To był historyczny Wimbledon - czy to się komuś podoba, czy nie. My osiągnęliśmy za sprawą Jerzego Janowicza i Łukasza Kubota najlepszy wynik w historii, a Brytyjczycy zakończyli 77-letnie oczekiwanie na zwycięstwo. Nie brakowało wielkich sensacji i było naprawdę ciekawie.

Już pierwszy tydzień rywalizacji pokazał, że to na pewno będzie wyjątkowy Wimbledon. Te niezliczone nieudane poślizgi i wywrotki gwiazd - prawdziwy pogrom. Udało się nawet ustanowić rekord kreczy i wycofań z turnieju w ciągu jednego dnia. Szybko odpadł Rafael Nadal, który przegrał ze Stevem Darcisem. Co z tego, skoro bohaterowi Belgów następny mecz nie wyszedł i Łukasz Kubot bez gry znalazł się w trzeciej rundzie. Oczywiście pozostaje pytanie, czy zwycięzca z Paryża Nadal był w tak słabej formie, czy też po prostu był zmęczony i nie chciał tego ciągnąć.

Jeśli jednak Nadal nie jest specem od trawy, to co powiedzieć o Rogerze Federerze. Jego ograł Siergiej Stachowski (też odpadł w kolejnej rundzie) i okazało się, że Król Wimbledonu jest nagi... Czy jeszcze wróci na szczyt? Mówi, że wróci... Zobaczymy. Eksperci ze świata zachłyśnięci niezliczoną liczbą niespodzianek w męskim turnieju dopiero w ćwierćfinale się ocknęli, kiedy okazało się, że zamiast walki o półfinał Federer-Nadal mamy mecz Jerzy Janowicz vs Kubot.

Znów historia tyle, że lokalna, polska, ale jakże wspaniała. Podobnie jak półfinał zmęczonego już "Jerzyka" z Andym Murrayem, który koniec końców wygrał i wreszcie można odpuścić gwieździe sprzed lat Fredowi Perry'emu. Podobnie my przed rokiem odpuściliśmy naszej ostatniej finalistce Wielkiego Szlema Jadwidze Jędrzejowskiej, kiedy jej wynik powtórzyła Agnieszka Radwańska.

Mamy lekki niedosyt związany z jej występem, ale Isia potwierdziła, że należy do światowej czołówki. W przeciwieństwie do kontuzjowanej Wiktorii Azarenki i Marii Szrapowej oraz Sereny Willims, które chciałoby się powiedzieć po prostu przegrały, doszła do półfinału. Zresztą jakiego półfinału? Z Sabine Lisicki. W drugiej parze Marion Bartoli i Kirsten Flipkens. Żarty? Wcale nie - taki był ten Wimbledon. Zupełnie nieprzewidywalny. Nieprzewidywalne wyniki, nieprzewidywalna jakaś wyjątkowo śliska trawa.

To wszystko wykorzystali nieprzewidywalni Polacy. Mieli i formę, i szczęście, które wykorzystali najlepiej jak potrafili. Teraz trzeba potwierdzić, że nie było to dziełem przypadku - to szczególnie zadanie dla Janowicza, bo Kubot, który niebawem będzie się zbliżał do końca kariery chyba ma przeczucie, że rozegrał turniej życia. Łodzianin ten wynik może jeszcze przebić i to wiele razy. Ma na to bardzo dużo czasu.