Jeżeli w ciągu kilku tygodni nie nastąpi odmrożenie gospodarki w ramach reżimu sanitarnego to z dnia na dzień możemy obudzić się z 20-sto procentowym bezrobociem - mówił Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców w Popołudniowej rozmowie w RMF FM. Jak dodał, “rząd obudzi się z ręką nie w nocniku, a w szambie”. Wobec zapowiedzi coraz większej liczby przedsiębiorców, że – mimo zakazów – otworzą swoje interesy, Kaźmierczak zapewnił, że nie będzie nikogo namawiał do łamania prawa, a – jak do tej pory – naciskać na rząd, żeby wprowadzał potrzebne rozwiązania.

W moim przekonaniu nie będzie żadnych masowych protestów przedsiębiorców. Pierwszy motywator działania przedsiębiorców, to nie zysk, tylko lęk przed startą - przekonywał gość Marcina Zaborskiego i jak dodał, korzystanie z rządowych tarcz jest uzależnione od przestrzegania prawa.

Niemieckie media wspominają o tym, że lockdown może się u nich przedłużyć aż do Wielkanocy. Kaźmierczak zdecydowanie nie zgadza się na porównywanie polskiego rynku z niemieckim. To jest jeden z najbardziej fałszywych mitów, którym kierują się rządzący, że jesteśmy jednym z bogatych kraju Zachodu. Tak, jakby uwierzyli w własną propagandę. Dwa lata lockdownu dla nas, to spadek PKB o 30 proc. Nie stać nas na to - mówił w RMF FM.

Za szczególnie nieakceptowalne prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców uważa nieargumentowanie przez rząd swoich decyzji. Niedzielski zachowuje się, jak papież, który głosi prawdy wiary. A my wierzymy Panu Bogu, a pozostali są proszeni o pokazanie jakiś dowodów - dodaje.

Kaźmierczak: Żadnego buntu przedsiębiorców nie będzie

W czasie pierwszej tarczy była solidarność i poczucie, że wszyscy uczestniczymy w wielkim, narodowym dziele ocalenia Polski, ocalenia naszego dobrobytu, ocalenia wzrostu gospodarczego. W tej chwili, ja to widzę po stronie biznesu i rządu, że traktujemy tę Polskę jak postaw czerwonego sukna i każdy próbuje coś dla siebie wyszarpać - jeden stoki, drugi pralnie - mówił Cezary Kaźmierczak w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM.

Prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców uważa też, że nie będzie żadnego buntu przedsiębiorców. Pan redaktor zbyt dosłownie i poważnie traktuje te pohukiwania. W takich sytuacjach się objawiają różnego rodzaju ludzie. Ten pan, co rzekomo przewodzi na Podhalu temu buntowi, którego nie będzie, to jest człowiek niepoważny, który gada jakieś głupoty. I nikt poważny za nim nie pójdzie. I taki będzie koniec tego - twierdzi Kaźmierczak.

Zdaniem szefa ZPP rząd powinien ograniczyć programy socjalne. Nie uważam, że rząd powinien "drukować" pieniądze albo je pożyczać. Rząd powinien zrezygnować z niektórych programów socjalnych. Myślę tutaj przede wszystkim o 500+ na pierwsze dziecko - przekonywał Kaźmierczak.

Przeczytaj całą rozmowę:

Marcin Zaborski, RMF FM: Dołączy pan do buntu tych przedsiębiorców, którzy mają już dość ograniczeń i zakazów, i mówią, że lada moment, lada dzień otworzą swoje lokale, swoje firmy, i będą przyjmować u siebie gości?

Cezary Kaźmierczak: Co do tych zapowiedzi jestem dosyć sceptyczny. I raczej nie będziemy wzywać do łamania prawa. Raczej będziemy próbowali robić to, co robimy od początku pandemii, czyli naciskać na rząd i lobbować jakieś korzystne rozwiązania dla przedsiębiorców.

Czyli pan, jako prezes związku nie pójdzie na siłownię, otwartą mimo zakazu, nie zje pan obiadu w restauracji, którą ktoś otworzy mimo zakazu, nie pojedzie pan na narty, na stok, który będzie ewentualnie otwarty?

W związku z tym, że młodzież tutaj słucha, to ja nie będę mówił, co ja myślę o sporcie, więc na siłownię na pewno nie pójdę. Natomiast do restauracji, owszem, jeżeli będzie jakaś otwarta, to pewnie z chęcią.

Jeśli będzie otwarta, mimo zakazu wciąż obowiązującego, pójdzie pan?

Pójdę, tak.

Naprawdę? A myśli pan, że to jest wówczas element uczciwej konkurencji wobec tych, którzy przestrzegają zakazów, pilnują obostrzeń i nie otwierają swoich lokali?

W moim przekonaniu nie będzie żadnych masowych protestów przedsiębiorców, z uwagi na naturę tego zawodu. Są dwa problemy. Pierwszy to jest problem taki mentalny, którzy mają przedsiębiorcy, a mianowicie - głównym motywatorem działania wszelkich przedsiębiorców, wbrew pozorom, nie jest zysk, tylko lęk przed stratą. I to jest pierwszy motywator, który we wszystkich badaniach w Polsce i na świecie wychodzi. A drugi, to jest powiązanie tarcz finansowych i pomocowych, rządowych, z przestrzeganiem prawa. Więc bardzo wątpię, czy jakikolwiek przedsiębiorca będzie ryzykował utratę możliwości otrzymania pomocy rządowej poprzez akt nieposłuszeństwa obywatelskiego.

Bo jeśli złamie prawo, to będzie musiał oddać pieniądze, które wcześniej dostał w ramach tarczy finansowej, rzeczywiście.

To jedno. No i piętnastego rusza ta druga tarcza, PFR-owska, która te 50 sektorów dotkniętych w tej chwili pandemią raczej ogarnie. I raczej pomoże tym sektorom, może nie utrzymać sprzedaż z lat poprzednich, ale przetrwać ten trudny okres. I to uważam, że to jest fair. Pytanie natomiast, ile to wszystko potrwa.

No właśnie. Ile to wszystko potrwa? Wg niemieckich gazet, kanclerz Angela Merkel miała mówić na wewnętrznym, partyjnym spotkaniu, że tak naprawdę, to do Wielkanocy może potrwać lockdown niemiecki. U nas słyszymy ministra zdrowia, który mówi, że po pierwszym lutego raczej nie ma co liczyć na to, że jakieś wielkie odmrażanie nastąpi.

No, to jest jeden z najbardziej fałszywych mitów, jakim kierują się polscy rządzący, którzy uważają, że jesteśmy bogatym krajem Europy Zachodniej. Tak jakby uwierzyli trochę we własną propagandę. W rzeczywistości dwa lata lockdownu w Niemczech, to jest jakiś zadraśnięcie. I trudne jest to dla nich ekonomicznie, ale do przeżycia bez większych strat. Natomiast dwa lata lockdownu dla nas to jest obniżenie poziomu życia Polaków i PKB o prawie 30 proc.

No tak, pan pisze do premiera o tym, że nie stać nas lockdown, tak jak Niemiec np. które są dużo bogatsze. Ok, Niemcy są bogatsze od nas, bez wątpienia. Ale Czechy, Słowacja, Węgry też zdecydowały się na ten krok zamrażający gospodarkę. Ten krok, który pan nazywa krokiem zabójczym. Wszyscy są samobójcami w Europie?

Nie wszyscy są samobójcami w Europie. Jeżeli ich na to stać, to niech tak postępują. My mieliśmy własną drogę. Rząd Polski ogłosił bardzo dobry program "100 dni solidarności" w dobie pandemii, pod koniec listopada. Było to uczciwe, fair, wszyscy wiedzieli, czego można się spodziewać. Po czym bez słowa po prostu i wytłumaczenia porzucił ten program na rzecz pełnego lockdownu. W tej chwili, gdyby tamten program przestrzegać, cała Polska byłaby w żółtej strefie, z wybranymi powiatami w strefie czerwonej. Tamten program wcale nie zakładał, że musimy tylko rozmrażać gospodarkę, ale możemy się również cofnąć, jeżeli ilość zakażeń wzrośnie. W tej chwili ilości zakażeń właśnie jest taka, że powinna być ta żółta strefa. Natomiast to, co w tej chwili dzieje i to, co minister Niedzielski ogłasza, bez podawania zresztą żadnych argumentów, co jest szczególnie oburzające, bo zachowuje się jak papież, który głosi prawdy wiary, natomiast niestety, przynajmniej u nas w związku wierzymy panu Bogu, a pozostali proszeni są o pokazanie jakichś dowodów.

To o dowodach rozmawiajmy. Bo wasz związek w swoich komunikatach pisze m.in. tak: "utrzymywanie ograniczeń będzie się wiązało z ryzykiem realnego kryzysu i fali bankructw, obejmujących niemal wszystkie sektory gospodarki". Panie prezesie, czy macie prognozy, analizy, dokumenty, które mówią dokładnie o tym, jaka może być skala bankructw w Polsce, tych spowodowanych przez pandemię?

Mamy rozmowy z naszymi członkami. Wielu członków naszych, którzy zajmują się produkcją, mówią, że utrzymują mniej więcej zatrudnienie bez uzasadnienia ekonomicznego. Jakieś 20 proc. większe, niż to było potrzebne.

Tak, ale czy macie twarde dane, które pokazują, jak to będzie wyglądało, np. w tym roku?

Liczą na to, że w jakiejś rozsądnej perspektywie wróci normalne, czy w miarę normalne życie, jakie może być w pandemii. Natomiast czas się liczy w tygodniach, nie w miesiącach. Nie wiem, weźmy produkcję kurczaków. Ktoś na fermie produkuje kurczaki, ktoś je tam dalej odbiera, przetwarza, itd. Jeżeli nie jest czynny ten cały sektor HoReCa, czyli hotele, restauracje i catering, to znaczna część tej produkcji po prostu nie będzie miała odbiorców. I nikt naprawdę, proszę mi uwierzyć, nie będzie trzymał w przetwórniach czy na fermach, czy w całym tym łańcuchu 20 czy 30 proc. więcej ludzi. Jeżeli w ciągu kilku tygodni - czas rządu liczy się w tygodniach - nie nastąpi odmrożenie gospodarki w reżimie DDM (dezynfekcja, dystans, maseczki - red.), co cały czas podkreślamy, a polski biznes nauczył się w ramach tych reżimów sanitarnych pracować, to dojdzie do zerwania tych łańcuchów dostaw. To się wszystko porwie i po prostu z dnia na dzień rząd może obudzić się nie z ręką w nocniku, tylko z ręką w szambie, z dwudziestoprocentowym bezrobociem. Polska już raz tę tragedię przerabiała.

Słyszy pan premiera Morawieckiego, słyszy pan wicepremiera Gowina, ministra rozwoju, słyszy pan ministra Kościńskiego, którzy powtarzają, że recesja w Polsce będzie jedną z najpłytszych w Unii Europejskiej. Oni prowadzą nas na skraj przepaści, nie wiedząc tego?

Ponieważ oni patrzą na gospodarkę przez pryzmat tych 50 branż, które w tej chwili podlegają lockdownowi. Te branże nie są istotne gospodarczo, z całym szacunkiem dla nich, ale onie nie stanowią dużego udziału w PKB, ani nie stanowią dużego udziału w zatrudnieniu Polaków. I dlatego te cyfry, które oni widzą tak radują ich serca, że to jest tak wszystko pięknie i wspaniale, i polskiej gospodarce, mimo lockdownu, nic się dzieje. Problem tylko jest jeden. Jeżeli się zerwą te łańcuchy dostaw, jak o tym wcześniej mówiłem, to się przeniesie wszystko na produkcję. I wtedy to pójdzie błyskawicznie, i wtedy uśmiech niektórym politykom z ust zejdzie. I przestaną opowiadać bajki o tym, jak my się świetnie mamy. Bo póki co rzeczywiście Polska radzi sobie dobrze. Tylko w Polsce lockdownem nie zostały dotknięte istotne gałęzie gospodarki. No umówmy się, że jakaś, ja nie chcę wymieniać, bo zaraz jakiś hejt się otworzy, ale część z tych 50 branż, które podlegają lockdownowi, to są takie symboliczne. Ich udział nawet pewnie trudno w PKB zmierzyć GUS-owi w ogóle, i wyrazić w liczbach, tak? To są branże w tej chwili nieistotne. Natomiast jak się przeniesie to na produkcję, no to wtedy zacznie się bal. I zobaczymy wtedy, co będzie.