Mija 90 lat od pierwszego w historii meczu piłkarskiej reprezentacji Polski - nazywanej wtedy "reprezentatywką". W debiucie 18 grudnia 1921 roku zagraliśmy w Budapeszcie z Węgrami i przegraliśmy 0:1, co trzeba uznać za wynik przyzwoity, bo Węgrzy byli już wtedy europejską czołówką.

Biało-czerwonych poprowadził w tamtym pojedynku... Węgier Imre Pozsonyi. W kadrze znaleźli się w przeważającej większości piłkarze Cracovii (trenowanej przez Pozsonyi'ego). Oprócz tego także zawodnicy Warty Poznań, Polonii Warszawa i Pogoni Lwów. Zagraliśmy w następującym składzie: Jan Loth - Ludwik Gintel, Artur Marczewski - Zdzisław Styczeń, Stanisław Cikowski, Tadeusz Synowiec - Stanisław Mielech, Wacław Kuchar, Marian Einbacher, Leon Sperling - Józef Kałuża.

Dla nas był to mecz historyczny, dla Węgrów jeden z wielu. W tamtejszych monografiach poświęconych historii futbolu nie znajdziemy zbyt wielu informacji o tamtym spotkaniu. Nic dziwnego. Dla tamtejszej reprezentacji był to 80. mecz w historii, dla nas wejście na europejskie salony. Spotkanie obejrzało zaledwie 8 tysięcy fanów. Normalnie nasi bratankowie grali przy kilkakrotnie większej publice. Być może część kibiców zniechęciła fatalna tego dnia pogoda.

Warto sobie uzmysłowić, że mecz rozegraliśmy zaledwie 9 miesięcy po podpisaniu z Rosją Traktatu Ryskiego. Nieuregulowana była ciągle kwestia przynależności Śląska, ba, dopiero w kwietniu 1922 roku do Polski została dołączona Litwa Środkowa wraz z Wilnem.

Mecz z Węgrami odbywał się zatem w momencie ważnych wydarzeń militarnych i politycznych. Nasze stosunki z sąsiadami trudno było uznać za dobre. W takim momencie piłka nożna nie była sprawą priorytetową. Nic dziwnego, że nie było u nas ani zbyt wielu piłkarzy, ani zbyt wielu klubów. Przed wyjazdem na Węgry sztab reprezentacji przetestował około 30 graczy i był to właściwie przegląd całych sił polskiego piłkarstwa. Ostatecznie do Budapesztu pojechało 13 zawodników i... dwóch kibiców (Byli to, ówczesny mistrz Polski w tenisie, Edward Kleinadel i prof. Wacław Babulski) i kilku działaczy. Ważną rolę w tworzeniu tamtego zespołu odegrał ówczesny szef Wydziału Gier PZPN Józef Szkolnikowski - można go uznać za pierwszego selekcjonera kadry, bo to on do spółki z trenerem Pozsonyim wybrał szczęśliwą 13. Do Budapesztu jednak nie pojechał z powodu obowiązków w armii (był oficerem). Szczupłość kadry trzeba także tłumaczyć względami finansowymi. Piłkarze jechali do węgierskiej stolicy pociągiem w wagonie III klasy. Podróż trwała 36 godzin.

O samym meczu nie chciałbym się rozpisywać. Przytoczę jedynie dwa fragmenty wspomnień. Tak padł jedyny gol dla węgierskiej ekipy: "W 18. minucie Wiener centruje, robi się tłok pod bramką polską, z którego korzysta Szabo, strzelając po wyminięciu Marczewskiego z bliskiej odległości. Loth piłkę dosięgnął, strzał wszakże był za silny i ugrzązł w siatce."

Kilka minut później mogliśmy wyrównać. Świetną okazję miał Wacław Kuchar, ale... "Widzę wyraźnie jakby to było wczoraj. Wcek Kuchar łapie piłkę biegnąc z nią pod bramkę. Bramkarz wybiega, rzuca się mu pod nogi. Jednak piłki nie chwyta. Dostaje jednak od rozpędzonego Kuchara, prawdopodobnie w głowę, bo leży bez ruchu. Piłka obok. Sędzia nie odgwizduje. Kuchar, miast posłać piłkę do pustej bramki, zostawią ją nietkniętą i podnosi omdlałego bramkarza. Nadbiega obrońca, wykopuje piłkę na aut i wtedy dopiero sędzia przerywa piłkę gwizdkiem" - pisał jeden z kibiców. Wielu obserwatorów uznaje tą akcję za jedyną polską szansę na gola - jednak Kuchar wykazał się wspaniałą postawą fair-play - można to nawet uznać za jedno z najważniejszych tego typu wydarzeń w historii naszego futbolu.

Wynik spotkania nie odzwierciedlił różnicy klas jaka w tamtym czasie dzieliła obie ekipy - twierdził 10 lat po rozegraniu spotkania Jerzy Szyszko-Bohusz. W "Stadionie" pisał: "Przyszłość dopiero pokazała, że fala optymizmu jaka wezbrała w Polsce po 18 grudnia, nie miała należytego pokrycia w rzeczywistych umiejętnościach naszych piłkarzy. Wynik nie odzwierciedlał stosunku sił obu drużyn. Był wypadkową nieprodukcyjności ataku Węgrów oraz umiejętności, brawury i szczęścia Lotha oraz wysokiej formy jednej z polskich drużyn, Cracovii, która stanowiła trzon reprezentacji..."

Tamto spotkanie rozpoczęło jednak wspaniałą historię polskiej piłki z występem na Mundialu w 1938 roku, olimpijskim złotem z Monachium, podium Mistrzostw Świata w 1974 i 1982 roku, czy wreszcie srebrze z Igrzysk w Barcelonie. A za pół roku to właśnie u nas i na Ukrainie odbędzie się Euro2012, a jedną z jego aren będzie Lwów - miasto, w którym rodziła się polska piłka.

A jak potoczyły się późniejsze losy piłkarzy, którzy zagrali w tamtym meczu?

Jan Loth, który w kadrze grał nie tylko jako bramkarz, ale także napastnik zmarł w 1933 roku w Otwocku z powodu gruźlicy. Marian Einbacher zginął w Oświęcimiu. Artur Marczewski w czasie wojny był w Łodzi administratorem zakładu z ramienia niemieckiego właściciela. Zaginął bez wieści po wkroczeniu Armii Czerwonej. Ludwik Gintel, z wykształcenia architekt, przeżył wojnę i wyjechał do Izraela, a w 1973 popełnił samobójstwo. Tadeusz Synowiec poświęcił się dziennikarstwu sportowemu (już podczas meczu z Węgrami pełnił jednocześnie rolę wysłannika Przeglądu Sportowego i kapitana naszego zespołu). Stanisław Cikowski został lekarzem, Zdzisław Styczeń architektem. Leon Sperling trafił do lwowskiego getta - został zastrzelony przez pijanego gestapowca. W trakcie wojny z powodu choroby zmarł także Józef Kałuża. Wacław Kuchar po wojnie był trenerem piłkarskiej reprezentacji, zaangażował się także w rozwój sekcji hokejowej Polonii Bytom. Stanisław Mielech publikował w Przeglądzie Sportowym i Życiu Warszawy, napisał także kilka książek poświęconych tematyce sportowej.

Powyższy tekst powstał w oparciu o książkę "Biało-Czerwoni" - drugi tom Encyklopedii Piłkarskiej Fuji pod redakcją Andrzeja Gowarzewskiego, wydaną w 1991 roku w Katowicach. Pochodzą z niej wszelkie cytowane teksty źródłowe. Lekturę polecam wszystkim fanom - znajdziecie tam dużo więcej informacji dotyczących nie tylko pojedynku z Węgrami, ale także całej przedwojennej historii naszej reprezentacji.