Sojusznik poszedł po rozum do głowy. Chodzi o 300 dolarów, jakie mieli płacić Polacy za to, że w terminie nie mogą opuścić terytorium Stanów Zjednoczonych. Co więcej nie z własnej winy. Popiół wulkaniczny, który sparaliżował ruch nad Europą wpędził w kłopoty rodaków, którym kończy się wiza lub też termin legalnego pobytu.

Zgodnie z amerykańskimi przepisami każdy, kto zamierza pozostać dłużej niż zezwalają przepisy, musi wypisać specjalny wniosek 45 dni przed planowanym wylotem i zapłacić 300 dolarów. Kto jednak wiedział, że wybuchnie wulkan? Na szczęście zareagowała Ambasada RP w Waszyngtonie. Protest wysłała też Unia Europejska. I jak się okazuje pod naciskiem to, co było niemożliwe, okazało się realne. W ciągu kilku godzin Amerykanie opamiętali się i znieśli opłatę. Unieważnili też kuriozalny zapis o 45 dniach na rozpatrzenie wniosku. Polacy odetchnęli z ulgą, bo przekroczenie terminu pobytu oznaczało kłopoty z kolejnym wjazdem na terytorium USA. Amerykanie wprowadzili też dodatkowe udogodnienia. Nie trzeba wypisywać wniosków o przedłużenie pobytu, a wystarczy zaświadczenie o odwołanym locie, które wydaje linia lotnicza. Urząd Imigracyjny pozwala pozostać Polakom przez kolejnych 30 dni.