Obok tego budynku przejść obojętnie nie można. Futurystyczny, przypominający lodowiec gmach filharmonii w Szczecinie przyciąga spojrzenia i nagrody. W ubiegłym roku obiekt otrzymał nagrodę dla najlepszego budynku w całej Unii Europejskiej. W cyklu Twoje Niezwykłe Miejsce zabieramy Was dziś na wycieczkę po zakamarkach filharmonii.

Budynek odwiedzają nie tylko melomani, ale też wielbiciele architektury. Organizowane są wycieczki po przestrzeniach filharmonii. Na trasie leży śnieżnobiały hol z charakterystycznymi spiralnymi schodami, sala kameralna i złota sala symfoniczna, ze względu na kolor ścian nazywana również Salą Słoneczną. Na widowni zasiąść tu może ponad 950 osób. Akustyka chwalona jest przez muzyków z całego świata.

Zaprojektowany przez hiszpańskich architektów budynek kryje w sobie znacznie więcej, niż widzowie oglądają przychodząc na koncert. Pierwsza niespodzianka kryje się za ich plecami. Kompletne ciemności skrywają nagromadzony sprzęt.

To miejsce to reżyserka światła i reżyserka dźwięku. To centrum sterowania naszymi wydarzeniami. Tu inżynier może dowolnie sterować całym oświetleniem sceny. To stąd dawany jest artystom sygnał na wejście i sygnał na zejście ze sceny. Stąd też wyświetlane są projekcje. Mamy tu oprócz mikserów i konsolet także projektor filmowy. W reżyserce wszystkie spektakle są również rejestrowane. Myślę, że widzowie nawet nie wiedzą, co się dzieje tuż za ich plecami, a dzieje się naprawdę wiele - mówi Ewa Porada-Spieszny, zastępca dyrektora filharmonii.

Miejscem, do którego melomani wstępu nie mają są też kulisy. Położone są tuż za salą symfoniczną. Pomieszczenie również utrzymane w kontrastowej do reszty budynku czerni.

To tutaj kumulują się emocje. Tutaj muzycy czekają na koncert. Miejsce jest czarne, ale nie można powiedzieć, że nie jest miłe. Mamy tu stoliki, miękkie kanapy, gdzie te emocje mogą trochę wsiąknąć. Mamy też coś co wygląda trochę jak pięciolinia, a jest wieszakiem na instrumenty. Są na nim różne haczyki, dostosowane do różnych instrumentów. Te bardziej wymyślne to wieszaki na skrzypce, instrumenty dęte zatyka się na inne uchwyty - opowiada dyrektor filharmonii Dorota Serwa.

Kulisy kryją też długi ciąg szafek. To tam jest miejsce na instrumenty, których na wieszak odłożyć się nie da. Za czarnymi drzwiami leżą m.in. kontrabasy. W kulisach stoi też szafa inspicjenta.

To tutaj organizator koncertu wydaje komunikaty "uwaga gotowość", to tutaj wypuszcza dzwonki, w zależności od tego ile minut nam do końca zostało. To co przekazuje artystom organizator pracy artystycznej słyszane jest nie tylko w garderobach, ale i u mnie w gabinecie - dodaje dyrektor Serwa.

Opuszczamy czarne zaplecze sali symfonicznej. Białymi korytarzami i po białych schodach udajemy się do miejsca, gdzie zaczyna się przygotowywanie każdego koncertu.

Okazuje się, że szczecińska filharmonia ma swoją bibliotekę. To biblioteka nut. Na półkach stoją grube segregatory. Każdy utwór muzyczny to po pierwsze partytura, czyli nuty, które dostaje dyrygent. Potem każda sekcja muzyczna ma swój zestaw nut. Wszystkiego pilnuje pani Matylda.

Tu mamy jeden z grubszych segregatorów. Pierwsza symfonia Brahmsa. Teczka zawiązana na kokardki, żeby nic się ze środka nie zgubiło i nie zniszczyło. Jeśli dany utwór był już grany przez naszą orkiestrę, nuty są osmyczkowane - opowiada pani Matylda.

Nad pięciolinią dopisane są symbole, które mówią skrzypkom i altowiolistom w którą stronę mają ruszać smyczkiem. Czy w dół, czy w górę.

Chodzi o to, żeby wszystko ładnie wyglądało na scenie. Jak państwo przychodzą na koncert, to widzą, że muzycy równo ruszają smyczkami. Jednocześnie w górę, lub w dół. Temu służą te symbole, nanoszone w trakcie prób. Opanowanie tego jest wbrew pozorom dość skomplikowane - mówi dyrektor Dorota Serwa.

Nuty z biblioteki nut są albo własnością filharmonii albo są wypożyczane. Nut się nie kseruje, muzycy grają z oryginalnych kompletów.

Tuż obok biblioteki nut mieści się fonoteka. To miejsce, gdzie muzycy mogą odsłuchać sobie koncertów, zarówno swoich wykonań, jak i nagrań, w których nie występują. W fonotece artyści mogą też dokształcić się na temat kompozytora, którego utwory mają grać lub epoki, z której dane dzieło pochodzi. Mają do dyspozycji też stanowiska komputerowe z podwójnymi klawiaturami. Jedna to zwykła klawiatura qwerty, druga to klawiatura fortepianu. Służy ona do wprowadzania do komputera zapisu nutowego. Muzycy mogą przepisać w ten sposób nuty, a nawet skomponować coś własnego.

Do swojego ulubionego miejsca w całym budynku zabiera nas pan Rafał. Schodzimy na najniższą kondygnację. Otwierając drzwi zaznacza, że tego nie będziemy się spodziewać. Rzeczywiście. W środku plątanina srebrnych przewodów. To kanały wentylacyjne. Jesteśmy w maszynowni wentylatorowni i klimatyzacji.

To tutaj przygotowujemy mieszankę powietrza podawaną potem w różne rejony budynku. Ustawiamy tu odpowiednią temperaturę i wilgotność powietrza. To bardzo ważne w takim budynku jak filharmonia, żeby instrumenty trzymały swoje walory akustyczne - opowiada pan Rafał.

Szybko okazuje się, dlaczego tak bardzo lubi to pomieszczenie. Wśród srebrnych izolacji telefon natychmiast traci zasięg.

Z samego dołu wspinamy się prawie na samą górę. Na przedostatniej kondygnacji, tuż obok pięknie podświetlonych kręconych schodów kolejne kompletnie czarne pomieszczenie. To salonik VIP.

Gościł tu m.in. prezydent Bronisław Komorowski, który otwierał budynek filharmonii. Pomieszczenie jest w negatywie do reszty budynku. Wszystko jest w środku czarne oprócz białych mebli - mówi Jakub Gibowski, rzecznik filharmonii.

VIP-y mogą zasiąść w białych, futurystycznych fotelach i przez trójkątne okno podglądać co dzieje się na sali symfonicznej.

Jest stąd dobry widok na muzyków i część widowni. Można oglądać występ, samemu będąc niezauważonym. Salonik VIP jest doskonale nagłośniony, a jednocześnie nikt na sali nie usłyszy naszych rozmów czy np. pokasływania - dodaje Jakub Gibowski.

(j.)