38-letni David Beckham postanowił powiedzieć dość. Po sezonie kończy długą, obfitującą w sukcesy i ogromne pieniądze karierę. Trzeba Anglikowi przyznać, że sprytnie pokierował swoją karierą. No i - co nie jest mniej ważne - skończy przygodę z piłką niemal równocześnie z sir Alexem Fergusonem, który wprowadzał go do wielkiej piłki.

To cudowne pokolenie z Manchesteru jest całkiem żywotne. Paul Scholes już raz ogłaszał koniec kariery, by jeszcze na boisko wrócić. Teraz żegna się już ostatecznie. Ryan Giggs bije klubowe rekordy i chyba jeszcze trochę za piłką pobiega. Obaj grali tylko w Manchesterze. Beckham wybrał drogę obieżyświata. Po 10 latach spędzonych w drużynie "Czerwonych Diabłów" trafił do galaktycznego Realu Madryt. Kiedy zdecydował się na wyjazd do amerykańskiej ligi MLS wydawało się, że decyduje się na piłkarską prowincję (oczywiście sportową, a nie finansową). W Los Angeles Galaxy spędził kolejnych kilka lat, by dwukrotnie na kilka miesięcy przenosić do AC Milanu. Karierę postanowił skończył w Paryżu. Może jego udział w sukcesach nie był zbyt duży, ale klub po 19 latach odzyskał mistrzostwo. Teraz "Becks" może spokojnie pożegnać się z kibicami.

Madryt-Los Angeles-Mediolan-Paryż. Beckham grał tylko w wielkich miastach i pewnie nie do końca przypadkowo były to ulubione miejsca kreatorów mody czy filmowców. Piłkarz od lat związany z Victorią Beckham tworzy chyba jedną z najciekawszych par show-biznesu, ale oszczędza bulwarowej prasie okazji do wielu plotek. Wróż profesjonalizmu, ze świetnym dośrodkowaniem. To chyba najkrótsza charakterystyka angielskiego gwiazdora.

Oczywiście do znudzenia można by przypominać jego najwspanialsze bramki, asysty, zagrania. Jak choćby wspominany od lat finał Ligi Mistrzów z 1999 roku (Manchester United pokonał Bayern Monachium).

Jest w tym jakiś symbolizm, że 38-letni Becks postanowił zakończyć karierę w tym samym momencie co jego mentor z Manchesteru United sir Alex Ferguson. Jeśli niedługo angielskie media będą pisały o tym, że w angielskiej piłce kończy się pewna era, to będą miały rację. Bo Ferguson i Beckham to postaci, obok których ciężko przejść obojętnie.