Johannesburg swoje powstanie zawdzięcza złotu. Tak słyszałem, tak czytałem - postanowiłem sprawdzić...

Poszedłem zatem do Gold Reef - kopalni muzeum. To była pierwsza kopalnia w Joburgu. Najpierw grupa turystów zamykana jest w sali kinowej. Mniej więcej dwudziestominutowy film wprowadza nas w klimat gorączki złota. Nie jest to nudny, przydługi dokument tylko pomysłowo zrobiony film o narodzinach Johennesbura - a więc o odkryciu złota na pustkowiu (bo kiedyś było to pustkowie). Dopiero odkrycie złota zmieniło wszystko diametralnie. Miasto zaczęło się rozwijać w ogromnym tempie. Było bogate i piękne. Ale nic.. film się kończy, czas zjechać nad dół.

Po otrzymaniu gustownego ochronnego hełmu zjeżdżamy ponad 200 metrów w głąb ziemi. Ściśnięci w windzie jak sardynki - górnicy też tak jeździli. Na dole możemy obejrzeć jak odpompowywano wodę, jak transportowano kruszec, gdzie górnicy szykowali się do pracy, jak używali dynamitu (obeszło się bez wybuchów) i jak wyglądało wyjście ewakuacyjne. Kopalnia jest o wiele głębsza - ma ponad 2000 metrów. My jesteśmy właściwie tuż pod powierzchnią - skromne 200 metrów przy 2000 nie robi wrażenia.

Wycieczka po chłodnej, ciemnej i momentami nieco klaustrofobicznej kopalni trwa godzinę. Wrażenie całkiem niezłe, choć podobne do tych z Wieliczki. Może we wszystkich kopalniach jest tak samo...

W rozmowie z jedną ze współuczestniczek wycieczki poruszyliśmy temat przeszłości. I dopiero kiedy człowiek się zastanowi, w jakich warunkach pracowali tam ludzie, zanim w sukurs przyszła im technologia, to dopiero wtedy wizyta w kopalni daje do myślenia. Korytarze, po których chodziliśmy, ktoś przed laty musiał wykuć, ktoś szukał tam złota, ktoś transportował je na powierzchnię. W takim muzeum naprawdę czuć przeszłość.