To było późną wiosną. Jako człowiek z prowincji, starający się jakoś utrzymać opinię światowca, spotkałem się w Paryżu z Markiem Gładyszem, naszym bajecznym korespondentem i gawędziarzem w długim płaszczu. Plac przed triumfalnym łukiem prezydenta Mitteranda powoli sie wyludniał. Pojechaliśmy metrem na Pola Elizejskie. Nie wiedzieliśmy, że w tym samym czasie, na szótym piętrze pobliskiego wieżowca, Jerome Kerviel wciąż ślęczał przy komputerze. Przez cienki kabelek jego myszki na międzynarodowy rynek finansowy płynęły pieniądze, jakimi nie obracają budżety większości państw świata. Szło mu dobrze, zarobił kilka miliardów dla swojego banku Societe Generale i po cichu liczył, że dostanie za to świąteczną premię.

Skonsumowaliśmy z Markiem napoje, potem minęło lato i jesień, przed świętami giełdy zaczęły słabnąć i zyski na kontach Jerome`a zamieniły się w stratę.

Minął kolejny miesiąc i wieczorne hobby Kerviela wyszło na jaw. Dyrekcja Societe Generale postanowiła awaryjnie i po cichu skrócić pozycje, czyli sprzedać jego śmierdzące zakupy. Ceny na rynkach leciały na łeb na szyję i w zeszły poniedziałek z półtora miliarda euro strat, które spowodował samowolny Bretończyk, jego szefowie zrobili minus pięć. Dopiero wtedy bank ogłosił światu, że na szóstym piętrze od miesięcy działał genialny szkodnik - indywidualista.

Tak brzmi oficjalna wersja na temat pochodzenia największego manka świata. Rozmawiałem dziś z Markiem i mam wrażenie, że w nią nie wierzy. Ja też mam wątpliwości, ale jeśli wersja jest prawdziwa, to powinniśmy dziękować samotnemu maklerowi!

Już wyjaśniam dlaczego.

Rzucając na rynek w jeden dzień kontrakty nagromadzone przez Jerome`a przerażony wielki francuski bank nasilił panikę, która ogarnęła giełdy w pamiętny czarny poniedziałek. To w ten dzień wykresy cen akcji od Tokio przez Warszawę po nowy Jork przypominały przekrój trasy biegu zjazdowego, a George Soros grzmiał, że świat stoi u progu największego kryzysu gospodarczego od ostatniej wojny światowej.

Poruszona Amerykańska Rezerwa Federalna postanowiła uchronić giełdy przed zawałem. Po raz pierwszy od zamachów z 11 września na nadzwyczajnym posiedzeniu znacznie obniżyła stopy procentowe. Od tego czasu giełdy jakoś się trzymają i ucichły głosy wieszczące globalne załamanie.

Czy nie wynika z tego aby, że nieśmiały Bretończyk uratował przypadkowo świat przed kryzysem? Podziękujmy mu, bo może ocalił również nasze miejsca pracy (przynajmniej na jakiś czas).