Mariusz Sordyl, w przeszłości siatkarz, a dziś trener. Pracował w Polsce i Rumunii by w końcu zakotwiczyć w katarskim Al-Ahli i poczyna sobie całkiem dobrze. Zapewnia, że jest zadowolony, a to chyba najważniejsze. Trener nie ukrywa jednak, że marzeniem jest jednak praca w Europie. Na razie jednak wspiera biało-czerwonych szczypiornistów. Wczoraj dopingował ich z trybun, a dziś rano znalazł chwilkę, żeby się ze mną spotkać.

Patryk Serwański, RMF FM: Z jakimi problemami wiąże się praca w Katarze? Dla trenera siatkówki to idealne miejsce czy też piętrzą się różne trudności?

Mariusz Sordyl: Oj, od razu startujemy z problemami. Nie ma miejsca, które byłoby ich pozbawione. Ja jednak zwracam uwagę na to co fajne, pozytywne. Bez tego mógłbym zwariować. Na pewno jest mnóstwo pozytywnych elementów pracy w Dausze, są i te gorsze. Poziom ligi nie jest wysoki, ale najlepszy w rejonie Zatoki Perskiej. Tu już gra się w siatkówkę. Marzeniem jest praca w Europie, ale skoro nie znalazłem do końca swojego miejsca to jestem zadowolony, że tu mogę się rozwijać. Jest to wyzwanie, by przekonać zawodników do swojej koncepcji. Łatwo nie jest, ale można do tego doprowadzić. Oczywiście nie można myśleć, że już "kupiłem" swoich zawodników, bo oni za chwilę pójdą jednak swoją drogą. To wszystko wymaga gimnastyki, ale nasza nić porozumienia jest bardzo fajna. Odczuwa satysfakcję z tego co tutaj robię.

Trzeba pilnować zawodników na treningach? Pracują solidnie, czy lubią się polenić?

Różnica pomiędzy pierwszą i ostatnią drużyną w tabeli jest duża - w kwestiach organizacyjnych i w podejściu zawodników. Może w słabszych zespołach jest to problem, ale w tych najlepszych nie stanowi to przeszkody. Ja mam o tyle szczęście, że w moim klubie wcześniej też pracował Europejczyk. Zawodnicy są przyzwyczajeni do jakiegoś rygoru, solidnego treningu, pracy na niezłym poziomie. Oczywiście zdarzają się trudne sytuacje, ale rzadko. O ile w poprzednim sezonie z tym walczyłem to teraz bardziej staram się ich zrozumieć. Myślę, że dziś mam komfort pracy. Oczywiście są różne ograniczenia - techniczne, w używaniu hali na przykład, ale wszystko realizujemy.

Ma pan w drużynie kogoś, kogo może pan polecić do Plus Ligi?

Oczywiście, że jest, ale nie polecę go, bo to mój najlepszy zawodnik i bez niego miałbym problem. W ogóle wszystkie kwestie transferowe są tu bardzo trudne. Mogę mieć tylko jednego zawodnika profesjonalnego. Do tego trzech rezydentów, obcokrajowców. Reszta to zawodnicy "o statusie Katarczyka". Najczęściej nie są to Katarczycy, tylko ludzie urodzeni w Katarze, albo tacy którzy o prostu tu mieszkają.

A gdyby pański klub "wmontować" do polskiej ligi to o co mógłby walczyć?

W tym roku bardzo słabo to widzę. Dla nas to ciężki sezon. Sześciu zawodników oddaliśmy do innych klubów. Mamy niski budżet, to taki rok na przetrwanie. Mimo to radzimy sobie bardzo dobrze. W wyjściowym składzie grają jednak zawodnicy, którzy dotychczas byli przeważnie rezerwowymi. Na pewno w Polsce bylibyśmy bliżej końca tabeli. Od nowego sezonu mamy mieć lepsze zabezpieczenie finansowe, wrócą wypożyczeni zawodnicy. Może wtedy dałoby się walczyć o coś więcej niż utrzymanie.

W Katarze działa na miejscowych to, że jest pan z kraju aktualnych mistrzów świata?

Ciężko powiedzieć. Na pewno mam wypracowany jakiś autorytet. Pytanie czy to kwestia tego skąd pochodzę, czy też może mojego charakteru. Nie chcę oceniać. Na jedenastu trenerów w lidze mamy teraz czterech szkoleniowców z Europy. Chciałbym, żeby to się zmieniało. Tacy trenerzy wprowadzają świeżość, rygor i dają szansę na rozwój siatkówki w Katarze.

Dauha daje duże możliwości oglądania gwiazd wielu dyscyplin sportu. Korzysta pan z tego?

Bardzo dużo jest wydarzeń sportowych na wyciągnięcie ręki i grzechem byłoby nie korzystać. Na przykład niedawny mecz o piłkarski Superpuchar Włoch. Jeśli jest to naprawdę duże wydarzenie to może być kłopot z biletami, ale często można godzinę przed meczem zdecydować się na pójście na mecz tenisa z Novakiem Djokoviciem czy Rafaelem Nadalem i bilety będą. W Dausze jest spora grupa Polaków i nastawiamy się też na dopingowanie naszych szczypiornistów do ich ostatniego meczu.

Co w Dausze w codziennym życiu jest najbardziej frustrujące?

Ja zawsze szukam tego, co pozytywne. Jeśli szukałbym tych złych aspektów myślałbym tylko o wyjeździe. Dużo mówi się korkach, ale tak naprawdę jeździ się dość płynnie, choć w centrum można troch odstać na światłach. Klimat jest bardzo atrakcyjny. Jest styczeń, a za oknem 22 stopnie. Ja czuję się tu bardzo dobrze, mimo niedogodności, które można znaleźć wszędzie - w Olsztynie, Nowym Jorku czy w Dausze.