą tak naprawdę w pewnej części prowadzi się za pośrednictwem mediów, jest nie na miejscu. Są takie miejsca, zarówno na ulicy Klonowej (znajduje się tam siedziba MON - przy. red.), jak również w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, w których ci panowie mogliby naprawdę dogłębnie przedyskutować wszystkie aspekty, a już dla społeczeństwa powinny być przedstawiane gotowe rozwiązania. 

Ale jako generał, dowódca, nieraz widział pan różnicę zdań między ministrem obrony a prezydentem czy jego otoczeniem, np. w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego.

Sytuacje takie bywały. I tutaj chciałbym przywołać relację, jaka była między ministrem Klichem a ministrem Szczygło. To też było niewłaściwe, ponieważ kwestia np. wprowadzania ówcześnie programu rozwoju sił zbrojnych była warunkowana, czy ci panowie znajdą porozumienie mimo, że ten dokument był gotowy. My mamy jakąś chyba złą praktykę w tym zakresie i czas, by ją było zakończyć. Ja liczę na to, że determinacja pana prezydenta spowoduje, że te dyskusje, nawet te różnice zdań, przeniosą się do gabinetów, natomiast w przestrzeń będą przekazywane wspólne sygnały i rozwiązania, które będą dobre dla bezpieczeństwa kraju.

A może ten model, który jest zapisany w konstytucji - model relacji między prezydentem a ministrem obrony, nie jest najlepszym modelem i należy pomyśleć o jego zmianie?

Tak intuicyjnie uznaję, że chyba pan chciałby następne pytanie skierować: czy konstytucję trzeba zmienić lub nie. Ja uważam, że dzisiejszy stan rzeczy, który jest opisany w przywoływanych dokumentach, jest klarowny. Natomiast jeżeli pewne kompetencje komuś nie odpowiadają, czuje, że ma za mały wpływ na rzeczywistość, to na pewno nie to powinno być robione w sposób taki, jak dzisiaj się to czyni. A uważam, że kierownictwo resortu obrony narodowej takie właśnie kroki podejmuje w stosunku do pana prezydenta. To jest niewłaściwe. Jeżeli chodzi o konstytucję... Polska jest jednym z krajów, które jako pierwsze wprowadziły ustawę zasadniczą - myślę tutaj o Stanach Zjednoczonych, Francji i Polsce. W Stanach Zjednoczonych ta konstytucja przetrwała tyle lat z poprawkami, więc myślę, że nasza konstytucja z ‘97 roku też wymaga spojrzenia, może pewnej rewizji. Natomiast daleki byłbym od tego, aby używać określenia, że tę konstytucję trzeba zmienić. Jestem przekonany, że jeżeli wczytamy się w zapisy, które traktują o bezpieczeństwie kraju, o odpowiedzialności, to jest to czytelne. Teraz tylko kwestia może pewnych  ambicji osobistych, które powinny być jednak stonowane i powinniśmy myśleć o rzeczy nadrzędnej.

A propos ambicji panie generale.  Jak odczytał pan wstrzymanie nominacji generalskich - tych sierpniowych, planowanych na sierpień?

Dla kolegów, którzy oczekują na awanse, była to sytuacja na pewno niekomfortowa, nawet powiedziałbym przykra. Natomiast uważam, że okoliczności są warte zauważenia. Po pierwsze, chciałbym wrócić do awansów, które miały miejsce w listopadzie ubiegłego roku. Ja przedstawiałem wtedy prezydentowi stanowisko, że część kolegów, którzy byli rekomendowani do awansów, nie spełniała wymogów formalnych. Nie znam listy tych, którzy mieli być awansowani 15 sierpnia. Ale jeżeli byłyby sytuacje takie same, że oficer, który nie skończył studiów należnych, aby być generałem, jest nominowany, to takich awansów być nie powinno. Choć wiemy, że ta sytuacja z 15 sierpnia ma drugie dno.

Ale teraz słyszymy też od rzecznika prezydenta, że nie ma jeszcze decyzji, czy będą nominacje generalskie 11 listopada. Ktoś, kto tego słucha, może pomyśleć, że generalskie gwiazdki stały się jakąś kartą przetargową w rozgrywce między ministrem obrony a prezydentem.

Ja myślę, że w tej sytuacji dyskusja nad tym konkretnym przykładem, czyli na przykład kolejnymi nominacjami, dzisiaj nic nie wniesie. Natomiast w perspektywie powinniśmy się zastanowić, czy nominacja generalska to powinna być jedna z części jakiejś uroczystości. Dzisiaj już mamy taką sytuację, że oficerowie, podoficerowie, jeżeli są wyznaczani na stanowiska, od razu są awansowani do należnego stopnia. Generałowie stali się swego rodzaju zakładnikami; że musi spełnić jakieś jeszcze dodatkowe oczekiwania przełożonych i wtedy znajdzie się na tej liście do awansu lub nie. Moja rekomendacja, i dla osób, które zajmują się pragmatyką kadrową, jak i nawet właśnie w stosunku do pana prezydenta i ministra obrony narodowej, jest taka, aby awanse generalskie stały się częścią normalnej polityki kadrowej.

Pana rekomendacja wygłoszona w mediach. Zastanawiam się - od czasu, gdy pożegnał się pan z mundurem, np. pan prezydent z panem rozmawiał?

Rozmawialiśmy kilka razy. Były to bardzo ciekawe rozmowy, chociaż osobiście miałem niedosyt, że było ich niewiele. Ale trudno było wówczas kontestować taki stan rzeczy. Pan prezydent był mocno zaangażowany w przygotowanie szczytu NATO, później po szczycie NATO było bardzo krótko - praktycznie 6 miesięcy. Doszliśmy do takiego momentu, że uznałem, iż ze względu na różnice zdań między mną a kierownictwem resortu obrony narodowej, ten stan rzeczy trwać nie może i zakomunikowałem panu prezydentowi, że dalej swojej misji pełnić nie mogę.

"Zapad’17 w pobliżu naszych granic? Bardzo dobrze"

Powiem troszeczkę może przewrotnie, ale takie ćwiczenia były, są i będą - mówił w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM gen. rez. Mirosław Różański, odnosząc się do rozpoczynających się 14 września manewrów Zapad’17. Ja jestem zadowolony, że te ćwiczenia się odbywają w pobliżu polskiej granicy. Dlaczego? Bo to jest ten czas, ten moment, że możemy z tego ćwiczenia dowiedzieć się bardzo dużo o stanie armii rosyjskiej - ocenił prezes Fundacji Stratpoints. Zaznaczał, że dzięki obserwatorom dowódcy mogą zdobyć informacje o stanie technicznym uzbrojenia Rosjan. Marcin Zaborski pytał też o Wojsko Polskie i plany na przyszły rok. Jeżeli chodzi o wykorzystanie środków finansowych na 2018 rok w tym zwiększonym budżecie, to z trwogą spoglądam, że wydatki na modernizację techniczną, która jest konieczna, są niestety mniejsze niż dotychczas - stwierdził Różański.