Popękane autostrady to efekt pośpiechu wykonawców. Pośpiechu wymuszanego przez Generalną Dyrekcję Dróg, która stara się zrealizować obietnice polityków. Niestety, to musiało się tak skończyć. Zamiast pełnowartościowych autostrad możemy mieć produkty autostradopodobne, które w dodatku po mistrzostwach trzeba będzie albo wykańczać, albo od razu remontować. Co ciekawe, mogą one nawet nie być przejezdne na Euro.

Wydawało się, że wykonawcy naprawdę mogą zdążyć, że drogi będą przejezdne. Że może pojedziemy po jednym pasie, ale dojedziemy na stadiony przygotowane na Euro 2012.

Niestety, pośpiech zbiera żniwo. Nie da się prowadzić prac w tak szalonym tempie, utrzymując jednocześnie wysoką jakość. Nawet, jeśli technologicznie jest to możliwe, jeśli są firmy, które potrafią to robić, to akurat nie one budują drogi w Polsce. Wybudowanie drogi za jak najmniejszą cenę, w najwyższej jakości i najkrótszym czasie - tego jednak nie da się pogodzić.

Szkoda, że ministrowie nas oszukali. Szkoda, że Jerzy Polaczek z PiS obiecał tysiące kilometrów nowych dróg. Żałuję, że Cezary Grabarczyk uparcie twierdził, że wybudujemy te drogi, że na 100 procent będą gotowe na euro. Szkoda, że Sławomir Nowak od początku upierał się, że trasy będą przejezdne.

Lepiej było wyjść i powiedzieć: Nie będzie tych autostrad na euro, bo zależy nam na jakości. Nie będziemy się ścigać z czasem, bo autostrady - skoro wreszcie je budujemy - mają być trwałe i bezpieczne. I nie za drogie.

No ale do tego trzeba mieć jaja. Polityczne.