Afera z podsłuchami, która znajduje kolejną odsłonę w aferze z ujawnieniem danych z prokuratorskiego śledztwa, zaczęła się od sławnej uczty ministra i prezesa w ekskluzywnej restauracji. Panowie popijali wtedy dobrym winem słynne już ośmiorniczki, a rachunek za konsumpcję musiał wynieść kilkaset złotych. Taka suma mogłaby poważnie podreperować budżet setek tysięcy polskich rodzin, o czym dobitnie świadczy nowy raport GUS o skrajnym ubóstwie w Polsce.

W dniu, w którym opinia publiczna skupiła uwagę na kolejnym przecieku z prokuratorskiego śledztwa, raport GUS przeszedł niemal niezauważony, a szkoda - bo każe się zastanowić dlaczego wzrost gospodarczy w Polsce nie przekłada się na poprawę bytu najbiedniejszych. Wedle wyliczeń Urzędu, mamy w Polsce dwa miliony osiemset tysięcy ludzi skrajnie ubogich i w zeszłym roku ich liczba wcale się nie zmniejszyła.

Od razu warto zaznaczyć, że zgodnie z polską definicją skrajne ubóstwo oznacza dochód na poziomie ponad 500 złotych miesięcznie w gospodarstwie jednoosobowym i około 350 złotych na głowę miesięcznie w czteroosobowej rodzinie. Inna, szerzej stosowana w Europie definicja ubóstwa i wykluczenia społecznego ustanawia graniczną wartość na poziomie 60% średniej płacy, mierzonej z pomocą mediany. Nie trzeba wyjaśniać, że nawet po uwzględnieniu wyższych kosztów życia, los ludzi żyjących oficjalnie w ubóstwie na zachodzie Europy jest znacznie lżejszy niż w Polsce.

Jak wskazują dane GUS, problem wcale nie dotyczy tzw. marginesu społecznego, czy ludzi bez pracy, ale bardzo często rodzin utrzymywanych przez jednego z rodziców ze zwykłej prowincjonalnej pensji. Zjawisko skrajnego ubóstwa dotyka bowiem głównie mieszkańców wsi, w dużych miastach zdarza się kilkanaście razy rzadziej. Skrajnym ubóstwem dotknięta jest co dziesiąta rodzina z trójką dzieci i co czwarta z czwórką, ale należy pamiętać, że kolejna spora część rodzin ma przecież niewiele wyższe dochody i mimo, że nie mieści się w definicji skrajnego ubóstwa, też ledwie wiąże koniec z końcem, nie  będąc w stanie zapewnić dzieciom przyzwoitych szans rozwoju, edukacji i wypoczynku.

Powyższe dane są dowodem, że w kraju, w którym tyle mówi się o nadciągającej katastrofie demograficznej, w którym od kilku lat władze podkreślają, że robią co mogą, by zachęcić do posiadania dzieci, tak naprawdę posiadanie rodziny może oznaczać finansowe obciążenie, które trudno udźwignąć chcąc zachować warunki życia, gwarantujące zachowanie godności. Innymi słowy; mimo ciężkiej pracy, pracownicy zarabiają tak mało, że przy braku ulg i innego rodzaju finansowego wsparcia ze strony państwa, po prostu nie da się normalnie żyć.