Kiedy prezydent światowej federacji siatkarskiej szykował paterę dla najbardziej wartościowego siatkarza mistrzostw świata, Bartosz Kurek spojrzał w kamerę, zasalutował, a później wskazał na swoich kolegów z drużyny i sztabu trenerskiego, jak gdyby chciał pokazać, że jego osobisty sukces to efekt wspólnej pracy. Chwilę później otrzymał nagrodę najbardziej wartościowego zawodnika mundialu. Cztery lata po tym, jak został wyrzucony z drużyny narodowej.

Ten moment, tuż przed rozpoczęciem siatkarskiego mundialu w Polsce chyba zapoczątkował jego problemy, choć cała seniorska kariera była sinusoidą. Ówczesny trener reprezentacji Stefan Antiga miał ogłosić skład na MŚ po Memoriale Huberta Jerzego Wagnera. Niespodziewanie zrobił to jeszcze przed pierwszym meczem turnieju. Jeszcze większym zaskoczeniem było skreślenie z kadry Bartosza Kurka, który od 2009 roku był podstawowym zawodnikiem reprezentacji.

Antiga tłumaczył wtedy, że zadecydowały względy czysto sportowe, ale do mediów przedostały się informacje o tym, że Kurek nie akceptował roli rezerwowego, podważał zdanie trenera i dlatego odpadł z drużyny na chwilę przed rozpoczęciem MŚ. Co czuł Kurek, kiedy jego koledzy wznosili mistrzowski puchar? To możemy sobie tylko wyobrazić.

Później był średnio udany sezon w Lube, powrót do Polski, konflikt z kibicami PGE Skry Bełchatów i propozycja gry w Japonii, którą Kurek przyjął. Problem w tym, że mimo podpisania kontraktu przyjmujący nie pojechał do Azji. Najpierw zwlekał z wyjazdem, potem wydał oświadczenie, że "wypalił się mentalnie" i potrzebuje przerwy od siatkówki. Nikt nie kwestionował jego decyzji, dopóki kilka dni później nie podpisał kontraktu z PGE Skrą Bełchatów. Kurek spotkał się wtedy z ogromną falą krytyki. Wtedy uważałam, że stracił swoją wiarygodność, bo co to za profesjonalista, który jednego dnia zrywa kontrakt tłumacząc to troską o swoje zdrowie, a drugiego dnia podpisuje nową umowę z innym klubem.

Kurek na to jednak nie zważał i po prostu grał. Wywalczył medal mistrzostw Polski i zdecydował się na kolejną sportową emigrację. Tym razem do Turcji, gdzie z Dawidem Konarskim stanowił polski duet w Ziraatcie Bankasi Ankara. Niestety, "Kuraś" doznał kontuzji stopy, która wykluczyła go z gry na długie miesiące. Pamiętam gdy relacjonowałam rozgrywki ligi tureckiej i zastanawiałam się czy Kurek w ogóle zostanie powołany do kadry.

Sprawa wygląda tak, że kontuzja, której doznałem, jest ciężka, przewlekła i jest następstwem wieloletniej gry praktycznie bez odpoczynku. Moja stopa wymaga teraz chwili wolnego i odpowiednio długiej rehabilitacji. Nie działa to niestety na moją korzyść, bo jesteśmy w środku sezonu, ale mam nadzieję, że jeszcze w tym roku pokażę się kibicom na parkietach - mówił w styczniu tego roku w wywiadzie dla PZPS. Problemów ze zdrowiem nie miał za to Dawid Konarski, który w niemal każdym meczu Ziraatu zdobywał po 20 punktów. I to on po sezonie był jednym z faworytów do pełnienia roli pierwszego atakującego w kadrze.

Pod koniec sezonu nominalny przyjmujący wrócił jednak do gry, ale droga do optymalnej formy była jeszcze długa. Po zmianie trenera reprezentacji Vital Heynen dał jednak Kurkowi kredyt zaufania. Zaprosił go na treningi kadry, konsekwentnie na niego stawiał.

A ja zachodziłam w głowę dlaczego Belg wciąż go wybiera, skoro w ostatnich sparingach MŚ, w meczach z Belgią Kurek raził nieskutecznością i skoro ma do dyspozycji takich zawodników jak Dawid Konarski czy Damian Schulz.

Heynen miał jednak plan. Nie wiemy jak wyglądały jego treningi, co zrobił, że niczym najlepszy jubiler wypolerował pozbawionego blasku złotego chłopaka polskiej siatkówki. Stało się jednak coś niesamowitego. Siatkarz, którego jeden zły atak, jeden blok potrafił podłamać psychicznie, na turnieju emanował pewnością siebie. W najtrudniejszych momentach gry brał na siebie ciężar gry w ataku i z niesamowitą precyzją i skutecznością kończył piłki. Nie ma przypadku w tym, że przy stanie 24:23 w meczu z Brazylią to do niego została rozegrana piłka. W takich momentach gra się do pewniaków.

Po jednym z niezwykle udanych meczów Kurka Vital Heynen powiedział dziennikarzom: Zbyt szybko skreślacie ludzi. Miał rację. Ja i wiele innych osób skreśliło Kurka. Mogę tylko powiedzieć: chapeau bas panie trenerze i przepraszam Bartoszu Kurku, że przestałam w Ciebie wierzyć.  

(ph)