Agnieszka Radwańska i Grzegorz Panfil powalczą z Francuzami: Jo-Wilfriedem Tsongą i Alize Cornet w finale Pucharu Hopmana – nieoficjalnych mistrzostw świata par mieszanych. Czy w Perth jest szansa na sukces?

Kiedy zgłaszano polski zespół do Pucharu Hopmana, kibice byli pełni optymizmu. W składzie znaleźli się Agnieszka Radwańska i Jerzy Janowicz. Ostatecznie łodzianin z powodu kontuzji do Perth nie pojechał i zaczęło się poszukiwanie partnera dla Radwańskiej. Wybór padł ostatecznie na Grzegorza Panfila. Kibice tenisa w Polsce na pewno go znają, ale powiedzieć trzeba sobie szczerze - o zbyt wielu sukcesach Panfila nie słyszeliśmy.

Kiedy pewnie część fanów na Puchar Hopmana machnęło ręką okazało się, że można walczyć. Panfil pokonał Włocha Andreę Seppiego i Milosa Raonicia z Kanady. To były ważne punkty. Nie poradził sobie tylko z Australijczykiem Bernardem Tomiciem. Radwańska wygrała w singlu wszystkie trzy spotkania. Nasza para w mikście też ma na koncie dwa zwycięstwa. Dobre wyniki zostały nagrodzone - gramy w finale.

Teraz poprzeczka zawieszone jest wysoko. O ile Radwańska w singlu powinna sobie poradzić, bo zagra z dobrą znajomą jeszcze z czasów juniorskich Alize Cornet, która w Perth przegrała już dwa pojedynki, to już kolejne mecze będą ciężkie. Panfil po raz pierwszy w karierze zmierzy się z zawodnikiem z czołowej "10" rankingu Jo-Wilfriedem Tsongą. Czy Polaka stać na kolejną niespodziankę? Pewnie tak, ale będzie musiał naprawdę się napracować. Na koniec rywalizacji jeszcze mikst. Tu też nie będzie lekko. Bo Francuzi wygrali w Australii już trzy takie pojedynku.

Nie ukrywam, że szczególnie trzymam dziś kciuki za Panfila. Radwańska przyzwyczaiła już i siebie i nas do wygrywania. Z kolei tenisista z Ustronia ma szansę na wielki sukces. To na razie bez wątpienia najwspanialsza przygoda w jego tenisowej karierze. Oby zakończyła się sukcesem.