Powoływałem się wczoraj na słowa Ivana Miljkovicia, który mówił o tym, jak ważna w zwycięstwie jest wiara i determinacja. Dziś jego słowa potwierdzili Polacy.

Biało-czerwoni zagrali o niebo lepiej niż z Włochami. Nie było śladu po chimerycznej grze w sobotnim meczu. Były za to atomowe zagrywki Kuby Jarosza, dobre ataki Bartka Kurka czy Michała Kubiaka, bezbłędne przyjęcie Krzysztofa Ignaczaka oraz udane zmiany Piotra Gruszki i Grzegorza Kosoka.

Rosjanie potwierdzili, że o trzecie miejsce nie chce im się grać. Tak było dwa lata temu w Izmirze i teraz w Wiedniu. To jednak nie nasz kłopot i w żadnej mierze rozkojarzeniem Sbornej nie można umniejszać sukcesu Polaków. Andrea Anastasi stworzył fajną, chętną do pracy grupę, która chce i potrafi osiągać sukcesy. Dwa brązowe medale w ciągu dwóch miesięcy to naprawdę dobry wynik! Ba, tak dobrego nasza męska siatkówka nigdy nie miała.

Co więcej, po raz pierwszy w historii pokonaliśmy Rosję w mistrzostwach Europy. Ostatnie zwycięstwo odnieśliśmy bowiem jeszcze w czasach ZSRR. A przecież co jak co, ale utarcie nosa zawsze pewnym siebie Rosjanom polskich kibiców cieszy jeszcze bardziej niż inny siatkarski sukces.