"Z armii odchodzą oficerowie w kwiecie wieku, przy pełnym potencjale twórczym" - mówi w Popołudniowej rozmowie w RMF FM generał Janusz Bronowicz. "Najprawdopodobniej kierowały nimi powody honorowe" – dodaje były dowódca dywizji w Wojsku Polskim pytany o falę odejść wojskowych. Gość Marcina Zaborskiego stwierdza, że sytuacja w armii jest "bardzo poważna". Pytany o zmiany w armii koordynowane przez Ministerstwo Obrony Narodowej i jego szefa Antoniego Macierewicza odpowiada: "Odniosę się do porównania sportowego. Nie wiem, czy trener Nawałka byłby zadowolony, gdyby skład, sposób gry ustalali członkowie zarządu PZPN."

Marcin Zaborski, RMF FM: Człowiek, który otworzył worek z dymisjami w polskiej armii. Z mundurem pożegnał się pan dokładnie rok temu.

Gen. Janusz Bronowicz: Tak, mija rocznica, kiedy jestem poza wojskiem, ale w kwestii formalnej muszę sprostować pańską zapowiedź - nie jestem w stanie spoczynku, jeszcze jestem w rezerwie z możliwością wykorzystania dalej w siłach zbrojnych.

Panie generale, kiedy dziś pan słyszy, że jakiś generał odchodzi z armii z powodów osobistych, bo takie słyszymy informacje, to jakie powody przychodzą panu do głowy?

Panie redaktorze, biorąc pod uwagę to, że odchodzą oficerowie w kwiecie wieku, przy pełnym potencjale twórczym, możliwości rozwijania się i wnoszenia największych korzyści dla rozwoju sił zbrojnych, nasuwa mi się jedno spostrzeżenie, że najprawdopodobniej kierowały nimi powody honorowe. Być może były też inne. Faktyczne powody znają oni, należałoby zapytać ich o to samych. Mogę tylko przypuszczać, że powody mieli takie, jak i ja.

Kiedy pan odchodził, to przyznał pan później, po kilku miesiącach, że decyzję o odejściu z wojska podjął pan w grudniu 2015 roku, kiedy pojawiło się zamieszanie z Trybunałem Konstytucyjnym, czyli nie chodziło wcale o to, co się dzieje w armii, czy na linii MON a dowódcy wojskowi.

I znowu, żeby być precyzyjnym, nie w grudniu, a w lutym podjąłem taką decyzję, natomiast w grudniu zaczęła ta decyzja kiełkować. W styczniu następnego roku uczestniczyłem w uroczystości, w ramach której wiceminister obrony narodowej w czasie przedstawiania nowego komendanta uczelni, którą ukończyłem, przepraszam za brak zgodności, jako prymus, w której również byłem po latach zastępcą komendanta, nazwał uprawianiem bolszewii. Z tym absolutnie nie można się zgodzić, to był drugi poważny sygnał. W międzyczasie oczywiście wprowadzone zostały do prawa wojskowego zapisy gwarantujące wyznaczanie na stanowiska służbowe oficerów o 2 i więcej stopni wyżej. I od razu były te zapisy realizowane. W sytuacji kiedy było co najmniej kilkunastu oficerów w stopniu generała, w tym jeden bezpośrednio przygotowywany do objęcia stanowiska zastępcy dowódcy Korpusu Północ-Wschód w Szczecinie, na to stanowisko wyznaczono bardzo dobrego oficera, ale nieprzygotowanego do tego stanowiska, w stopniu pułkownika.

Opozycja w Sejmie mówi teraz o demolowaniu armii. Ministerstwo obrony przekonuje, że nie dzieje się nic nadzwyczajnego i z Pałacu Prezydenckiego też płyną uspokajające komentarze, że nie ma powodu do podnoszenia larum.

Jest sytuacja w mojej ocenie bardzo poważna. Często moi koledzy, w różnych wywiadach, odnoszą się do porównań medycznych, ja odniosę się do porównania sportowego. Nie wiem, czy pan trener Nawałka byłby zadowolony, gdyby skład i sposób gry ustalali członkowi zarządu PZPN. Niestety dzisiaj tak jest w armii i wówczas, kiedy ja tam byłem, zaczęło się ręczne sterowanie.

To kto ustala dzisiaj reguły w armii?

Armia powinna być kontrolowana, natomiast sposób dowodzenia armią powinien być pozostawiony wojskowym. Nawałce nie można narzucać składu reprezentacji, stylu gry i przygotowania tej reprezentacji do wygrania meczu.

A tu politycy PiS powiedzą panu, że minister obrony ma prawo do swojej wizji armii i ma prawo tę wizję realizować, bo to nie generałowie rządzą Polską i to nie oni decydują o polityce obronnej.

I ma rację...Tylko panie redaktorze, jeżeli gen. Różański, z którym wiele lat służyłem, byliśmy łokieć w łokieć. Mówiąc kolokwialnie: znamy się jak łyse konie. Stwierdził (gen. Różański - przyp. red.) w trakcie zdawania obowiązków, żegnania się ze sztandarem, jako dowódca generalny, w połowie swojej kadencji, że powodem jego odejścia ze stanowiska jest brak możliwości wywiązania się ze zobowiązania, jakie podjął, tzn. przygotowania sił zbrojnych do działań wojennych, to dzisiaj ja, korzystając z zaproszenia, postawię pytanie, a w zasadzie apel, aby w trybie pilnym, co najmniej, odbyło się wspólne posiedzenie sejmowej i senackiej komisji obrony narodowej, i żeby wysłuchano pana generała Różańskiego, dlaczego nie był w stanie przygotować armii do działań. Panie redaktorze, znam go i na pewno nie brakowało mu umiejętności i doświadczenia. Wobec powyższego należy jednoznacznie i w jak najkrótszym czasie zidentyfikować powody braku możliwości przygotowania przez dowódcę generalnego wojsk...

Panie generale, kiedy odchodzi dowódca, jest jeszcze jego zastępca. Kilka lat temu, kiedy też odchodzili generałowie z polskiej armii, rzecznik ministerstwa obrony tak komentował te odejścia generałów: oficerowie na dowódczych stanowiskach mają swoich zastępców. Więc nawet w przypadku niepowołania następcy na to samo stanowisko, ciągłość dowodzenia jest zachowana. Rok 2011...

Panie redaktorze, ciągłość to jest rzecz zupełnie inna niż zdolność do przygotowania wojsk do działań. Pan gen. Różański, podkreślę to raz jeszcze, publicznie stwierdził, że powodem jego rezygnacji był brak możliwości wywiązania się ze zobowiązania, to jest przygotowania podległych mu wojsk do działań.

To niektórzy zadają tutaj takie pytanie, trochę prowokacyjne: Skoro generałowie ustępują przed Bartłomiejem Misiewiczem w polskiej armii, to czy tak mocny jest pan Misiewicz czy tak słabi są wojskowi dowódcy w polskiej armii.

Panie redaktorze, przesadził pan mówiąc, że ustępują generałowie przed Misiewiczem. Żaden generał przed panem Misiewiczem nie ustąpił. Ja pozwolę sobie tutaj zacytować marszałka Piłsudskiego, który na odczycie na temat "wojsko a demokracja" powiedział m.in. coś takiego: "Wszędzie symbolem demokracji od jej początków jest to, co jest prawem". Czy są inne jakieś symbole, które w historii, jako cement, używane były jako spoiwo do budowy demokracji? I tutaj marszałek Piłsudski mówi: "Jeśli chodzi o wojsko, jest to honor".

A czego oczekuje pan, panie generale, od prezydenta - jako zwierzchnika sił zbrojnych?

Żeby wywiązywał się ze swoich obowiązków jako zwierzchnik sił zbrojnych.

A nie wywiązuje się?

Pragnę podkreślić, panie redaktorze, że dalej obowiązują dokumenty wypracowane przez poprzedni układ polityczny i poprzedniego prezydenta. Natomiast obecny minister obrony narodowej wprowadza zmiany w rozwoju i modernizacji sił zbrojnych swoimi decyzjami.

To czego nie robi prezydent, że pan mówi, że - no właśnie - oczekuje pan tego, żeby zachował się inaczej...

Panie redaktorze, są takie dokumenty jak Strategia Bezpieczeństwa Narodowego. Dyrektywą wykonawczą do tej strategii bezpieczeństwa narodowego była wydana polityczno-strategiczna dyrektywa obronna. Z niej wynikają kolejne zadania dla sił zbrojnych, które siły zbrojny powinny realizować. Dzisiaj nowych dokumentów nie ma, a nawet te, które obowiązują, nie zostały zweryfikowane. Wobec powyższego to minister obrony narodowej wolontarystycznie, swoimi decyzjami, których ranga - jako dokumentów - jest zdecydowanie niższa, wprowadza zmiany w armii. 

Gen. Janusz Bronowicz w internetowej części rozmowy: Jest cywilna kontrola nad armią. Pytam: Kto kontroluje Macierewicza?

"Jeżeli odejścia z armii są naturalne, wynikają z pragmatyki, wynikają z planowego działania - jest to normalne. Jeśli są spowodowane - tak jak to powiedział m.in. generał Różański - brakiem możliwości wywiązania zadania, to należałoby sobie udzielić uczciwej odpowiedzi..." - mówił w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM gen. Janusz Bronowicz. "Jest cywilna kontrola nad armią, a kto kontroluje ministra obrony narodowej? Jeżeli to minister sprawuje kontrolę nad armią. Być może jest, natomiast efekty tej kontroli są niewidoczne" - pytał generał, który od zeszłego roku pozostaje w rezerwie. Mówił też o salutowaniu przez oficerów Bartłomiejowi Misiewiczowi, dyrektorowi w MON. "Jeśli w pewnej sytuacji jeden z dowódców usłyszał, że pan Misiewicz wizytując jedną z jednostek był niezadowolony z faktu, że nie złożono meldunku, a efektem tego było usunięcie danego dowódcy ze stanowiska, bojąc się podobnych konsekwencji okazał się spolegliwy"- uznał. "Jak w każdym środowisku, w wojsku są osoby słabe, o giętkich kręgosłupach. Nie mają odwagi zająć jednoznacznego stanowiska. Nie tylko zająć stanowiska, ale go wyrazić" - oceniał były Inspektor Wojsk Lądowych w rozmowie z Marcinem Zaborskim.